[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sadza z żałobą. Uśmiechnął się do niej i na tym poprzestał.
Saafeld szedł szybko za Tweedem, a Paula za nimi. Po wejściu
do sąsiadującej z gabinetem biblioteki zobaczyli czterech sanita-
riuszy w białych fartuchach. Saafeld skinął na nich ręką.
- Zciągnąłem ich z leżącego w pobliżu Leaminster - wyjaśnił
Tweedowi. - Znają drogę do mojego biura w Holland Park, ale
poprowadzę ich rollsem.
W pomieszczeniu było też czterech mężczyzn w mundurach poli-
cyjnych. Dwóch miało zawieszone na szyi wielkie aparaty fotogra-
ficzne, a trzeci niósł walizeczkę. To specjalista od odcisków palców,
pomyślała Paula. W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się od
środka i pojawił się w nich sierżant Warden, osobisty asystent Bu-
chanana. Zaskoczyło to Paulę, gdyż od dawna go nie widziała.
Buchanan bardzo się pośpieszył z przysłaniem na miejsce ekipy
technicznej.Tak samo Saafeld, wzywając sanitariuszy z Leaminster.
Warden, w prostym ciemnym garniturze, stał sztywno, jak
zwykle z twarzą bez wyrazu. Zwrócił się do Tweeda.
-Od czasu mego przybycia nikt poza mną nie wszedł do gabinetu.
Czy mogę pana wprowadzić?
-Jeżeli mogę doradzić - wtrącił uprzejmie Saafeld, spoglądając na
Paulę - byłoby najlepiej, gdybym najpierw wszedł tam tylko z
panem Tweedem.
-Wyjdę po ciebie za minutę - powiedział szybko Tweed do Pauli.
Paula, pozostawiona sama wśród tak wielu obcych mężczyzn, po-
czuła się niepewnie. Miała wrażenie, że powinna coś powiedzieć.
Jeden z fotografów przyglądał jej się lubieżnie.
- Nieczęsto nam się trafia przyjemność być tak blisko tak po
ciągającej kobiety - powiedział pożądliwie.
65
- George - odezwał się drugi fotograf - wyszoruj sobie brudną
gębę jakimś silnym środkiem dezynfekującym.
Paula spojrzała na niego z uznaniem, omijając wzrokiem obleś-
nego typa. Drzwi do gabinetu otworzyły się i stanął w nich Tweed.
Odwrócił się w jej stronę.
-Bardzo dziękuję - powiedziała do fotografa, który utempe-rował
kolegę.
-Sama zdecyduj, czy chcesz wejść - zwrócił się do niej Tweed
ściszonym głosem.
-Wejdę - oświadczyła twardo.
Zamknął za nią drzwi. Sierżant Warden stał pod ścianą pokrytą
boazerią, Saafeld za fotelem Belli. Paula spojrzała, wstrzymując
oddech. Pani Main siedziała nadal na swoim miejscu. Jej wspaniała
głowa opadła do przodu. Ubranie było przesiąknięte krwią, a na szyi
tkwił kołnierz z drutu kolczastego z okropnymi * szpicami.
Wyzierała spod niego głęboka, krwawa rana. Był to jeden z
najstraszliwszych widoków, jakie kiedykolwiek oglądała Paula.
Wchodząc do gabinetu, trzymała ręce w kieszeniach kurtki; teraz
mocno zacisnęła obie dłonie. Miała spokojny wyraz twarzy, a
Saafeld, nim się odezwał, bacznie jej się przyjrzał.
- Aby zobaczyć, jak to zostało zrobione, musi pani stanąć za
fotelem.
Podeszła spokojnie z Tweedem za plecami. Stając obok Sa-
afelda, zobaczyła drewniane uchwyty przymocowane do obu koń-
ców szatańskiego drutu kolczastego. Posłużyły do skręcenia i za-
ciśnięcia okrutnego kołnierza.
-Sądzę, że już wiem, jak to zrobiono - powiedziała, zauważając z
ulgą, że jej głos brzmiał normalnie.
-Morderca stanął za fotelem i z góry zarzucił jej ten naszyjnik
przez głowę, a potem ściągnął uchwyty i zacisnął drut, skręcając
jego końce - tłumaczył Saafeld.
Mówił, jakby wyjaśniał na wykładzie studentom kwestię ana-
tomiczną. Paula skinęła głową, przyglądając się krwi kapiącej z tyłu
szyi. Saafeld, wbrew swemu zwyczajowi, skomentował.
-To jedna z najokropniejszych zbrodni, jakie widziałem.
-Nie rozumiem, w jaki sposób morderca wniósł do gabinetu ten,
jak pan powiedział, naszyjnik bez zwrócenia uwagi Belli.
Ktokolwiek to był, musiała go znać i mu wierzyć.
Nagle wpadła jej do głowy pewna myśl.
- Oczywiście mógł to w czymś ukryć, na przykład w aktówce.
66
Zerknęła na milczącego Tweeda. Spojrzał na nią z uznaniem i
potakująco skinął głową.
- A potem - ciągnęła - morderca musiał stanąć za fotelem
i przerzucić ten naszyjnik przez jej głowę.
Zauważyła, że siwe włosy Belli nie były potargane, co pozosta-
wiło zmarłej przynajmniej resztkę dostojeństwa.
-Krótka fryzura ułatwiła mordercy zadanie; narzędzie zbrodni
dało się gładko zsunąć w dół na szyję. Jak pan myśli, czy to
długo trwało?
-Jeżeli morderca miał silne i zręczne ręce, poszło bardzo szybko.
Wątpię, aby wiedziała, co się dzieje, gdyż arterie szyjne są
zerwane.
Paula uświadomiła sobie, że przestała zaciskać dłonie. Wyjęła je
z kieszeni i idąc w stronę Tweeda, z wolna okrążyła biurko,
wpatrując się w dywan.
-Znikły przypominające tor odciski kół, które widzieliśmy
poprzednio - powiedziała.
-Też to zauważyłem - potwierdził jej szef. - Ktoś użył odku-
rzacza. Dowiem się kto i kiedy.
-Jeżeli obejrzeliście już wszystko, co trzeba - wtrącił sucho
Saafeld - to czas, by policyjny fotograf zrobił zdjęcia. Sanitariu-
sze mogą już wejść. Trzeba znalezć jakąś płachtę do jej przykry-
cia. Chcę tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, zabrać ją wraz
z fotelem. Nie będzie łatwo zejść z nim po schodach.
-Jest winda - powiedziała Paula. - Rusza z dolnego holu i za-
trzymuje się dokładnie na wprost wejścia do biblioteki.
-To bardzo ułatwi zadanie.
Tweed i Paula podążyli za Saafeldem do biblioteki, gdzie pro-
fesor wydał sanitariuszom dokładne instrukcje. Kiedy przeszli na
podest schodów, Paula przechyliła się przez poręcz i zobaczyła
Lavinię rozmawiająca z Newmanem.
-Lavinio, czy mogłabyś poprosić Snape'a, by wjechał windą na
górę? - zawołała do niej. - Niech stoi w otwartych drzwiach i
czeka, aż przyniosą twoją babkę.
-Załatwione! - odkrzyknęła Lavinia rzeczowym tonem.
-Co teraz? - spytała Paula, gdy schodzili na parter.
-Zamierzam zaraz rozpocząć przesłuchania. Jak Lavinia? - spytał
Newmana, widząc ją ze Snape'em na drugim końcu holu.
-Naturalnie jest zgaszona. %7łeby zmusić ją do myślenia o czymś
innym, wypytywałem ją o wyjazdy do Londynu. Myślę, że
całkiem dobrze mi poszło.
-Rozmawiaj z nią nadal. Niech przestanie myśleć...
67
Wraz z Paulą przeszedł do salonu na dole. Zastali tam jedynie
Marshala Maina maszerującego żwawo tam i z powrotem. Do po-
łowy opróżniony kieliszek szampana stał na okrągłym, podręcznym
stoliku. Butelka czekała obok w kubełku z lodem. Osobliwy napój,
raczej nieodpowiedni w tych okolicznościach, pomyślał Tweed.
Przesłuchanie rozpoczął od formalności.
-Panie Main, kto znalazł ciało?
-Proszę, nie traćmy czasu - powiedział Marshal z uśmiechem,
wskazując krzesła wokół stolika, a sam z kieliszkiem szampana
w ręce zapadł w głąb fotela, wyciągając przy tym nogi do przodu
i krzyżując je w kostkach.
-Coś dla odświeżenia? - zagadnął. - Szampan może wyglądać
niestosownie, ale Bella by go zaakceptowała. Była jak najdalsza
od robienia szumu i zamieszania w sytuacjach wyjątkowych.
Może kawę? "
-Tak, proszę. Jak przypuszczam, dla Pauli też.
-Przyniosę dzbanek - usłyszeli głos od wejścia.
Tweed odwrócił się i przy otwartych drzwiach zobaczył poważ-
ną Lavinię; właśnie zamykała je za sobą.
-Czarną jak smoła piekielna, jeżeli dobrze zapamiętałam z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]