[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A dlaczego?
- To kolejne pytanie z listy?
- Gdzie jestem?
- W Cravenmoore.
- A jak się tu znalazłam i dlaczego?
- Ktoś panią sprowadził&
- Pan?
- Nie.
- Więc kto?
- KtoÅ›, kogo pani nie zna& chwilowo.
- Gdzie sÄ… moje dzieci?
- Nie wiem.
Simone z twarzą poczerwieniałą od złości skierowała się ku cieniom.
- Ty przeklęty bastardzie!&
Ruszyła w stronę, skąd dochodził głos. Jej oczy zdołały wypatrzyć sylwetkę siedzącą w
fotelu. Lazarus. Ale w jego twarzy było coś dziwnego. Simone zatrzymała się.
- To maska - poinformował Lazarus.
- A po co maska? - zapytała, czując, że spokój, którego zaczęła doświadczać, gwałtownie
siÄ™ ulatnia.
- Maski ujawniajÄ… prawdziwÄ… twarz kryjÄ…cej siÄ™ za nimi osoby&
Simone starała się zapanować nad sobą. Poddanie się złości do niczego nie doprowadzi.
- Gdzie sÄ… moje dzieci? ProszÄ™&
- Powiedziałem już. Nie wiem, madame Sauvelle.
- A co ze mnÄ…? Co pan zrobi ze mnÄ…?
Lazarus rozwarł jedną ze swych dłoni, okrytą satynową rękawiczką. Powierzchnia maski
zalśniła znowu. To właśnie ten błysk Simone widziała przedtem.
- Nie wyrządzę pani krzywdy. Nie musi się pani mnie bać, Simone. Proszę mi zaufać.
- Nie wydaje się panu, że ta prośba jest trochę nie na miejscu?
- Dla pani dobra. Usiłuję panią chronić.
- Przed kim?
- Niech pani spocznie, proszÄ™.
- Co tu się, do diabła, dzieje? Dlaczego nie chce mi pan powiedzieć, co się tu dzieje?
Simone poczuła, że jej głos powoli zaczyna się łamać i przybierać dziecięce tony.
Rozpoznając pierwsze objawy paniki, zacisnęła pięści i głęboko odetchnęła. Cofnęła się o kilka
kroków i usiadła na jednym z krzeseł stojących wokół pustego stołu.
- Dziękuję - odezwał się cichutko Lazarus.
Kobieta w milczeniu uroniła łzę.
- Przede wszystkim chciałbym, żeby dowiedziała się pani, iż jest mi niewymownie przykro,
że została pani w to wszystko wplątana. Nie sądziłem, że kiedykolwiek może dojść do czegoś
takiego - oświadczył fabrykant zabawek.
- Dziecko o imieniu i nazwisku Jean Neville nigdy nie istniało, nieprawdaż? - spytała
Simone. - To pan był tym dzieckiem. Historia, którą mi pan opowiedział& była prawdziwa po
części i pokrywała się z pańskim własnym życiem.
- Widzę, że zapoznała się pani z moją kolekcją wycinków. Przypuszczalnie doprowadziło to
panią do wysnucia paru interesujących, niemniej mylnych wniosków.
- Jedyny wniosek, który wysnułam, panie Jann, to że jest pan chorym człowiekiem,
potrzebującym pomocy. Nie wiem, jak zdołał mnie pan tu przynieść, ale zapewniam pana, że jeśli
uda mi się stąd wyjść, skieruję swoje pierwsze kroki na posterunek żandarmerii. Porwanie jest
czynem karalnym&
Natychmiast zdała sobie sprawę z groteskowości i absurdalności swoich własnych słów.
- Czy to znaczy, że ma pani zamiar złożyć wymówienie, madame Sauvelle?
Ta rzadka u Lazarusa ironiczna nutka wydała się Simone podejrzana. Jej pryncypał, na ile
go znała, nigdy nie pozwoliłby sobie na taki komentarz. Choć na dobrą sprawę wcale go tak dobrze
nie znała.
- Znaczy, co znaczy - odpowiedziała sucho.
- Zwietnie. Wobec tego, zanim uda się pani na posterunek żandarmerii, czemu nie będę się
przeciwstawiać, pozwoli pani, że uzupełnię o kilka niezbędnych szczegółów historię, którą z
pewnością stara się pani uporządkować sobie w głowie.
Simone przyglądała się zimnej, pozbawionej jakiegokolwiek wyrazu masce, porcelanowej
twarzy, z której ust wydobywał się beznamiętny, jakby dochodzący z daleka głos. W oczach mogła
dostrzec tylko ciemność.
- Sama się pani przekona, moja droga Simone, że jedyny morał, jaki można wysnuć z tej
historii, tak jak i z każdej innej, brzmi: w prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest
tym, czym siÄ™ wydaje&
- Czy może mi pan coś przyrzec? - przerwała mu.
- O ile będzie to w mojej mocy&
- Proszę mi obiecać, że jeśli wysłucham pańskiej historii do końca, pozwoli mi pan stąd
odejść z moimi dziećmi. PrzysiÄ™gam, że nie zgÅ‚oszÄ™ siÄ™ na policjÄ™. ZabiorÄ™ Irène i Doriana i
wyjedziemy z miasteczka. Znikniemy stÄ…d na zawsze.
Maska przez jakąś chwilę nie odpowiadała.
- NaprawdÄ™ tego pani pragnie?
Przytaknęła, powstrzymując łzy.
- Rozczarowuje mnie pani, Simone. Sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Dobrymi
przyjaciółmi.
- BÅ‚agam&
Maska zacisnęła pięść.
- No cóż. Jeśli tak bardzo chce pani być ze swoimi dziećmi, to oczywiście spełnię pani
życzenie. W odpowiednim czasie&
* * *
- Pamięta pani swoją matkę, madame Sauvelle? W sercu wszystkich dzieci jest szczególne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]