[ Pobierz całość w formacie PDF ]
triota, kiwającego głową w rytm czegoś w słuchawkach, a teksty najróżniejszych
wiadomości płynęły po krawędziach jego butów ożywiane czerwonymi świateł-
kami LED. Na pewno przeczekał deszcz w samochodzie, ponieważ jego koszula
z nadrukiem w pistolety i luzne szorty nie były nawet wilgotne. Obok stał War-
baby w tym długim pikowanym płaszczu, w kapeluszu nasuniętym aż po okulary
wirtualnego światła. Wyglądał jak lodówka, gdyby ta mogła podpierać się kulą.
Ten szary, nie oznakowany czołg Rosjan, stojący tuż obok patriota, na pancer-
nych oponach, był częściowo okratowany, co z daleka oznajmiało wszystkim za-
interesowanym, że to samochód gliniarzy. I faktycznie niektórzy zwracali uwagę,
zauważył Rydell, bo tłum mieszkańców mostu obserwował ich z różnych miejsc
na betonowych półkach i koślawych straganach. Małe dzieci, parę Meksykanek
w siatkach na głowach, jakby pracowały przy przetwarzaniu żywności, kilku groz-
nie wyglądających młodzieńców w zabłoconych kombinezonach, opierających się
na łopatach i miotłach. Spoglądali z obojętnymi minami, jakie zwykle mają ludzie
z ciekawością obserwujący gliniarzy przy pracy. Gapił się też ktoś z samochodu
Rosjan, siedzący z wysoko podciągniętymi kolanami na przednim fotelu.
Rosjanie przysunęli się bliżej Rydella i dziewczyny, prowadząc ich między so-
bą. Rydell czuł, że zdają sobie sprawę z obecności tłumu. Nie powinni byli zosta-
wiać samochodu na widoku. Idący blisko Svobodov lekko poskrzypywał to ten
pancerz, który Rydell zauważył już wcześniej, w tej nędznej knajpie. Svobodov
palił jednego ze swoich mariboro, wydmuchując obłoki sinego dymu. Schował
138
pistolet pod kamizelkę. Zmierzali prosto w kierunku Warbaby ego; Freddie pro-
mieniał szerokim uśmiechem, na widok którego Rydell miał ochotę go kopnąć,
ale Warbaby był smutny jak zawsze.
Zdejmijcie mi tę pieprzoną obrączkę powiedział Rydell do Warba-
by ego, podnosząc dłoń razem z ręką Chevette Washington. Ludzie zobaczyli kaj-
danki; rozległ się szmer, głosy.
Warbaby spojrzał na Svobodova.
Masz je?
Tu. Rosjanin dotknął klapy prochowca.
Warbaby skinął głową, spojrzał na Chevette Washington, a potem na Rydella.
To dobrze. A do Orlovsky ego: Zdejmij kajdanki.
Orlovsky chwycił przegub Rydella i wsunął magneciak w szczelinę.
Wsiadaj do samochodu powiedział Warbaby do Rydella.
Nie przeczytali jej praw mruknął Rydell.
Wsiadaj do wozu. Ty prowadzisz, pamiętasz?
Czy ona jest aresztowana, panie Warbaby?
Freddie zachichotał. Chevette Washington podsunęła przegub Orlovsky emu,
ale ten schował magneciak.
Rydell rzekł Warbaby wsiądz teraz do samochodu. My już zrobiliśmy
swoje.
Drzwi szarego wozu otworzyły się po stronie pasażera. Wysiadł z niego ja-
kiś człowiek. Czarne kowbojskie buty i długi czarny płaszcz przeciwdeszczowy.
Jasne włosy, średniej długości oraz głębokie bruzdy uśmiechu po obu stronach no-
sa, jakby ktoś je tam wyciął i blade oczy. Uśmiechnął się, pokazując dwie trzecie
dziąseł i resztę zębów, błyskając złotymi koronkami.
To on powiedziała Chevette Washington tym swoim chrapliwym gło-
sem. To on zabił Sammy ego.
A wtedy ten wielki długowłosy w brudnej koszulce, ten, którego Rydell za-
uważył przedtem na moście, wjechał rowerem w plecy Svobodova. I nie był to
zwykły rower, tylko ogromny zardzewiały wehikuł z ciężkim stalowym koszy-
kiem przyspawanym do kierownicy. Rower z obciążeniem na pewno ważył co
najmniej z czterdzieści kilogramów, a drugie tyle złom, który wysypał się z kosza
na Svobodova. Uderzenie rzuciło go twarzą na maskę patriota, od którego Fred-
die odskoczył jak oparzony kot. Długowłosy wylądował na przysypanym złomem
Rosjaninie jak rozwścieczony niedzwiedz, chwycił go za uszy i zaczął tłuc jego
twarzą o maskę. Orlovsky sięgnął po H&K i w tym momencie Rydell zobaczył,
jak Chevette Washington pochyla się i wyciąga coś zza cholewy buta. Dzgnęła
tym w plecy Orlovsky ego. Wyglądało to na śrubokręt. Trafiła w pancerz, który
nosił pod koszulą, ale stracił równowagę w chwili, gdy naciskał spust.
%7ładnego dzwięku nie można pomylić z tym, jaki wydaje bezłuskowa amuni-
cja wystrzeliwana z superautomatycznej broni nastawionej na ogień ciągły. Nie
139
jest to odgłos karabinu maszynowego, lecz potworny, przeciągły ryk. Pierwsza
seria poszła w niebo, ale w następnej chwili Orlovsky usiłował skierować broń na
uczepioną jego ramienia Chevette Washington. Druga seria poleciała w kierunku
mostu. Ludzie z wrzaskiem zaczęli łapać dzieci i uciekać. Warbaby otworzył usta,
jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Rydell znalazł się za Orlovskym, kie-
dy ten znów próbował wycelować i no cóż to był po prostu jeden z tych
momentów. Kantem stopy kopnął Rosjanina mniej więcej dwa centy merty pod
kolanem i trzecia seria poszła pionowo w górę, gdy Orlovsky runął z łoskotem na
bruk. Freddie próbował złapać Chevette Washington, chyba dopiero wtedy zoba-
czył wkrętak i w ostatniej chwili zasłonił się trzymanym oburącz laptopem. Zru-
bokręt przeszył na wylot komputer. Freddie wrzasnął i upuścił go. Rydell złapał
za luzną obrączkę kajdanek, tę, którą miał przedtem na ręce i pociągnął. Otwo-
rzył przednie drzwi patriota po stronie pasażera i wciągnął ją za sobą. Siadając
na fotelu kierowcy, widział, jak długowłosy uderza twarzą Svobodova o maskę
samochodu, a kawałki złomu podskakują przy każdym uderzeniu.
Klucz. Zapłon.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]