[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Możesz to chyba nazwać hojną ofiarą odparł z lekkim uśmiechem Hamer. Chcę
oddać wszystko, co mam, do ostatniego pensa.
Co?
Hamer rzeczowym tonem wyjaśnił mu zwięzle wszystkie szczegóły.
Borrow poczuł zawrót głowy.
Czy& czy chcesz powiedzieć, że przeznaczasz całą fortunę na pomoc dla biednych z
East End i ustanawiasz mnie kuratorem tej fundacji?
Tak. Właśnie tak. Ale dlaczego& dlaczego?
Nie potrafię tego wyjaśnić odparł z namysłem Hamer. Czy pamiętasz, jak
rozmawialiśmy w lutym o Wizji? No więc możesz powiedzieć, że robię to pod wpływem
pewnej Wizji.
To wspaniale! Borrow pochylił się ku swemu rozmówcy, a w jego oczach zalśnił
błysk radości.
Nie ma w tym nic szczególnie wspaniałego odparł ponuro Hamer. Los biednych z
East End kompletnie mnie nie obchodzi. Umieją tylko wyłudzać pieniądze. Ja też byłem
nędzarzem, ale wydobyłem się z biedy. Muszę pozbyć się tych pieniędzy, a nie chcę by
wpadły w ręce jakiegoś z nie znanych mi towarzystw dobroczynnych. Jesteś jedynym
człowiekiem, któremu mogę zaufać. Nakarm ciała lub dusze tych ludzi lepiej ciała. Wiem,
co to głód, ale zrób jak uważasz.
Nigdy nie słyszałem o czymś podobnym wyjąkał Borrow.
Cała sprawa jest nieodwołalnie załatwiona ciągnął Hamer. Prawnicy sporządzili
wreszcie odpowiednie dokumenty, a ja je podpisałem. Muszę ci wyznać, że ostatnie dwa
tygodnie spędziłem bardzo pracowicie. Niemal równie trudno pozbyć się majątku, jak go
zdobyć.
Ale& zatrzymałeś chyba jakąś jego część?
Ani pensa odparł pogodnie Hamer. To znaczy& nie, niezupełnie. Mam w
kieszeni tylko dwa pensy dodał ze śmiechem.
Pożegnał się ze zdumionym przyjacielem, opuścił misję i zaczął krążyć po wąskich,
smrodliwych uliczkach. Słowa, które wypowiedział przed chwilą tak beztrosko,
rozbrzmiewały mu w uszach, budząc dotkliwe poczucie żalu. Ani pensa! Nie zatrzymał nic
ze swej wielkiej fortuny. Teraz jednak odczuwali lęk lęk przed biedą, głodem i zimnem.
Smak poświęcenia nie był mu, bynajmniej, słodki.
Ale w głębi duszy czuł, że spadł mu z piersi grozny ciężar, że nie jest już skrępowany ani
przytłoczony. Zerwanie łańcuchów było bolesne i trudne, ale miał nadzieję, że wizja swobody
doda mu sił. %7łe potrzeby materialne mogą zagłuszyć Zew Skrzydeł, ale nie zdołają go
stłumić, gdyż był on zjawiskiem nieśmiertelnym.
Wiał chłodny, jesienny wiatr. Hamer zadrżał z zimna, a potem poczuł, że jest głodny
zapomniał zjeść lunch. To przybliżyło czekającą go przyszłość. Nadal nie mógł uwierzyć, że
tak łatwo ze wszystkiego zrezygnował; z wygody, luksusu, ciepła! Czuł w całym ciele
bolesną bezsilność& A potem znów podniosło go na duchu radosne poczucie swobody.
Zawahał się. Znajdował się niedaleko stacji kolejki podziemnej. Miał w kieszeni dwa pensy.
Zamierzał pojechać do parku, w którym oglądał przed dwoma tygodniami wylegujących się
wałkoni. Nie przygotował sobie bardziej dalekosiężnych planów na przyszłość. Teraz wierzył
już święcie, że jest obłąkany ludzie normalni nie postępowali tak jak on. Ale szaleństwo
wydawało mu się czymś zdumiewająco pięknym. Postanowił udać się jednak do parku i
poczuł szczególne zadowolenie na myśl o tym, że pojedzie tam kolejką podziemną, która
symbolizowała w jego oczach wszystkie uciążliwości zapomnianego już życia& Potem
wyjdzie z tej więziennej czeluści i znajdzie się na rozległym trawniku, wśród drzew, które
zasłonią grozbę napierających na niego budynków.
Winda powiozła go szybko i nieubłaganie w dół. Powietrze było ciężkie i nieruchome.
Stanął na samym końcu peronu, z dala od tłumu. Na lewo od niego czerniał wylot tunelu, z
którego miał wynurzyć się pociąg. Otoczenie napawało go niejasnym lękiem. W pobliżu
znajdował się tylko jakiś zgarbiony mężczyzna, drzemiący na ławce jak się zdawało w
pijackim otępieniu.
Z oddali dochodziło słabe, lecz grozne dudnienie pociągu. Mężczyzna wstał z ławki i
powłócząc nogami podszedł chwiejnym krokiem do Hamera, a pózniej nachylił się nad
peronem, patrząc w czeluść tunelu.
Potem stało się to tak szybko, że było aż nieprawdopodobne zachwiał się i upadł.
W głowie Hamera tłoczyło się równocześnie tysiąc różnych myśli. Ujrzał zniekształcone
szczątki człowieka, przejechanego przez autobus i usłyszał ochrypły głos: Nie powinien pan
robić sobie wyrzutów. Nie mógł pan w niczym pomóc . A potem zdał sobie sprawę, że jeśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]