[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wychylił za drzwi głowę, spojrzał i zamiast chmury zobaczył błękit niebieski; poszarpane obłoki mkną gdzieś na wschód za
wzgórza i lasy. Siedzący w szopie kogut załopotawszy skrzydłami zapiał i jakby w odpowiedzi zza chałupy pokazało się słońce.
Na krzakach, na zbożu i trawie błysnęły krople rosy, jak mgła ze szklanych paciorków; ciemną sień przecięły złote smugi, w
czarnych kałużach odbijało się pogodne niebo.
Staśka opanowała radość. Wyleciał na podwórko i zaczął biegać po największej wodzie, ciesząc się, że mu spod nóg wytryskują
tęczowe snopy światła. Potem zobaczywszy kawałek deski cisnął ją na kałużę, stanął na niej z patykiem w ręku i wyobrażał
sobie, że pływa.
- Chodzi, Jędrek!... - zawołał na brata.
- Ostań się tu, dopóki wody nie wylejesz! - krzyknęła matka. Tymczasem po drugiej stronie rzeki gromada Niemców chwytała
płynące drzewo. Gdy udało się im upolować większą sztukę, śmiejąc się krzyczeli: "hura!" A gdy od razu nadpłynęło kilka
szczap, ogarnął ich taki entuzjazm, że chórem zaczęli śpiewać:
Es braust ein Ruf, wie Donnerhall,
Wie Schwertgeklirr und Wogenprall:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein,
Wer will des Stromes Huter sein?
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig sein;
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Stasiek zeskoczył ze swej deski. On, tak wrażliwy na melodię, pierwszy raz w życiu usłyszał chór, śpiewany przez kilkanaście
męskich głosów. Upojonemu radością i blaskami słońca zdawało się, że marzy. Zapomniał, gdzie jest, zapomniał, czym jest,
tylko słuchał - skamieniały z zachwytu. Po krótkiej pauzie, przerwanej pluskiem i śmiechem, Niemcy zaczęli znowu:
Durch Hunderttausend zuckt es schnell,
Und aller Augen blitzen hell,
Der Deutsche bieder, fromm und stark,
Beschutzt die heil'ge Landes Mark;
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig sein;
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Fest steht und treu die Wacht, die Wacht am Rhein!...
Chłopak nie słyszał wyrazów, nie pojmował melodii, tylko czuł potęgę ludzkich głosów. Zdawało mu się, że zza pagórka i zza
rzeki płyną jakieś fale, które go obejmują niewidzialnymi ramionami i, niby pieszcząc, gwałtem ciągną do siebie. Chciał pobiec
ku domowi i zawołać Jędrka, ale nie mógł odwrócić głowy; chciał stać w miejscu, ale coś pchało go naprzód. Zaczął więc iść,
jak odurzony, z wolna, prędzej, coraz prędzej, w końcu zaczął biec i -zniknął za pagórkiem. A głosy z tamtej strony rzeki
wołały:
Er blickt hinauf in Himmelsau'n,
Die Heldenvater niederschau'n,
Und schwort mit stolzer Kampfeslust:
Du, Rhein, bleibst deutsch, wie meine Brust!...
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Lieb Vaterland, magst ruhig...
Nagle śpiew umilkł, a po chwili rozległy się krzyki:
- Bywaj!... Bywaj!...
Zlimak i Owczarz przerwali robotę w stajni i z szuflami w rękach przysłuchiwali się pieśni Niemców. Nagła cisza i następne
krzyki zdziwiły ich obu, ale parobka coś tknęło.
- Lećcie no, gospodarzu - rzekł Maciek kładąc szuflę - czego oni się drą!...
- I... tak im coś do łba strzylo - odparł Zlimak.
- Bywaj! - wołano zza rzeki.
- Zawdy lećcie - nalegał parobek - bo ja z moją nogą nie nadążę, a tam cosik jest...
Zlimak pobiegł w stronę rzeki, a za nim kulejąc wlókł się Owczarz. Właśnie wstępował na wzgórze, kiedy dognał go Jędrek
pytajÄ…c:
- Co siÄ™ tam wyrabia?... Gdzie Stasiek?...
Uszu Owczarza doleciały z daleka jakieś wyrazy. Przystanął i usłyszał mocny głos, wołający za wodą:
- Taki to u was dozór... Polskie bydło!...
Wtem na zboczu pagórka ukazał się Zlimak trzymający w objęciach Staśka. Głowa chłopaka spoczywała na ramieniu ojca,
prawa ręka wisiała opuszczona bezwiednie. Z obu spływała brudna woda.
BOLESAAW PRUS PLACÓWKA
53
Zlimak miał sine usta i oczy rozwarte. Jędrek poślizgnąć się na błotnistym wzgórzu zabiegł mu drogę.
- Co Staśkowi, tatulu?... - zawołał przestraszony.
- Utonął... - odparł chłop.
Jędrek z zaciśniętymi pięściami przyskoczył do ojca.
- Zwariowaliśta!... - krzyknął. - Przecie on u was siedzi na ręku...
I szarpnął Staśka za koszulę. Głowa dziecka opadła na wznak przez ramię ojca.
- Widzisz, że utonął... - szepnął Zlimak.
- Co wy gadacie! - krzyczał Jędrek - przecie on dopiero co był na podwórku!...
Chłop nie odpowiedział. Oparł znowu głowę Staśka na swoim ramieniu i potykając się szedł do chaty.
Przed sienią stała Zlimakowa. Jedną rękę oparła na niecce, drugą przysłoniła oczy i przypatrywała się idącym.
- No, a coście tam zmalowali? - zawołała. - Cóż to? Na Staśka znowu padło?...
Nieszczęście nasze z tymi Szwabami i ich nabożeństwem!... Znowu coś na chłopaka padło...
Przystąpiła do męża i jąwszy Staśka za głowę mówiła drżącym głosem:
- No, Stasiek... Ino mi tak ślipiów nie wywracaj... No, Stasiek... oprzytomnij... rozejrzyj się... nic ci nie zrobię... Magda, daj
wody!...
- Ma on dość wody - mruknął Zlimak, wciąż trzymając syna na rękach.
Kobieta cofnęła się.
- Co jemu jest?.. - pytała z rosnącym przerażeniem. - Czemu on taki mokry?
- Dopierom go z wody wyjÄ…Å‚...
- Gdzie z wody?... - zakrzyczała kobieta. - Z rzyki?...
- Z tego dołka, co za górą - odparł chłop. - Wody tam po pas, ale jemu wystarczyła...
- On wpadł!... - jęknęła matka chwytając się za głowę. -Więc co go trzymasz, stary?... Kiedy wpadł, to wylejcież z niego wodę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]