[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Płomień to jedno wielkie kłamstwo i chwyt reklamowy - oświadczyła. - A
119
S
R
dodatkowo oddasz mi moje zobowiązanie o zachowaniu tajemnicy. Zdecydo-
wałam właśnie, że napiszę o was jeszcze kilka artykułów.
Marco kiwnął głową.
- Umowa stoi.
Następnie obrócił się w stronę Caitlyn, ale Britt błyskawicznie znalazła
się między nimi.
- O nie, kochaneczku. %7ładnych narad i sygnałów. Zrobimy to po mojemu.
- Nie ma sprawy. - Wzruszył ramionami.
Spojrzał na Caitlyn ponad głową Britt. W jego oczach nie było ani śladu
złości czy rozczarowania, które towarzyszyły ich rozstaniu przed tygodniem.
Zamiast tego biła z nich pewność. Wierzy we mnie, wierzy bezwarunkowo,
pomyślała Caitlyn i łzy napłynęły jej do oczu.
- Kiedy dotknę twego ramienia, wskażesz na swego męża: na lewo bądz
na prawo - poleciła jej Britt i zniżając głos, dodała: - Jak przegrasz, to pierwszą
rzeczą, którą zobaczysz, będzie wyraz triumfu na mej twarzy, a pierwszą, którą
usłyszysz, mój śmiech. Nie mogę się już doczekać. - To mówiąc, założyła jej
kaptur i włożyła do uszu zatyczki, a następnie poprowadziła na środek podium.
Caitlyn czekała pełna trwogi. Jak go rozpozna? Nie widząc i nie słysząc
nic? Co będzie, jeżeli wybierze zle? Stracą kontrakt z Romanami, kampania się
nie powiedzie, bo ludzie zobaczą, że Płomień to zwykła szopka, a najgorsze, że
Marco uzmysłowi sobie, że Caitlyn nie jest jego prawdziwą, uświęconą przez
Płomień wybranką. Czemu się na to zdecydował? Czemu patrzył na nią z taką
ufnością? Z taką... miłością? Dobry Boże! Tak, to właśnie to zobaczyła w jego
oczach, gdy na nią spojrzał. Kochał ją. I dlatego pewnie był przekonany, że go
rozpozna mimo kaptura i zatyczek.
Był tylko jeden sposób. Musiała zaufać samej sobie. Uwierzyć, że się
uda. Przecież wyczuła go wtedy, u jego babci. Płomień jej w tym pomoże. I
120
S
R
zrozumiała nagle, że pokłada teraz nadzieję w czymś, czego istnieniu do tej po-
ry zawsze zaprzeczała.
Poczuła, że Britt klepie ją po ramieniu. Zamknęła oczy, mimo że i tak nie
mogła niczego dostrzec spod kaptura. Myślała o Marcu. O ich pierwszym
spotkaniu w holu. O tym, jak po raz pierwszy ją pocałował. O ich ślubie. O
nocy, która nastąpiła potem. I o wszystkich innych, pełnych namiętności
nocach, które spędzili od tego czasu razem. I wreszcie o tym, jak spojrzał na
nią, nim Britt nałożyła jej kaptur. O oczach, które patrzyły na nią z bezbrzeżną
wiarą i miłością.
Cała otworzyła się na Marca. Po paru chwilach poczuła, że jakaś siła
kieruje ją w prawą stronę. Zwróciła się tam i przez sekundę zawahała. Potem
przyszło to dziwne, acz znane już uczucie swędzenia w dłoni i nie zastanawiała
się dłużej. Ruszyła zdecydowanie ku swemu mężowi.
Marco objął ją i podniósł do góry. A potem zdjął kaptur i wyjął z jej uszu
zatyczki.
- Czy są jeszcze jakieś wątpliwości, że Płomień istnieje? - spytał z
szerokim uśmiechem.
- Nie - odrzekła i pocałowała go, wzbudzając aplauz tłumu. - Kocham
cię, Marco.
- Ja też cię kocham, cara. Będziemy razem do końca życia. Mam tylko
jedno małe pytanie. Dlaczego zajęło ci to tyle czasu, by uwierzyć?
- Bo Płomień nie ma nic wspólnego z logiką. Nie ma, po prostu. Ale -
wzięła głęboki wdech - nie dyskutuje się z faktami.
- Powiedziałaś z faktami"?
- Tak. A ty naprawdę byłeś pewny, że cię wyczuję?
- Od początku wiedziałem, że tak będzie.
- Teraz, gdy cię znalazłam, już nigdy nigdzie cię nie puszczę.
121
S
R
EPILOG
Minął tydzień.
Caitlyn skończyła porządki w papierach. Natknęła się przy tym na
pewien dokument, który postanowiła od razu pokazać mężowi.
- Mam coś ważnego - powiedziała, wchodząc do jego biura.
- Zaraz, zaraz - powstrzymał ją. - Interesy pózniej. Ja mam coś
ważniejszego: prezent dla ciebie. - Wyciągnął w jej stronę pudełko, które
osobiście zapakował. - Ucieszysz się. Pięknie się błyszczy.
- Marco! Wiesz przecież, że nie musisz mi kupować biżuterii.
- A właśnie, że będę ci kupować biżuterię - sprzeciwił się zdecydowanie.
- Prawdę mówiąc, zamierzam cię wręcz obsypać ognistymi brylantami. Ale
tym razem mam dla ciebie coś innego.
Caitlyn z zaciekawieniem otworzyła pakunek. W środku znajdował się
potężny, szklany przycisk do papieru. A zatopione w jego szkle spoczywały
wszystkie pierścionki i kolczyki produkcji firmy Dante'ów, które należały do
niedawna do Britt Jones.
Zmiała się bardzo długo. Boże, jaka jestem szczęśliwa. Mam mężczyznę,
który umie mnie rozśmieszyć i który może mnie... obsypać brylantami.
Niesamowite.
Pomyślała, że poczeka trochę, zanim mu powie o dokumentach, które
znalazła, a które świadczyły o tym, że kopalnia diamentów Dante'ów nie
należy prawdopodobnie wyłącznie do ich rodziny. O braciach O'Dell, pierw-
szych właścicielach kopalni. I o Kiley, wnuczce Cameron O'Dell, która może
[ Pobierz całość w formacie PDF ]