[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddychała równo i było widać, że upadek ze stromego zbocza wcale jej nie zaszkodził.
Dziewczyna zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek wygrzebawszy z torby przy siodle
pokruszone resztki podpłomyków, przygotowała z nich papkę dla swej podopiecznej.
Następnie znów obudziła Derrena, napoiła go ziołową herbatą i upewniła się, że na
bandażach nie ma śladu krwi. Dopiero wówczas wyciągnęła z juków swój płaszcz i
otuliwszy się nim legła przy ognisku. Smire zapewnił ją, że z ochotą będzie strzegł obozu.
Nie lękajcie się, pani. Przezpieczni jesteście, póki ja; stróże trzymam.
Wymamrotała kilka słów podzięki i złożyła głowę na twardej ziemi. Nim zapadła w
sen, zastanawiała się jeszcze przez chwilę, dlaczego Smire używa tak archaicznego języka.
Słuchając go miała wrażenie, że czyta stary zwój z Ostborowych zbiorów. Również
odzienie tego człowieka miało staroświecki krój. Z pewnością był jakiś powód... ale jej
zmęczone ciało domagało się odpoczynku i nie była w stanie myśleć o tym dłużej.
Rankiem ocknęła się nagle z głębokiego snu. Na początku nie mogła sobie
przypomnieć, gdzie się właściwie znajduje, nie wiedziała też, co było przyczyną
gwałtownego przebudzenia. Chyba jakiś dzwięk dobiegł jej uszu... coś jakby brzęk
uprzęży... tak, to z pewnością było to... Ostrożnie rozwarła powieki. Smire, pochylony nad
kucem Elgaret przetrząsał ich bagaże. Od początku nie budził we mnie zaufania
pomyślała ze swego rodzaju ponurą satysfakcją a teraz mam przynajmniej dowód, że
moje obawy były słuszne. Ziewnęła głośno, odrzucając na bok płaszcz. Smire natychmiast
odskoczył od kuca. Kiedy siadła i zwróciła ku niemu twarz, był już zajęty podsycaniem
ognia pod im brykiem.
Zbudziliście się, pani? zapytał. Tuszę, żeście wypoczęli po wczorajszej
niemiłej przygodzie.
Dziękuję, mistrzu Smire, spało mi się całkiem dobrze odpowiedziała.
Widzę, że przygotowałeś wrzątek. Zwietnie się składa, bo akurat muszę zmienić okład na
nodze pana Derrena. Poza tym chory powinien wypić nieco ciepłego rosołu.
Smire uśmiechnął się szeroko, dziewczyna zauważyła jednak, że jego oczy pozostały
nieruchome i zimne.
Takem i pomyślał, że rosół potrzebny będzie, dlategom ugotował mięso tłustego
królika. Nolar dotknęła czoła Derrena. Było cieplejsze niż zwykle, nie przejęła się tym
zbytnio, wiedząc, że otwartym złamaniom bardzo często towarzyszy podwyższona
temperatura. Autor pewnego znanego jej traktatu o sztuce leczniczej twierdził nawet, że
niezbyt wysoka gorączka może być niekiedy pozytywnym objawem. Zresztą, gdyby
pojawiły się jakieś kłopoty, miała w sakwie podarowany przez Pruetta hizop.
Nolar zajęła się teraz prawą nogą swego pacjenta. W ciągu nocy krew przesiąkła
przez bandaż, ale było jej naprawdę niewiele i zdążyła już dawno wyschnąć. Dokonawszy
oględzin, Nolar zostawiła chorego i poszła przygotować herbatkę z ziół. Nim zmieniła
okład, posmarowała świeżą maścią ranę na udzie tropiciela i podzieliła wywar z
gotowanego królika między Derrena i Elgaret, słońce stało już wysoko na niebie. Następnie
sama zjadła kawałek mięsa, zagryzając go podpłomykami i dla pokrzepienia wypiła kubek
herbaty zaprawionej dzięgielem. Derren wciąż miał lekką gorączkę, ale jego stan nie
pogarszał się.
Gdy zapytała, czy w nocy miał dreszcze, zaprzeczył stanowczo. Cieszyła się, że
rozmawia z nią przytomnie, że oczy mu błyszczą słowem nie występują żadne objawy
charakterystyczne dla ciężko chorych.
Na szczęście jesteś silny, mości Derrenie powiedziała. W moich górach
widywałam już tego rodzaju złamania i muszę powiedzieć, że ich konsekwencje były na
ogół opłakane. Ufam jednak, że tobie uda się wyjść cało z tej przygody dzięki leczniczym
właściwościom żywokostu mistrza Pruetta. Gdybyś mimo to potrzebował środka
przeciwbólowego, mam syrop makowy jest bardzo skuteczny, choć natychmiast
sprowadza sen. A teraz pozwól, że przedstawię cię naszemu wybawcy, mistrzowi Smire,
który polując w pobliżu usłyszał, jak gwizdałam na kucyki.
Smire obdarzył oboje swym nieszczerym uśmiechem.
Zaiste, opatrzność musiała to sprawić, że nasze drogi się spotkały. Pan mój
wielce rad będzie mogąc was powitać w swych progach.
Kim jest twój pan? zapytała Nolar bez specjalnego zainteresowania,
spodziewając się, że usłyszy imię znane z opowiadań lub zapisków Ostbora.
Smire zawahał się i przez krótką chwilę robił wrażenie zmieszanego. Szybko jednak
odzyskał zimną krew.
Powiem wam imię, pani, ale nie spodziewam się, byście je znać mogli
odpowiedział. Badania bowiem, które prowadzi mój mistrz, choć ważne wielce, dotyczą
spraw nielicznym jeno znanych. Pomnijcie też, com wam rzekł o chorobie, w czasie której
zaprzestać musiał wszelkich działań. Zapewne świat całkiem o nim zapomniał.
Odpowiedz Smire'a zamiast zaspokoić ciekawość Nolar, tylko ją zaostrzyła.
Mój zmarły mistrz, Ostbor Uczony, prowadził przez wiele lat obszerną
korespondencję. Pomyślałam sobie po prostu, że na kartach ksiąg z jego archiwum mogło
się pojawić imię twego pana.
Tull powiedział szorstko Smire tak właśnie się zowie. Wielki mąż uczony,
którego prace winny zostać należycie docenione, miast... przerwał, jakby w ostatniej
chwili powstrzymując się przed zdradzeniem jakiejś tajemnicy ...miast iść w
zapomnienie albowiem z miny waszej łacno poznać mogę, żeście nigdy o Tullu nie
słyszeli.
Obawiam się, że nie przyznała Nolar. Ale ja nie roszczę sobie prawa do
tytułu uczonej", byłam jedynie pomocnicą pewnego mędrca.
Także samo i ja, czcigodna pani. Smire zgiął się w przesadnym ukłonie.
%7ływot trawię na nużącej, codziennej pracy po to jeno, iżby mistrz mój bez przeszkód
zgłębiać mógł wyższe i nieporównanie ważniejsze sprawy.
Jestem pewna, że ma powody, aby całkowicie na tobie polegać odrzekła
dziewczyna, starając się ukryć niedorzeczną niechęć do Smire'a.
Każda rozmowa z nim przybierała formę słownej szermierki. Czuła, że powinna
bardzo uważać na to, co mówi, i pragnęła gorąco, aby skierował gdzie indziej spojrzenie
swych rozbieganych oczu odyńca.
Oczy... Przypomniała sobie nagle dziwny wyraz twarzy Smire'a, kiedy po raz
pierwszy zobaczył szpecące ją piętno. Rozumiała już, co ów wyraz oznaczał była to
satysfakcja, jakiś wyjątkowo obrzydliwy rodzaj radości.
Ten człowiek napawał się widokiem klęsk i cierpień innych. Dawno temu, kiedy
była dzieckiem, widziała, jak pewien ulicznik zachłostał niemal na śmierć bezdomnego psa.
Do dziś pamiętała twarz chłopca i jego oczy, w których, podobnie jak u Smire'a, migotały
złe błyski. Nakazała sobie spokój, choć powoli ogarniała ją chęć ucieczki i skrycia się w
mysiej dziurze.
Wówczas wpadł jej do głowy pewien pomysł. Zwróciła się ku tropicielowi.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mości Derrenie. Chociaż poważnie
uszkodziłeś nogę w czasie kamiennej lawiny, to dzięki przymusowej przerwie w podróży
będziemy mogli kontynuować naszą dyskusję uśmiechnęła się promiennie do Smire'a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]