[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieczna ironia dusz
1 W autografie omyłkowo:  nie uważa".
BIAAA, 1887
75
przeżytych. Wobec takiej twarzy jesteś bezsilny. To, co tobie daruje młodość
jako najpiękniejsze swe dary, ona już zna  i drwi z tego. Nic jej nie powiesz
nowego, niczym jej nie zachwycisz. Kiedy idziemy pylną drogą, dającą możność
swobodnego obserwowania jej  doznajesz obłędu, zawrotu głowy, piekła
namiętności. Dosyć wysoka, cudnie zbudowana; szerokie jej biodra, kibić okrągła,
gibka, ruchliwa i giętka jak pręt stalowy, przepyszny biust, szyja krótka,
biała, na którą zsuwają się pojedyncze promienie włosów o kolorze hebanu 
wszystko to napełnia cię straszliwą pewnością swych sił, wobec której
nieszczęścia, postanowienia, cała filozofia niedoli tego uczucia  przepada jak
dym.
Nie rozumiem, czemu wczoraj na moją zwykłą prośbę o  dobranoc"  odpowiedziała
przyzwoleniem. Długo spacerowaliśmy po peronie wieczorem. Taki cudowny,
ciemnoniebieski wieczór, wielki księżyc, milczące zadumanie drzew, cisza
lipcowej nocy  i nic tego nie widzisz, nic nie czujesz, czujesz tylko, że to
mija godzina dziesiąta, jedenasta, pół do dwunastej, a my jeszcze mówiemy,
mówiemy... Wreszcie  pan Leon odchodzi na stacją, a my do domu.,
Na pół rozebrany czekam w salonie. Jest w nim widno, plamy księżycowe kładą się
na podłodze jak w obrazach Rembrandta. Godzina 12. Wreszcie, po wszystkich
mękach oczekiwania, wsuwa się ona, trwożna, lękliwa, na krótką chwilę. Pierwszy
raz tutaj przyszła do mnie. Jest nieoceniona w tym satysfakcja, gdy kobieta
kochana oddaje ci się na twoim łóżku. Zdaje się, że to już nie cudzołóstwo.
Jest w zachowaniu się naszym względem siebie stosunek męża i żony, a czasem
robiemy sobie honory i prawiemy grzeczności jak ludzie, co się wczoraj poznali.
Co dzień rano odprowadzam ją do kąpieli. Podczas gdy ona się kąpie, ja czekam w
altance z liści dębowych. Kładę się
76
DZIENNIKI, TOMIK XIII
tam na ławce i pogrążam w nirwanę. Jest to jedyna chwila, kiedy nie wiem o
niczym. Lekkie białe obłoczki snują się po szafirach nieba, cichy szmer sosen
przerywa tylko imperty-nencki krzyk dzięcioła. Zdaje się wtedy, że zasypiam, że
pogrążam się w nieskończoną niebieskość, jaką widzę nad sobą.
6 VII (środa).1
Już to dziś jest chroniczna moralna choroba. Nad wszystkimi moimi uczuciami
króluje już dziś to uczucie. Zatapiam się w morze rozmyślań, jakim cudem, jaką
potęgą, jaką władzą  czym skłonić ku mnie to wielmożne serce.
Najgorszym stanem w nierozważnej miłości jest ten, kiedy zaczynasz nie zwracać
uwagi na jej niestosowność, na wady organiczne kobiety kochanej, kiedy
potworności zaczynasz uważać za rzeczy konieczne, kiedy nie dostrzegasz w niej
nic  prócz piękności. Męka i gorycz, nieustanny niesmak, godziny moralnych
obłędów przyjmujesz za konieczne satelity uczucia, nienawidzisz i idziesz z
zawiązanymi oczyma, z konającym sercem, a jedyne myśli twoje  to pokorne czy
ironiczne, a zawsze namiętne błaganie: wróć do mnie!
Gdyby ktoś wejrzał do głębi w całe nic- L :zucia, a miał uczciwe i szlachetne
serce  doznałby głębokiego smutku. Nie jestem człowiekiem, który by nie miał za
sobą nic, co by przemawiało za nim dodatnio. Te uczucia te myśli, cała wartość
moja intelektualna dają mi prawo do uważania się za jednostkę wartą choćby
współczucia. Tymczasem  nieustanne różniczkowanie naszego stosunku wykazuje
jakieś mniemane wielkości, od których odwracam się znudzony i taki
nieszczęśliwy, że czuję nad sobą samym litość. I oto powstaje z tego chaosu
jeden pewnik, smutny i straszny jak bezsenna noc:  Z wszystkich nędz na j
straszniejsza  ludzkie zapomnienie."
" W autografie pierwsze dwa akapity pod tą datą ujęte są w ramkę.
BIAAA, 1887
77
Od wysoce tragicznego do wysoce komicznego stanu duszy  mniej niż jeden krok.
Toteż nie ma nic bardziej tragicznego i jednocześnie nic komicznie j szego nad
człowieka zamkniętego w klatce namiętności.
Trzeba ogromnych przyczyn, by wywołać nareszcie we mnie żądzę nieodegnaną i
silną  wzniesienia się nareszcie i zapomnienia.
Wiem, że mnie  kiedyś"  ale  kiedyś" oddalone wielce  wyleczy pracą i prawdą.
Wczoraj przyjechała matka. Pan Leon jezdził po nią do Aukowa. Cieszyłem się
nadzieją, że te parę godzin pani Helena poświęci mnie na rozmowę. Ale... miała
akurat wtedy mnóstwo interesów do załatwienia.
Chciałbym jeszcze kiedykolwiek mieć w życiu chwilę, w której mógłbym się na niej
za te wszystkie męczarnie  moralnie pomścić. Chciałbym mieć chwilę, aby ona
poczuła raz, że ja wart jestem trochę więcej niż tej pogardliwej grzeczności.
Chwila taka nadejść musi i nadejdzie.
Najszczęśliwsze chwile, chwile bezwiednego zachwytu, są moim udziałem wtedy, gdy
mogę przycisnąć Helenę do piersi, całować jej wielkie oczy, jej kochane włosy, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •