[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ależ to charakter  w danym wypadku, jak to bywa często z ludzmi o wyglądzie bohaterskim,
doznał takiego strachu, że nie bez powodu zaczął się lękać jakiegoś paroksyzmu. Własnoręcznie
zrzucił co prędzej z ramion szynel i krzyknął stangretowi nieswoim głosem:
 W te pędy do domu!
Słysząc głos, który zazwyczaj wydaje człowiek w chwilach decydujących i któremu najczęściej
towarzyszy coś bardziej rzeczowego, stangret wtulił na wszelki wypadek głowę w ramiona,
12
zamachnął się batem i pomknął jak strzała. W niespełna siedem minut znaczna osobistość znalazła
się już przed podjazdem swego domu. Blada, wystraszona, bez szynela, zamiast do pani Karoliny
przyjechała do siebie, dowlokła się jako tako do swego pokoju i spędziła noc w takim zamęcie, że
nazajutrz z rana, przy herbacie, córka powiedziała jej wprost:
 Jesteś dziś bardzo blady, papa.
Lecz papa milczał i nikomu ani słówkiem o tym, co mu się przytrafiło, gdzie był i dokąd jechał.
Opisany wypadek wywarł na nim wielkie wrażenie. Znacznie rzadziej mówił teraz do podwładnych:
 Jak pan śmiesz? Czy pan rozumiesz, kogo masz przed sobą?  a jeśli nawet zwracał się w ten
sposób, to dopiero wówczas, gdy wysłuchał, o co chodzi.
Ale jeszcze bardziej znamienne jest to, że od tej chwili urzędnik-upiór całkiem się przestał
ukazywać: snadz szynel ekscelencji był dla niego w sam raz. W każdym bądz razie nie słychać było
już odtąd o wypadkach, żeby z kogoś zdzierano płaszcze, acz wielu ludzi, przepełnionych troską
obywatelską, nie chciało się żadną miarą uspokoić i rozpowiadało, że na krańcach miasta wciąż
jeszcze się zjawia upiór urzędnika. Jakoż pewien stójkowy na Kołomnie widział na własne oczy, jak
zza węgła jakiegoś domu wyszło widmo; lecz będąc nieco słabowity z natury (pewnego razu zwykły
wieprzak, wypadłszy z jakiegoś prywatnego domu, zwalił go z nóg ku niezmiernej uciesze
tłoczących się dokoła dorożkarzy, od których zażądał natychmiast po groszu na tabakę za takie
naigrywanie się)  będąc tedy słabowity, nie odważył się zatrzymać widma, szedł tylko sobie za
nim w ciemnościach dopóty, dopóki się w końcu widmo nie obejrzało i pokazując mu taką pięść,
jakiej nie posiada nikt z żyjących, zapytało:
 A ty czego?
 A nic, tak sobie  odpowiedział stójkowy i natychmiast zawrócił.
Widmo to jednakże było wzrostu znacznie wyższego, miało olbrzymie wąsy i skierowawszy, jak
się zdaje, swe kroki w stronę mostu Obuchowa, znikło całkiem w pomroku nocy.
13 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •