[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Do tego salsa własnego wyrobu i biały chleb.
Rozkoszował się posiłkiem, chociaż hałas robiony przez przejeżdżające samochody z
głośnikami jednak mu przeszkadzał, właściciel potrząsnął przepraszająco głową.
* Wielkie spotkanie jutrzejszego popołudnia, seńor * powiedział. * Wybieramy nowego
gubernatora.
* Słyszałem o tym. Co właściwie stanie się jutro?
* La grań confrentacion. Obaj kandydaci i ich sztaby staną do wielkiej debaty. Będzie fiesta i
różne atrakcje, na plac targowy przyjdzie z pewnością mnóstwo ludzi. Smakuje panu, seńor?
* Wyśmienite * odparł Fredric.
Wielkie spotkanie następnego popołudnia, na którym pojawi się
wiele osób? Masa ludzi? Naprawdę będzie ich tak wielu? Przyszła mu nagle do głowy pewna
myśl, która sprawiła, że serce zabiło mu szybciej, czy dałoby się to zorganizować? Ta myśl
nie dawała mu spokoju, gdyby udało się to załatwić, efekt byłby maksymalny, ryzyko jednak
wydawało się ogromne, być może nawet zbyt wielkie, wiele rzeczy mogło się nie udać; czy
ludzie Casaroji poradziliby sobie z tym zadaniem? Im dłużej
o tym myślał, tym bardziej podobał mu się ten plan, morderca z dużym
prawdopodobieństwem zdecyduje się uderzyć przed tym spotkaniem, pewnie w nocy;
natychmiast musi porozmawiać o tym z komendantem. Przywołał do siebie kelnera, zapłacił i
wyszedł szybko, wciąż kuśtykając, udał się w stronę komisariatu, miał nadzieję, że Casaroja
wciąż jest na miejscu, uśmiechnął się do kobiety ze słuchawkami na uszach
i poprosił o możliwość rozmowy z inspektorem el jefe.
Na szczęście był w swoim biurze.
Natychmiast go tam przyjął.
Mogli spokojnie porozmawiać.
Policjant słuchał tego, co Fredric ma do powiedzenia.
Dokładnie to przemyślał, po czym jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu, oparł dłoń na
ramieniu Fredrika i powiedział:
* Claro. Genialne! Es un grań espectaculo! Zaufaj nam, seńor Drum, zatroszczymy się o to,
aby wszystko poszło po naszej myśli, w tych akurat kwestiach jesteśmy bardzo kompetentni.
Emmeryson Perriat siedział na drewnianej ławeczce tuż przed wejściem do niewielkiego
domu, gdzie mieszkał ze swoją rodziną, na skraju lasu, w pobliżu równiny porośniętej trawą,
spełniającej funkcję boiska piłkarskiego; rozkoszował się ostatnimi promieniami słońca przed
jego zachodem, słyszał radosny śmiech dzieci bawiących się na boisku, według meteorologa
była to najprzyjemniejsza pora doby, właśnie wrócił ze spaceru po lesie, miał tam swoją
ulubioną ścieżkę, którą przechadzał się, gdy pragnął się uspokoić, obcować z naturą w
samotności; jeszcze raz przeczytał treść trzymanego w dłoni dokumentu i uśmiechnął się
radośnie, to właśnie było najlepsze rozwiązanie.
* Tercelia! * krzyknął; jego żona wieszała właśnie pranie. * Chodz i usiądz przy mnie na
chwilę!
Kobieta spojrzała na swojego małżonka nieco zaskoczona, odłożyła jakąś sztukę garderoby z
powrotem do kosza, podeszła do ławki i usiadła.
* O co chodzi, Em? * zapytała.
* Musimy dziś wieczorem trochę poświętować * odparł.
* Zwiętować? Co masz na myśli?
* Uważasz, że nie ma powodów? * Zamachał nad głową trzymanymi w dłońmi papierami.
* Owszem, mamy dobry powód * uśmiechnęła się ostrożnie.
* A jutro masz popołudniowy dyżur, prawda?
* Tak.
* Tercelio, zabieramy dziś dzieci i wychodzimy do miasta na uroczystą kolację. Co ty na to?
* Zerknął na żonę, jego wzrok pełen był wyczekiwania.
* Dlaczego nie? Dokąd chciałbyś się wybrać?
* Właściwie już zarezerwowałem stolik w Cantina Esperanza * odparł.
Było ciemno, Fredric zerknął na zegarek chyba już setny raz tego wieczora, zbliżała się
dziesiąta, do Cimi zostały tylko dwie godziny, pomyślał, czy morderca uderzy po raz kolejny?
Czy szaleniec zbliży się do swojej ofiary w nocy, a może poczeka do świtu? Nie był pewien,
poprzednie zbrodnie dokonywane były w różnych godzinach, następnego dnia przed
południem miało się jednak odbyć spotkanie na placu targowym, dokonane wcześniej nowe
morderstwo miałoby większy efekt, przestępca doskonale o tym wiedział, gdzie jednak
zamierzał uderzyć tym razem? Może wybierze Chetumal na samym południu albo Can*cun
na północy? Prowincja była w końcu dość rozległa, usiana małymi miasteczkami; morderca
pewnie już dawno wybrał nową ofiarę, nie zabijał w końcu kogo popadnie, Fredric
zorientował się natychmiast po przeczytaniu policyjnych raportów, ofiary wybierane były
pieczołowicie, w innym wypadku przestępstwa nie wywołałyby pożądanego efektu; czy
ludzie Casaroji będą w stanie śledzić mordercę niezależnie od tego, w której części prowincji
będzie się znajdować? Nie musisz się tym martwić, Fredricu, powiedział sam do siebie, to
prostolinijni i so
lidni policjanci. Co jednak, jeśli się nie uda? Jeśli policjanci śledzą przestępcę nadaremnie,
ten bowiem zorientował się, że wpadli na jego ślad? Norweg przeanalizował ponownie
wszystkie rozmowy odbyte z różnymi osobami w ciągu kilku ostatnich dni, czy mógł coś
nieopatrznie wyjawić? Czy mógł to zrobić ktoś inny? Jakie informacje dotarły do mordercy?
Zamknął oczy i spróbował przypomnieć sobie wyraz twarzy Amerykanki po tym, jak zadał jej
ostatnie pytanie, zanim wsiadł do taksówki, czy naprawdę było tak, jak mu się wydawało?
Ponownie poczuł się niepewnie, w wielu kwestiach mogłeś się fatalnie pomylić, Fre*dricu,
odezwał się jakiś mroczny głos w jego głowie, może zostałeś zupełnie oślepiony
wcześniejszymi powodzeniami i wyciągnąłeś błędne wnioski z kilku zaledwie zbiegów
okoliczności?
Szedł powoli brzegiem morza, było zupełnie ciemno; stopy miał bose, brodził w wodzie, czas
płynął powoli, noc zapowiadała się długa, czy zdoła zasnąć? Wcześniej tego wieczora spędził
trochę czasu z Enge*dalem, wypili parę Coron, podczas gdy naukowiec z zapałem opowiadał
o wycieczce do osławionego majskiego miasteczka, Fredric słuchał go jednak jednym uchem;
nie udało mu się także w pełni zaangażować, gdy Engedal rozłożył na stole cały szereg
wzorów tłumaczeń hierogli*fów z nowo odkrytej majskiej osady, znaków, które on osobiście
skopiował, a naukowiec uważał teraz, że udało mu się je odcyfrować; nie opowiedział
koledze o swoich odwiedzinach u Amerykanki i ostatnich ustaleniach w kwestii morderstw,
czy dlatego, że był niepewny? Nie chciał, by przyjaciel wiedział, że tak głęboko zaangażował
się w sprawę, w kwestii której nie miał absolutnie żadnych kompetencji? Możliwe. Nie
potrafił się skoncentrować, wiedział, że nie znajdzie spokoju, dopóki sprawa nie zostanie
rozwiązana, co się stanie, jeśli morderca uderzy jeszcze wiele razy? Były to pytania, na które
nie potrafił znalezć odpowiedzi.
Fredrik Drum poczuł, jak morskie fale łaskoczą go w stopy, próbował cieszyć się łagodnym
wiatrem, z trudem szukał myśli, które potrafiłyby złagodzić jego aktualny niepokój,
przypomniał sobie o pięknej aktorce Mii Munch, która nadała mu przydomek  Pielgrzym";
niedługo znów się z nią spotka, może przygotuje dla niej wymyślny posiłek i opowie jej o
fantastycznym majskim miasteczku, które pojawiło się nagle pośród dżungli, miasteczku,
które odwiedzi pewnego dnia ra
zem z Alvinem Engedalem, w końcu nowy komendant im to obiecał; nie zdołał jednak
skoncentrować się na żadnej z tych myśli, szedł powoli skrajem plaży, zbliżył się do
restauracji, w której spotkał meteorologa, była pusta, strzepnął piasek z blatu stołu stojącego
na samym skraju świetlnego kręgu, przywołał do siebie kelnera i poprosił o karafkę wina.
Emmeryson Perriat delikatnie wepchnął przed sobą dzieci do zatłoczonej restauracji, kolację
jedli tego wieczora pózno, Emmerysono*wi zależało na tym, by wszyscy byli naprawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •