[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przed nią rozciągał się wielki plac, daleko za placem drewniany most łączący
dwa brzegi strumienia, który przecina obóz na dwie części. Wzdłuż ścieżek stały
otoczone różami baraki, przedzielone kwietnikami. W oknach baraków wisiały
wesołe, koronkowe firanki. Kolorowa idylla. Cudowny, rajski zakątek.
Na prawo - chaotyczna dzicz, taka sama jak tam, gdzie pociąg się zatrzymał.
Byle jak sklecone chaty, niczym tymczasowe budki stawiane przez robotników
drogowych, żeby chować w nich narzędzia i mieć schronienie przed deszczem.
Jasne, że ta część obozu jest dopiero w budowie. W stosownym czasie będzie
wyglądać tak, jak ta druga.
Rumiane słońce pochylało się już nad strumykiem, linię horyzontu rozświetlały
czerwone języki jego ostatnich w tym dniu promieni. Na moście stał
nieruchomo wartownik w czarnym mundurze, z karabinem na ramieniu.
Czerwone słońce płonęło wokół jego ramion; gestapowski anioł zagłady na
straży granicy między ziemią a niebem.
Daniela usłyszała prowadzoną szeptem rozmowę:
- Widziałaś ten napis? Praca to przyjemność"...
- Ja się nie boję pracy...
- Tu przynajmniej nie będziemy się bały deportacji. Mamy to za sobą...
154
- Cieszę się, że tu jestem. Przynajmniej wydostałyśmy się z piekła getta...
- I jak tu czysto! Niemcy lubią porządek...
- A w getcie ludzie myślą, że oni w obozach mordują ludzi. Widziałaś napis
na zewnątrz? Może nawet praca tu będzie lżejsza niż w getcie...
- Szkoda, że nie możemy tu być razem z rodzinami... Harry! Gdyby tylko
Daniela mogła go tu odnalezć!
Może się uda... *Gdy tylko rozejrzy się trochę, rozpocznie poszukiwania. Może
nawet będą mogli razem pracować? Taki obóz wydaje się być idealnym
miejscem do przeczekania wojny. Wojna nie będzie trwać wiecznie.
Na ławkach przy bramie siedzą gestapowcy, którzy eskortowali je w drodze. Ich
twarze są teraz inne, bardziej ludzkie. Nie tak przerażające. Siedzą na ławkach,
porozpinani, jak portierzy odpoczywający po wniesieniu ciężkiego mebla na
najwyższe piętro, oczekujący na pokwitowanie, że praca została należycie
wykonana. Niektórzy skrzyżowali nogi, czapki z trupimi główkami położyli
sobie na kolanach. Obnażone głowy mają całkowicie ludzki wygląd, zmęczenie
dodatkowo przydaje im ludzkich cech. Zmęczenie łączy ich swego rodzaju
pokrewieństwem z dziewczynami z transportu.
Wygląda na to, że ludzie przysyłani tu z getta jednak żyją" - pomyślała
Daniela.
II
Strażnicy eskortujący transport odjechali.
Ciężkie uderzenia gongu wstrząsnęły powietrzem, jakby wielki, cynowy garnek
przetoczył się po obozie. Drzwi baraku się otworzyły. Dopiero teraz stało się
155
jasne, że z powodu przyjazdu nowego transportu w obozie wprowadzono
godzinę policyjną. Drzemiące dotąd różowe baraki nagle ożyły w panicznym
ruchu. Rozgrywające się pandemonium przypominało pojawienie się Niemców
podczas Akcji w getcie.
Z bram baraków wysypały się kobiety z grtibymi pałkami w rękach. Krótko
obcięte włosy, niebieskie koszule w paski, na nogach buty. Każda z nich na
ramieniu miała opaskę z napisem KALEFAKTORKA. Na ich twarzach
malowała się żądza mordu.
- Zbiórka! Stawać w szeregi!
Daniela skądś już zna ten wrzask. Gdzieś w głębi jej świadomości budzi się
wspomnienie - ten gong brzmi dokładnie tak samo! Ale gdzie i kiedy już
przeżyła tę chwilę? Z każdym uderzeniem gongu zachodzące słońce coraz
wyrazniej kojarzy jej się ze światłem księżyca wdzierającym się do jej
dziecinnego pokoju, gdy kończył się tamten koszmarny sen. Poczuła, jak kolana
zaczynają drżeć; czas stanął w martwym punkcie.
- Zbiórka! Dołączyć!
Kalefaktorki popychają nowo przybyłe, gęsto okładając je kijami. Daniela
biegnie wraz z innymi przez labirynt bloków. Całkiem nowy świat - świat
baraków. Alejki i baraki. Miraż rajskiego zakątka na ziemi prysnął jak bańka
mydlana. Kalefaktorki popędzają opieszałe dziewczęta.
- Biegiem! Biegiem! Szybciej!
Obóz nagle stał się przerażająco olbrzymi i okrutny. Alejki i baraki. Baraki i
alejki.
Prawdziwy obraz Obozu Pracy dla Przyjemności był już wyrazny dla
wszystkich.
Przez zakratowane okno baraku, izolowanego od reszty obozu, spoglądały
osadzone na szkieletach czaszki, stłoczone aż po górną framugę. Zdawało się, że
barak aż po sufit jest wypełniony czaszkami.
156
Niektóre wygrażały pięściami nowo przybyłym, inne miotały przekleństwa
spomiędzy zdekompletowanych zębów. Czy to ludzie, czy trupy? Co tu się
dzieje? Co to za obóz? Dokąd nas przywieziono? Go oni chcą z nami zrobić?
Dlaczego te szkielety nam wygrażają? Dlaczego nas przeklinają?
Tak jak wszystkie nowo przybyłe, dziewczęta z transportu nie wiedziały, że ich
przyjazd oznacza, iż jutro z samego rana przyjedzie do obozu ogromna
ciężarówka, aby zabrać te szkielety do krematorium. Skąd mogły wiedzieć, że w
oczach tych ledwie żywych weteranek odgrywają rolę kata? I nie były w stanie
odgadnąć, że nie minie wiele czasu, gdy one same będą patrzeć przez
zakratowane okna Bloku Izolacyjnego na swoje następczynie. I że wówczas
będą robić na swoich zmienniczkach takie samo wrażenie.
- Szybciej! Szybciej!
Nad obozem zapadała noc.
III
Urzędniczki siedzą wzdłuż długiego stołu. Na rękawach mają białe opaski z
napisem PLUTON OBSAUGI. Wpisują do formularzy dane każdej z nowo
przybyłych dziewcząt, wprowadzanych do Bloku Obsługi w grupach
pięcdziesięcioosobowych. Po przeciwnej stronie siedzi obozowa lekarka, na
ramieniu ma opaskę z czerwonym krzyżem. Koło jej Stolika stoi kobieta o
męskiej twarzy, zimna i niepo-ruszona, ramiona ma skrzyżowane na piersiach,
w jednej ręce trzyma gruby pejcz. Ubrana jest w brązowy sweter z golfem,
wsunięty w jezdzieckie bryczesy, na nogach ma wysokie, lśniące buty, a na
ramieniu czarną, aksamitną opaskę, na której jed-
157
wabną, szkarłatną nitką wyhaftowano napis: PRZEAO%7łONA
KALEFAKTOREK.
Przełożona stoi zupełnie spokojnie, lecz jej spokój przenika mrozem wszystkie
zakamarki obszernego Bloku Obsługi. Jest najzupełniej oczywiste, że to
gubernatorka" obozu. Jej oczy, a także cienka linia zaciśniętych ust, napawają
strachem nawet urzędniczki Plutonu Obsługi. Bez wątpienia jej widok musiał
przyprawić nowo przybyłe o dreszcz grozy, i to jeszcze zanim dowiedziały się,
co się naprawdę dzieje w obozie, a także zanim usłyszały jej głos.
W bramie Bloku Obsługi grupki dziewcząt mijają się - wychodzące kierują się
na lewo, aby ubrać się w obozowe uniformy podawane im ze sterty. Po prawej
stronie wchodzące zdejmują z siebie całe ubranie i nago kierują się do długiego
stołu, gdzie załatwiane są formalności.
Kalefaktorki stoją wzdłuż ścian z pałkami w rękach, nieruchome, nieme, samym
tylko wzrokiem nadzorują ruch nowych pensjonariuszek obozu. Z ich oczu
wyziera jawna żądza mordu.
Wychodzące ze wstydem unikają wzroku wchodzących, patrząc w dół na saboty
przed chwilą włożone na nogi. Drewniane podeszwy nieprzyjemnie stukają o
podłogę. Stopy instynktownie nie chcą unosić się do góry, aby nie zakłócać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]