[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- zdaniem adwokata - że skarb został wydobyty z ziemi albo Karol wręczył sygnet Chrzanowi
jeszcze przed wojną.
- Dziwne - mruknąłem. - Co ma wspólnego rodowy pierścień z arianami. Czy ktoś z
rodziny herbu Lewart był arianinem? Nie słyszałem. A pan? Dla mnie ten cały skarb ariański
to bujda, panie Robakiewicz.
- O czym pan mówi?
- Gdyby istniał skarb, Karol Dusza nie dogorywałby w Nowych Gutach obok
Różańskiego, nie mieszkałby tutaj po sąsiedzku jak jakiś dziad. To chcę powiedzieć. Nie
wierzę, że istniał skarb ariański, ot co!
- Panie, przecież pastor Grattke, mój dziad, nie mógł się mylić! Udzielił umierającemu
ostatniego namaszczenia i usłyszał z ust Karola o skarbie!
- I co, pański dziad znalazł skarb? Nie!
Chciał coś dodać, ale do obory weszli Sobótka i Herr Franz. Szkoda, gdyż miałem
wiele pytań do adwokata. Ciekaw byłem na przykład, jakie plany miał adwokat i jakim cudem
znalazła się tutaj Osa? Mężczyzni weszli do środka w milczeniu. Nie mówili za wiele.
Sobótka poszedł w ciemny kąt i przytachał stamtąd wykrywacz metali przywieziony przez
Robakiewicza. Wreszcie Niemiec zauważył, że adwokat pozbył się jakimś cudem knebla.
Zawołał zaraz Sobótkę, chwilę szeptali i właściciel wybiegł na zewnątrz.
Nagle dojrzałem do pewnej myśli. Stało się dla mnie jasne, że nie istniał żaden skarb!
To było jedno z moich największych odkryć w karierze poszukiwacza skarbów - odkryłem
mianowicie, że nie było skarbu!
Herr Franz stał w przedsionku i nerwowo bębnił palcami o framugę wrót. Pomyślałem
wtedy o Dance czekającej na mnie w lesie za ogrodzeniem. Czy zawiadomiła już policję?
Minęło ponad trzydzieści minut i nic specjalnego się nie wydarzyło. Chyba że kobieta wcale
nie zamierzała zawiadamiać policji.
- Pan jest tym Informatorem, co? - zagadnąłem Niemca.
Drgnął zaskoczony tym stwierdzeniem. Chwilę stał zakłopotany, wytarł ręką pot z
czoła, ale nie zbliżył się do mnie nawet na metr. Po prostu stał zakłopotany i nie wiedział co
robić.
- O czym pan mówi? - zainteresował się adwokat.
- Wysłałem do Niemiec list elektroniczny w sprawie starej księgi - wyjaśniłem. - Po
kilku dniach otrzymałem dziwną odpowiedz, żebym czekał w nocy na cmentarzu w Piszu,
jeśli chcę dowiedzieć się więcej o Karolu D.
- I co?
- Poszedłem tam, ale Informator zwiał. Myślałem z początku, że to nasza
dziennikarka, ale tam był ktoś trzeci. Jeśli nie był to kawał, to co to mogło być? Sam pan
powiedział, że na ostatnich stronach księgi nie było niczego, co by wskazywało miejsce
ukrycia skarbu. Poza tym, jeśli tajemniczy Informator miałby taką informację, to raczej
niechętnie podzieliłby się nią z kimkolwiek.
Dziwne, że zaraz po owej nocy na piskim cmentarzu, zjawiła się nieoczekiwanie na
scenie wydarzeń Danka szukająca swojego byłego męża. Natknąłem się na nią niby to
przypadkiem...
Do obory wszedł Sobótka z plastrem i nożyczkami w ręku. Bez ceregieli podszedł do
adwokata i zaklajstrował mu usta.
- Herr Franz - zwróciłem się bezpośrednio do turysty. - Niech mu pan zabroni mnie
kneblować. Za ogrodzeniem czeka na mnie pewna osoba, która zawiadomi policję, jeśli nie
wrócę na czas. A mniemam, że nie wrócę, prawda?
Na moje słowa Niemiec nie zareagował, nie zareagował także Sobótka. Zamknęli mi
buzię szerokim plastrem do pakowania paczek. Wyszli z obory, zamknąwszy uprzednio drzwi
i zabrawszy ze sobą wykrywacz metali. Już wiedziałem, kim był Herr Franz. To był ów
Przeciętniak, o którym wciąż nawijała Danka. Dziwne, że mężczyzni nie zareagowali na moje
oświadczenie o obecności za domem osoby trzeciej, a powinni byli okazać zdenerwowanie i
ciekawość. A oni? Nic. Zupełnie jakby wiedzieli, że ze strony tej osoby nic im nie grozi. Bo
Danka z nim współpracowała! Przysłał ją do mnie nie kto inny, jak właśnie Herr Franz, po to,
aby była blisko mnie. Wiedział, że interesuję się Karolem Duschem (sam go o tym
zawiadomiłem elektronicznym listem), więc na cmentarzu zorganizowano mały spektakl.
Chcieli mnie zwabić i zobaczyć, kim jestem. W owym czasie biblioteka była już nieczynna i
nie mogli po prostu wejść i przyjrzeć mi się z bliska, więc urządzili małe przedstawienie. Pech
chciał, że na cmentarzu zjawiła się niespodziewanie Osa i spłoszyła ich. Pózniej była ucieczka
oplem, aż wreszcie Herr Franz pojawił się na rynku, kiedy to urabiał już Sobótkę. Jeszcze
przez chwilę powróciłem myślami do tych wszystkich dni spędzonych razem z Danka i nie
mogłem wyjść z podziwu dla jej niezwykłych zdolności aktorskich. Kobieta mnie zagadała,
omamiła, słowem - zmyliła. Była dobra. Niby to nie mogła dodzwonić się do Przeciętniaka, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]