[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaplanować wycieczkę po Muzeum Shrimptona w ramach urodzinowego przyjęcia jej
siedmioletniego syna. Na szczęście detektyw Alice Martinez się nie odezwała. Lydia się
odprężyła.
Ostatnio w jej życiu doszło do poważnych zmian. Kto by pomyślał, że będzie się
zadawać z byłym i być może przyszłym szefem Gildii i unikać telefonów z policji?
Spojrzała na półkę z książkami po drugiej stronie biura i przypomniała sobie krew na
podłodze na zapleczu sklepu Greeleya.
Melanie otworzyła drzwi i wsunęła głowę do środka.
- No, no! Proszę. Wreszcie postanowiłaś przyjść do pracy. Lydia się wzdrygnęła.
- Jadłam śniadanie z moim klientem. Trochę się przeciągnęło.
Melanie obejrzała się przez ramię, sprawdzając, czy nikt nie idzie, a potem wpadła do
małego pomieszczenia.
- Wydawało mi się, że parę minut temu widziałam samochód Londona. Spotkanie przy
śniadaniu, co?
- Tak. - Lydia wstała i podeszła do regału z książkami, na którym stał czajniczek. Tak
naprawdę nie chciała już więcej herbaty, ale musiała coś robić, by znieść te nieuniknione
pytania.
- Jak tam z projektem konsultingowym? - spytała trochę zbyt wesoło Melanie.
- Robimy postępy. - Lydia nasypała herbaty do czajniczka.
- Tak się zastanawiam...
- Nad czym się zastanawiasz, Melanie?
- ... dlaczego pan London podwiózł cię do pracy. Zazwyczaj chodzisz pieszo.
Jeśli nie potrafię znieść Melanie, pomyślała Lydia, nie będę miała większych szans niż
kulka śniegu w piekarniku, by znieść detektyw Alice Martinez. Potraktuj tę rozmowę jako
dobrą okazję, by poćwiczyć swoją historyjkę, nakazała sobie.
Odstawiła czajniczek, odwróciła się i oparła plecami o regał. Rękami chwyciła
drewnianą półkę i uśmiechnęła się do Melanie.
- Pan London był tak miły i zaproponował, że podrzuci mnie tutaj po spotkaniu.
- Rzeczywiście, to bardzo miłe.
- Uhm.
- Nie myśl sobie, że jest wielu dobrze sytuowanych klientów, którzy pofatygowaliby
się, żeby podwiezć swoją konsultantkę. Zastanów się, ile trudu musiał sobie zadać: wstać
wcześniej, wyjść z hotelu, pojechać po ciebie do Starych Dzielnic, podwiezć cię do kawiarni,
podrzucić tutaj...
- Na czas projektu pan London zatrzymał się u mnie - wypaliła Lydia. Melanie
osłupiała.
- O Boże! Sypiasz z nim, tak? Masz romans ze swoim nowym klientem? Wiedziałam!
Wiedziałam to od chwili, kiedy zobaczyłam, jak wysiadasz z jego slidera.
Lydia chciała coś odpowiedzieć, ale uratował ją widok blisko dwumetrowej
wysokości szkieletu, którego cień przesłonił szklane szybki w drzwiach biura. Koścista dłoń
uniosła się, by zapukać.
- Proszę wejść, panie Shrimpton! - zawołała. Im więcej ludzi, tym weselej. Martinez
pewnie pojawi się lada chwila. Drzwi się otworzyły. Winchell Shrimpton spojrzał na nią
ponuro.
- O! Jesteś wreszcie!
- Przepraszam, że dziś rano trochę się spózniłam. Sprawy osobiste. Proszę się nie
martwić, nadrobię to, będę pracować w porze lunchu. Shrimpton posępnie pochylił swoją łysą
jak kolano głowę.
- Nie sądzę, żeby to coś pomogło. Jak pewnie zauważyłaś, znowu nie ma ruchu.
Klienci już się nie pchają do naszego muzeum.
Tego ranka chroniczny pesymizm Shrimptona wydawał się bardziej irytujący niż
zwykle, a ona na pewno nie chciała wysłuchiwać narzekań szefa. Miała własne problemy.
Musiała jednak wykazać dobrą walkę i na niego nie nawrzeszczeć. Chcesz sobie, facet,
pojęczeć? - pomyślała. Spróbuj wstać rano i od razu wylądować na miejscu zbrodni. Spróbuj
znalezć swoją bransoletkę z bursztynem przy zwłokach, bo zabójca ją przy nich zostawił.
Pomartw się o to, czy cię za chwilę nie aresztują. Spróbuj strawić, że gość, który sypia na
twojej sofie i korzysta z twojego prysznica, ma zostać nowym szefem Gildii w Kadencji.
Lydia wzięła się w garść. To nie wina Shrimptona, że wygląda nie tylko tak, jakby właśnie
wyszedł z krypty, ale ma też osobowość pasującą do takiego wyglądu. Ten człowiek dał jej
pracę, kiedy jej desperacko potrzebowała. A to się dla niej bardzo liczyło. A poza tym, jako
szef, dosłownie i w przenośni górował nad egoistycznymi typkami z uczelni, z którymi
wcześniej pracowała.
- Proszę się nie martwić, panie Shrimpton - powtórzyła, siląc się na optymizm. -
Wkrótce zaczną się wiosenne ferie. W wakacje zawsze mamy większy ruch. Dzieciaki
uwielbiają to miejsce.
Shrimpton nie rozpogodził się zauważalnie; teraz sprawiał wrażenie zamyślonego.
- To przez te zwłoki w sarkofagu w Galerii Grobowców poprawił nam się ruch na parę
dni - stwierdził. - Ciekawe, czy moglibyśmy w jakiś sposób zaaranżować kolejny drobny
wypadek .
Lydia zamarła.
Melanie prawie podskakiwała z ekscytacji.
- Zwietny pomysł, szefie! Wie pan, gdyby znaleziono u nas drugie zwłoki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]