[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wówczas niespodziewanie przypomniały mu się słowa wyryte na
monecie. Numquam tuas spes dedisce. Ha. Jeśli marzy o Amerykańskim
Słowiku, to chyba może od razu pożegnać się ze swymi marzeniami.
14
Eden zmierzała w stronę wyjścia z labiryntu, ale myślała wciąż o
Trevorze. Jej wargi do tej pory drżały. Przycisnęła do nich palce. Gdy dotykała
ust bardzo delikatnie, ożywało w niej wspomnienie pocałunku.
Po chwili ręka opadła jej w dół. Głupie, dziecięce zabawy jej nie pocieszą.
Trevor wywrócił jej życie do góry nogami. Okazało się, że ma poczucie humoru
i charakter, choć do tej pory skrzętnie to ukrywał, jakby się tego wstydził. Pod
wpływem jego dotyku rozkosz rozlewała się po jej ciele, docierając do
najskrytszych miejsc. Gdy Ryeburn dotknął ustami jej skóry na dekolcie,
poruszył jakąś strunę głęboko schowaną w jej wnętrzu i rozbudził tęsknotę za
czymś więcej. Za czym?
Panna Grant skręciła i zatrzymała się. Drogę zagrodziła jej ściana
żywopłotu. Wybrała niewłaściwą ścieżkę. Wróciła w to samo miejsce i poszła w
innym kierunku. Ale parę jardów dalej ścieżka także się kończyła żywopłotem.
Eden zmarszczyła czoło. Wycofała się i ruszyła trzecią dróżką, która się
też w pewnej chwili rozgałęziała. Nie miała pojęcia, którą odnogę wybrać.
Westchnęła rozdrażniona i przyznała sama przed sobą, że się zgubiła.
- Lordzie Ryeburn! - krzyknęła, ale nikt jej nie odpowiedział.
Krzyknęła więc jeszcze raz.
- Lordzie Ryeburn!
Odczekała chwilę. Z lewej strony dotarły do niej jakieś odgłosy.
- Lordzie Ryeburn, czy to pan?
- Panna Grant? Myślałem, że jest już pani w domu.
- Zgubiłam się.
Jego śmiech poraził ją jak fala gorąca.
- Sądziłem, że zna pani drogę.
- Ja też tak sądziłam.
- Proszę nie ruszać się z miejsca. Zaraz do pani przyjdę.
- A jak mnie pan znajdzie?
Podskoczyła, gdy usłyszała jego głos tuż za swoimi plecami.
- Bawiłem się w tym labiryncie przez całe dzieciństwo. Znam tu każdy
kąt.
- Zdaje pan sobie sprawę z tego, że musimy jednak wrócić razem? W
przeciwnym razie będę musiała spędzić tu całą noc.
- Wyprowadzę panią stąd. - Trevor uśmiechnął się i podał jej ramię.
Eden położyła dłoń na jego przedramieniu i ruszyła za nim. Jego pewny
krok sprawił, że poczuła się bezpieczna. W milczeniu dotarli do wyjścia z
labiryntu. Wtedy cofnęła dłoń. Gdy Ryeburn spojrzał na nią pytająco, ruchem
głowy wskazała ludzi przechadzających się po ogrodzie.
- Może naprawdę będzie lepiej, jeśli nie zobaczą nas razem.
Wiedziała, że wyłaniająca się z ogrodowego labiryntu para mogłaby
wzbudzić podejrzenia, a nie chciała przysparzać hrabiemu kłopotów. Po raz
pierwszy w życiu żałowała, że nie jest dystyngowaną damą, którą Trevor
mógłby trzymać w ramionach z dumą i bez żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Nagła troska o reputację wprawiła ją w zakłopotanie.
Zaniepokojona własnymi myślami, uniosła spódnicę i pobiegła do domu.
Słyszała, że Trevor ją woła, ale się nie zatrzymała. Wpadła na chwilę do
swojego pokoju, by poprawić fryzurę, a potem wróciła na salę balową. Zgodnie
z przewidywaniami pan Sterling dojrzał ją natychmiast. Eden westchnęła
ciężko.
- Panno Grant, obiecała mi pani taniec.
- Pamiętam, panie Sterling. - Zmusiła się do uśmiechu.
Orkiestra zagrała walca. Sterling poprowadził ją na parkiet i objął w pasie.
Eden z trudem powstrzymała się, by nie uciec. W jego objęciach nie czuła się
tak dobrze i bezpiecznie jak w objęciach Trevora.
Bogu dzięki, walc nie trwał zbyt długo. Sterling wypuścił ją z ramion.
- Czy mogę prosić o jeszcze jeden taniec?
- Proszę wybaczyć, ale obiecałam naszej gospodyni, że dziś wieczorem
zaśpiewam.
- Wiedząc, że usłyszę pani śpiew, z przyjemnością wypuszczam panią z
objęć. - Sterling ukłonił się dwornie.
Eden nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Dygnęła więc tylko i zeszła
z parkietu.
Zaczęła szukać lady Godivy, by powiadomić ją o swojej decyzji.
Roześmiała się po cichu. Musi pamiętać, by nie zwrócić się w ten sposób do
hrabiny.
W ustronnym zakątku spostrzegła lady Ryeburn siedzącą w towarzystwie
trzech mężczyzn. Ich śmiechy i szepty wskazywały na to, że powtarzają sobie
jakieś plotki i sekrety. Wszyscy byli w dobrym nastroju, ale w ich śmiechu
dzwięczała jakaś fałszywa nuta. Eden nie chciała im przerywać, stanęła więc z
boku.
- Rufusie, ty bezwstydniku, nie sądzisz chyba, że to mi się podoba. - Lady
Ryeburn musnęła ramię mężczyzny, zaprzeczając swoim słowom.
- Moja żona nie mogła w tym roku przyjechać na maskaradę. Kto wie,
kiedy znów będę miał okazję być twoim faworytem? - Rozległ się gromki
śmiech, gdy położył dłoń na biuście gospodyni. Kiedy jednak  bezwstydnik"
podniósł wzrok i zauważył Eden, natychmiast cofnął rękę i szturchnął łokciem
swego sąsiada. Po chwili wszyscy panowie patrzyli na pannę Grant.
Zdziwiona lady Ryeburn, rozejrzała się, by odkryć, co przykuło w ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •