[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak było.
Czy powinnam obarczyć go teraz innym brzemieniem? pomyślała Lara.
Wręczył jej bukiet białych róż; jej ulubionych.
- Witaj, słodziutka. - Schylił się, by ją pocałować.
- Witaj, kochanie.
- No, szykuj się. Zamierzam opowiedzieć ci teraz wszystko, co straciłaś,
zrelacjonować całą rozprawę - powiedział z promiennym uśmiechem.
- Za pózno. Carol już tu była i wszystko mi Opowiedziała. Nawet o liście
Marii Winterfield do sędziego.
Cal spochmurniął.
- Cholera! Miałem zamiar przedstawić wszystko w sposób bardziej
dramatyczny. Aż po niespodziewane, szokujące zakończenie sprawy, gdy
Carol ucieka z sędzią Mellonem...
- Oszczędz mi tego. Mógłbyś włożyć kwiaty do wody? Gdzieś tu
powinien być dzbanek.
RS
104
Cal znalazł plastikowy dzbanek, napełnił go wodą i ustawił na stoliku.
Potem usiadł naprzeciw Lary z założonymi rękami.
- Skoro Carol opowiedziała ci wszystko, to właściwie nie mamy o czym
rozmawiać. - Uśmiechnął się szelmowsko.
- Ja mam ci coś do powiedzenia - odezwała się cichutko. Ton jej głosu
zaniepokoił go.
- Co się dzieje, kochanie? - Pochylił się i chwycił ją za ręce. - Coś złego?
- Mam nadzieję, że nie - szepnęła.! Czekał w napięciu.
- Myślę, że to może... - urwała i zagryzła wargi. Mocniej ścisnął jej
dłonie.
- Już wszystko dobrze, Laro. Wszystko za nami. Jestem bezpieczny.
Wolny. Możesz powiedzieć mi wszystko.
Uwierzyła mu.
- Jestem w ciąży - wydusiła.
Do końca życia będzie pamiętała wyraz jego twarzy.
W pierwszej chwili nie działo się nic. Jakby Cal nie pojął, co mu
powiedziała. Potem jego oczy zajaśniały niezwykłym blaskiem. Przycisnął
jej dłoń do ust i zamknął powieki:
- Cal? - spytała miękko.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Czy to znaczy, że... wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
Cal uklęknął koło krzesła i położył głowę na jej kolanach. Objął ją
mocno. Lara pogładziła go po głowie i zapłakała cicho.
- Powiedz coś - poprosiła przez łzy.
Pokręcił głową.
- Cal, proszę, odezwij się.
Popatrzył jej w oczy wzrokiem pełnym nieopisanego szczęścia.
- Zawsze pragnąłem mieć rodzinę - szepnął.
- Naprawdę? Mówiłeś, że pragnąłeś tego, kiedy byłeś dzieckiem. Ale
teraz? Chyba nie mówisz tak tylko dlatego, że dziecko jest już w drodze?
- Nie, kochanie. Och, nie! Jak mogłaś nawet przez chwilę tak pomyśleć?
- Sama nie wiem. Wszystko stało się tak niespodziewanie, że zupełnie
nie wiem, co mam myśleć. Tak bardzo bałam się, że możesz nie chcieć
takiej odpowiedzialności.
- Pragnąłem tego, czego nigdy nie miałem - powiedział. - Lecz cóż ja
miałem do zaoferowania? Zwłaszcza po aresztowaniu. Gdy byłem tylko
zbiegiem. Nie było dla mnie nadziei. Wtedy spotkałem ciebie. I wszystko
stało się jeszcze okropniejsze. Bo ty byłaś wszystkim, o czym marzyłem tak
długo. A ja nie mogłem ciebie mieć. Ani domu i dzieci. Niczego.
RS
105
- Teraz już możesz mieć rodzinę. - Wstała z krzesła i podeszła do łóżka.
Spod poduszki wyjęła fotografię.
- Co to jest? - spytali wyciągając rękę,
- Twoje dziecko. Robili mi badanie dziś rano i zrobili to zdjęcie.
Wpatrywał się w niewielki kartonik w strasznym napięciu. Twarz mu
pojaśniała, oczy zalśniły.
- Czy to jest ręka? - spytał.
- Tak.
- Jaka maleńka. To chłopiec czy dziewczynka?
- Jeszcze za wcześnie, żeby dało się ustalić płeć naszego maleństwa. Czy
to ma dla ciebie jakieś znaczenie?
Bez słowa pokręcił głową, zauroczony obrazem swojego dziecka,
rosnącego w łonie Lary.
W drzwiach stanęła siostra przełożona.
- Mam już w biurze pani wypis, panno Daniels.
- Słyszałeś, Cal?
- Hm? - mruknął, wpatrzony w fotografię.
- Wypuszczają mnie ze szpitala. Rozejrzał, się dookoła.
- Najwyższy czas. - Schował zdjęcie do portfela i wziął Larę w ramiona.
- Od teraz zawsze będziemy razem. Ja i ty - szepnął. - No i dziecko, rzecz
jasna. Nic nam już teraz nie zagrozi.
Lara oparła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Była
szczęśliwa.
RS
106
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]