[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozbity i nie miało to nic wspólnego z ubocznym efektem
działania penicyliny. Rwał się do pracy, chociaż wiedział,
że bez Seliny wszystko będzie inaczej. Selina jest spokojna
i skuteczna i żaden partner mu jej nie zastąpi. Pomyślał,
że może byłoby lepiej zgłosić się do ekipy ratownictwa in-
terwencyjnego. Jezdziłby sam i nie musiał się zastanawiać,
kogo mu przydzielą i co taki ktoś będzie umiał.
Przyzwyczaił się do samotności. Nieraz myślał nawet,
że to jego przeznaczenie.
Mijały tygodnie. Selina odbywała praktyki na szpital-
nych oddziałach, Kane jezdził karetką, a Josh od czasu
S
R
do czasu się boczył, że nie wolno mu się kręcić wokół przy-
stani.
%7łeby mu to wynagrodzić, Selina zabierała go do parku,
do zoo, do kina i żyli pozornie normalnie. Wszystko jakoś
się układało, aż pewnego dnia... dzieci zniknęły.
Kiedy Selina po ciężkim dniu na kardiologii podjechała
pod dom bratowej, wybiegła do niej zapłakana Jill.
- Nie ma dzieci! - krzyknęła przerażona. - Pół godziny
temu bawiły się w ogródku, a teraz gdzieś przepadły! Szu-
kałam ich wszędzie. U ciebie w domu, w parku, w sklepi-
ku, bo myślałam, że wymknęły się po słodycze. Ani śladu!
Nigdzie!
Selina spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Nie mogły odejść daleko - odparła spokojnie. Jedna
panikująca kobieta na razie wystarczy.
Starała się za wszelką cenę zachować spokój, ale czuła,
że zimny strach szybko się skrada.
- Gavin jest w szpitalu, byłam sama - załkała Jill. -
Zajrzałam już we wszystkie kąty, przeszukałam wszystkie
zakamarki. Może stało się coś strasznego i oni...
Selina przerwała jej.
- Poszukamy jeszcze raz. Takie małe dzieci nie mogły
odejść daleko.
Jill uniosła oczy w górę.
- Nie wiesz, do czego są zdolne... Potrafią zrobić wszy-
stko. Dziewczynki mogły skoczyć do kanału, jeśli Josh im
kazał.
- Kanał! - wykrzyknęła Selina. - Pewnie poszli zoba-
czyć łódz Kane'a. Idziemy tam!
Ruszyły na przełaj w stronę przystani. Kane może być
S
R
w domu, a jeśli ma dyżur, na jachcie nie ma nikogo. W każ-
dym razie, gdyby dzieci do niego przyszły, natychmiast od-
prowadziłby je z powrotem.
Bez tchu zbiegły na przystań i ciężko oddychając, za-
trzymały się na pomoście. Nie ujrzały śladu ludzkiej obe-
cności. Wszystko było zamknięte, spod pokładu nie docho-
dził żaden dzwięk.
Jill rozpłakała się.
- To moja wina. Nie upilnowałam ich.
Selina objęła ją ramieniem.
- Nie obwiniaj się, nie ma lepszej opiekunki od ciebie.
A teraz idziemy do domu, może wrócili podczas naszej nie-
obecności.
W dwie godziny pózniej nadal przeszukiwały te same
miejsca. Nie odnalazły śladu dzieci i Jill postanowiła za-
dzwonić po Gavina. Zjawił się natychmiast, a zorientowa-
wszy się w sytuacji, zawiadomił policję.
- Jeśli zostały porwane - wyjaśnił przerażonej żonie
i siostrze - liczy się każda minuta. Policja zaraz zacznie
zatrzymywać podejrzane samochody i wtedy są jakieś
szanse.
Był blady jak ściana, ale nie chciał niczego ukrywać.
Musiał je przygotować na najgorsze. Selina wiedziała, że
brat ma rację i miała ochotę wyć z przerażenia.
- Policja zaraz tu będzie - dodał. - Zostań i poczekaj
na nich, powiedz im, co wiesz, a ja z Jill jeszcze raz zaj-
rzymy we wszystkie kąty.
Nie czekając na odpowiedz, pośpiesznie odeszli.
S
R
Był to jeden z tych dni, kiedy po pracy musiał gdzieś
pójść, by się odprężyć. Wypadki drogowe, chłopiec popa-
rzony sztucznymi ogniami, krew i łzy, wszystkie te nie-
szczęścia waliły się na niego przez kilka godzin i domagały
się odreagowania. Do domu nie miał i tak po co wracać,
zresztą nie miał domu. Dysponował tylko łodzią przycu-
mowaną do pomostu. Bardzo ją lubił, ale coraz częściej
w snach widywał pewien wspaniały dom, dom, o którym
marzyła pewna kobieta i pewien chłopiec...
Z miasta wrócił przed dziesiątą. W oknach Seliny paliły
się wszystkie światła; na ganku zobaczył cień tego faceta
z warsztatu i pomyślał, że  państwo" pewnie dobrze się ba-
wią. Po chwili wyprzedził go policyjny samochód na syg-
nale. Drugi stał zaparkowany przed domem Gavina.
Postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Czuł się zmę-
czony wyczerpującym dniem i pragnął tylko rzucić się na
koję i zasnąć. Sięgnął po klucze, które trzymał w małym
wgłębieniu przy zejściu do kabiny, i nie znalazł ich. Czyżby
na jacht zakradli się złodzieje? Stąd to całe poruszenie
w miasteczku?
Nie stwierdził śladów włamania. Wszystko na jachcie
wyglądało normalnie. Może ktoś po prostu zabrał klucze
i postanowił wykorzystać je pózniej?
Kane westchnął. Tylko tego mu brakowało, żeby musiał
włamywać się do własnego pomieszczenia. Zajrzał do środ-
ka przez szybkę w drzwiach prowadzących do kabiny
i oniemiał. Przez chwilę nie wierzył własnym oczom.
W światłach przystani ujrzał trzy małe figurki skulone na
kojach. Jedna z nich dobrze wiedziała, gdzie Kane chowa
klucze! Josh!
S
R
Nagle wszystko stało się jasne. Wozy policyjne, ilumi-
nacja i Peter w domu Seliny...
Cichym głosem zawołał chłopca. Josh drgnął i z przy-
mkniętymi oczami usiadł na koi.
- Josh!
Otworzył oczy, ujrzał Kane'a i podszedł do drzwi.
- Josh! Gdzie są klucze?
Mała rączka otwarła się i Kane ujrzał to, czego szukał.
- Otwórz drzwi! - rozkazał.
Chłopiec spojrzał na niego bezradnie.
- Nie umiem. Zacięły się.
- Wcale się nie zacięły. To tylko takie zabezpieczenie,
trzeba umieć je otworzyć. Podaj mi klucze przez okienko
i zaraz was wydobędę.
W tej samej chwili obudziły się dziewczynki, a widząc
jakiś cień za drzwiami, rozpłakały się.
- Pośpiesz się - ponaglił chłopca. - One się boją.
Po chwili cała trójka znajdowała się na pokładzie.
- A teraz - poprosił Kane - opowiedz mi dokładnie,
co się stało.
Josh wziął głęboki oddech.
- Pokazałem dziewczynom twoją łódz, a one chciały
zajrzeć do środka. Było zamknięte, ale ja... - Zawstydzony
spuścił wzrok.
- Ale ty wiedziałeś, gdzie są klucze.
- Tak.
- I co dalej?
- Weszliśmy do kabiny i zamknąłem drzwi, a potem nie
mogłem ich otworzyć. Zrobiło się ciemno i jakoś straszno
i...
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •