[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdybym wiedział, co dla mnie dobre, przestałbym natychmiast,
ale wygląda na to, \e nie wiem. - Delikatnie pogłaskał jedwabiste
włosy dziewczyny. - Oczywiście chodzi mi o to, kiedy powinienem
przestać, bo doskonale wiem, co jest dla mnie dobre - dodał szybko w
obawie, \eby nie zrozumiała go zle.
Natalie otoczyła ramionami szyję mę\czyzny.
- A co to takiego? - szepnęła zbli\ając usta do jego twarzy.
- Ty
- Jesteś tego pewny?
- Całkowicie - potwierdził, pocierając policzkiem o aksamitną,
miękką dziewczęcą skórę. - I wiem, co jest dobre dla ciebie.
- Naprawdę? Co to takiego?
- Jak to co?
- No, co jest dobre dla mnie?
- Ja, oczywiście! - oświadczył, odsuwając się lekko, aby spojrzeć
jej w oczy.
- Przecie\ my prawie bez przerwy się kłócimy - przypomniała
mu. Była ciekawa, jak na to zareaguje.
- Ojej, to po prostu mała wymiana poglądów.
- I nawet nie jestem w twoim typie. Sam to powiedziałeś.
- Jak widać, myliłem się.
- I tak naprawdę, to ty wcale mnie nie lubisz.
- O tak! Masz rację.
Natalie gniewnie zmarszczyła brwi.
- Nie lubię cię, poniewa\ pałam do ciebie zupełnie innym
uczuciem - wyjaśnił śmiejąc się Lucas. - Kocham cię. I niech Bóg ma
mnie w swojej opiece - dorzucił.
Natalie odetchnęła z ulgą.
- Miałam nadzieję, \e wreszcie mi to powiesz. - Uśmiechnęła się.
- Bo ja te\ cię kocham. I niech Bóg ma nas oboje w swojej opiece.
- Amen! - Lucas zakończył, pochylając się do jej ust
- A więc, co teraz zrobimy?
- Chodzi ci o naszą miłość? Natalie przytaknęła.
- Pobierzemy się - oświadczył, jakby była to najbardziej
oczywista rzecz pod słońcem.
Natalie zamyśliła się.
- Czy naprawdę uwa\asz to za dobry pomysł? - spytała
powa\nym tonem. - Kocham cię. Bardzo cię kocham, ale ró\nimy się
od siebie. Mo\e powinniśmy najpierw zamieszkać razem i zobaczyć,
jak będzie się nam układało wspólne \ycie?
- Pobierzemy się.
- Ale przecie\ ledwo co się znamy - protestowała coraz słabiej
Natalie. - Nic o sobie nie wiemy.
- Oprócz jednej najwa\niejszej rzeczy. - Lucas pieszczotliwie
pogłaskał ją po pośladkach.
- Ale mał\eństwo to coś więcej, ni\ tylko łó\ko - upierała się. -
Choć było tak cudownie...
- Cudownie, powiadasz? - Lucas uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nie próbuj zmieniać tematu. - Natalie popatrzyła na niego spod
gniewnie zmarszczonych brwi. - Mówimy o tym, czy powinniśmy się
pobrać, czy mo\e prościej byłoby na razie zamieszkać razem i...
- Pobierzemy się i kropka - przerwał jej nie znoszącym sprzeciwu
tonem. - Koniec dyskusji. Ani słowa więcej, ty przekoro. A teraz
pocałuj mnie.
Natalie pomyślała, \e ten jeden raz, jeden jedyny, i tylko ze
względu na to, ile wycierpiał tego wieczora, pozwoli mu postawić na
swoim. Zresztą wcale nie miała ochoty dłu\ej się z nim spierać.
Posłusznie spełniła polecenie mę\czyzny, którego kochała.
EPILOG
- A ty dokąd? - spytał \onę Lucas.
Natalie udała, \e nie dosłyszała tego pytania. Pchnęła oszklone
drzwi ich przestronnego, nowego biura. Złote litery na szybie
informowały, \e mieszczą się tu a\ trzy firmy: Galaktyka, Agencja
Detektywistyczna: Zciśle Tajne, oraz Sinclair: Systemy Alarmowe.
- Natalie? - powtórzył Lucas groznie, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Pytałem cię, dokąd idziesz.
Natalie odwróciła się gwałtownie.
- Wydawało mi się, \e tę kwestię omówiliśmy ju\ dziś przy
śniadaniu - odpowiedziała chłodno. Na jej drobnej twarzyczce
pojawiło się z trudem skrywane zniecierpliwienie.
- I postanowiliśmy, \e nigdzie nie pójdziesz.
- Nie. To ty tak postanowiłeś. Nie było sensu dalej się z tobą
spierać. A teraz, je\eli pozwolisz, mam wa\ną sprawę do załatwienia.
- Wymownym wzrokiem popatrzyła na jego rękę na swoim ramieniu.
- Zabraniam ci!
Brwi Natalie uniosły się.
- Zabraniasz? - powiedziała wolno, tak jakby się - przesłyszała.
W brązowych oczach zapaliły się iskierki
gniewu.
- Do diabła, Natalie! - wybuchnął Lucas, puszczając ramię \ony.
- Przecie\ wiesz, \e to dla twojego własnego dobra. Powiedz jej, \e
robię to, bo troszczę się o nią. - Popatrzył prosząco w stronę stojącej
przy szafce z aktami młodej kobiety.
Sherri Peyton roześmiała się i przecząco pokręciła głową.
- Nie mieszaj mnie w to, Lucas. To wasze sprawy. Uczę się
zarządzania przedsiębiorstwem, a nie poradnictwa mał\eńskiego.
Radz sobie sam.
Lucas odwrócił się do \ony.
- Na litość boską, Natalie! Masz zamiar łazić od domu do domu
zadając kłopotliwe pytania? W twoim stanie? Przecie\ sama wiesz,
jak szybko się męczysz.
- Jeśli będę zmęczona, to odpocznę. - Gniew Natalie ostygł nieco
w odpowiedzi na tak oczywisty dowód troskliwości ze strony mę\a.
Lucas popatrzył na nią podejrzliwie. Wcale nie był o tym
przekonany. Natalie westchnęła cię\ko.
- Lucas, zrozum. To, \e jestem w cią\y, nie oznacza, \e jestem
kaleką. Nic mi nie będzie.
- A jeśli zaczniesz rodzić?
- Przecie\ to dopiero siódmy miesiąc!
- No to co? Takie historie się zdarzały.
- U kobiet, które miały problemy z donoszeniem cią\y -
tłumaczyła cierpliwie. - Nie wiem, czy pamiętasz, co mówił lekarz
ostatnim razem, kiedy zacząłeś siać panikę? Jestem zdrowa jak
przysłowiowa ryba.
- A jeśli upadniesz? - nie dawał za wygraną Lucas. - Lub skręcisz
nogę na tych obcasach - wskazał jej jaskrawoczerwone pantofelki.
- Nie sądzę - odpowiedziała Natalie, z niechęcią patrząc na buty.
Ze względu na swój stan zmuszona była zrezygnować na razie z
ulubionych szpilek. - A nawet jeśli, mogę przecie\ zawołać o pomoc.
Nie wybieram się na pustynię.
- Nadal nie uwa\am tego za najlepszy pomysł.
- Wiem.
- Mimo to upierasz się, \eby iść.
- To nie ja jestem uparta. Zresztą to niewa\ne - potrząsnęła
głową. - Posłuchaj, ubijmy interes.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]