[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejsce, z którego wychodziło zakrzywione ostrze, wieńczyła mosiężna nasadka. Po
wewnętrznej stronie klinga była ostra, a po zewnętrznej, blisko rękojeści, ząbkowana.
Skierowawszy nóż ostrzem do ziemi, Khadaji bez trudu wyobraził sobie, że trzyma kieł
mięsożernej istoty.
W tamtych rejonach prowadzi się obecnie sporo prac górniczych ciągnął Pen. Noże
w kształcie kła były bardzo popularne wśród górników w początkach ludzkiego osadnictwa
na tej planecie. Ręczne miotacze ognia czasami wybuchały w rękach, kiedy indziej
wyczerpywały im się akumulatory. Nóż okazywał się więc bardziej niezawodną bronią.
Khadaji miał niewyrazne przeczucie, że Pen do czegoś zmierza, ale nie potrafił odgadnąć,
do czego.
Wydaje mi się, że o wiele łatwiej byłoby po prostu ominąć te korzenie stwierdził.
I w tym sęk. Korzenie wyrastają niewiarygodnie szybko, są odporne na większość
środków chwastobójczych i opanowały sztuczkę wtapiania się w ściany, sufit lub podłogę
jaskiń i tuneli, przez co trudno je zauważyć. Wystarczy, by zwierzę czy człowiek znalazł się w
pobliżu, a natychmiast ruszają do ataku.
Gdzie on się tego wszystkiego dowiedział?
Rozumiem.
Sam widzisz, że czasami problemu nie da się uniknąć. A w wielu przypadkach
najprostsze środki okazują się najlepsze.
Pen wyciągnął dłoń po nóż.
Idziemy? zapytał, kierując się ku drzwiom zajmowanego przez nich pokoju. Khadaji
wyszedł w ślad za nim.
Na zewnątrz jak zwykle panował mrok rozjaśniony jednym z dwóch księżyców planety i
tysiącami gwiazd skraju galaktyki, aż po grupę ochrzczoną Włochami Dziwki. Powietrze było
ciepłe i wilgotne, unosiła się w nim delikatna woń palonego drewna. Wokół bzyczały sennie
insekty. Obaj mężczyzni podeszli do kręgu światła rzucanego przez lampę sodową.
Pen odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Khadajim. Wydawał się zrelaksowany, nie
zdradzał postawą swoich zamiarów. Trzymał zakrzywiony nóż ostrzem w dół, tuż przy prawej
nodze z tej pozycji Khadaji nie potrafił go dostrzec, choć wiedział, że tam jest. Wiedział
również, co jego nauczyciel zamierza z nim zrobić...
Pen niespodziewanie ruszył. Nie wykonał pchnięcia, nie skoczył, nie zerwał się
wystarczyło, że ledwie drgnął i nagle stał tuż przy przeciwniku, błyskawicznie pokonawszy
dzielące ich dwa metry. Poderwał broń, celując prosto w jego mosznę. Gdyby doprowadził
cios do końca, rozprułby go od pachwiny aż po mostek.
Khadaji usunął się na bok. Nie był to gwałtowny, chaotyczny odskok, a raczej płynna
zmiana pozycji przypominająca ruch Pena.
Pen zakreślił nożem pętlę i znów ciął, tym razem w poprzek, mierząc w krtań.
Khadaji zanurkował i ostrze rozcięło powietrze nad jego głową. Płynnie cofnął się jeszcze
o krok, oczekując następnego ataku.
Nóż zatoczył kolejną pętlę i wzniósł się wyżej, by runąć na czubek czaszki Khadajego.
Ten znów zdążył się odsunąć.
Pen przystanął. Spojrzał na ucznia, trzymając broń za plecami, chcąc ukryć ją przed jego
wzrokiem.
Aha. Przez owo starcie zeszłej nocy w pubie zaszła w tobie przemiana.
Khadaji odpowiedział uśmiechem.
Przecież ci ludzie byli gotowi mnie zabić.
A ja nie? Wystarczyłoby, żebyś nie odsunął się na czas. Pen podszedł bliżej.
Myślisz, że powstrzymałbym ostrze?
Nie. Ale nie chcesz też, żebym umarł. Gdybyś musiał mnie trafić, zrobiłbyś to tak, by
mnie nie zabić.
Tak sądzisz? Dlaczego miałbym chcieć utrzymać cię przy życiu, gdyby się okazało, że
nauka sumito nic nie daje?
Pen drgnął. Nóż wystrzelił zza jego pleców i zakreślił kilka ósemek z taką prędkością, że
na chwilę stał się lśniącą smugą.
Khadaji z łatwością wycofał się poza jego zasięg.
To nie tak, jak myślisz powiedział. Trudno to wyjaśnić. Ja czuję moc, ty jesteś
nauczycielem, a oni mordercami.
Pen wybuchnął śmiechem.
Bałeś się ich?
Tak. Zwłaszcza gdy wszystko się skończyło.
To dobrze. Ale nie pozwoliłeś, by strach cię sparaliżował.
Khadaji odrzucił włosy, gotów na kolejny atak.
Było w tym jeszcze coś więcej dodał. Bałem się, ale zarazem czułem, że żyję. O
[ Pobierz całość w formacie PDF ]