[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zakupu. A na razie żegnam.
Samochody ruszyły i tym razem korek odblokował się na dobre. Zbiegłem z ulicy i
wylądowałem niemal w ramionach policjanta. Obok, w zatoczce, parkował radiowóz.
- Co to za biegi po autostradzie się urządza? - huknął na mnie. - Dokumenty,
obywatelu.
Podałem mu legitymację.
- Jestem pracownikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki - wyjaśniłem. - Prowadzę tu
delikatną misję, której celem jest odzyskanie cennych starodruków alchemicznych.
- Na środku ulicy? Podczas ruchu pojazdów? - huknął ponownie. - Jacek, podaj
alkomat!
Dmuchnąłem w balonik.
- Pijany nie jesteś, znaczy tylko z głową coś ci się porobiło...
Rosynant czekał na mnie przy skrzyżowaniu. Szef w zadumie popatrzył na zegarek.
- Gdzieś ty wsiąkł? - zapytał.
- Widzi pan, policja chciała mnie odstawić do jakiegoś Kobierzyna. Nawet nie wiem,
co to jest...
- Szpital dla wariatów pod Krakowem. Coś takiego jak podwarszawskie Tworki -
uświadomił mnie szef. - Ty to masz do nich szczęście. No, nieważne. Dokąd teraz?
- Do tego ich antykwariatu. Tam zawiozła łup. Trzeba będzie go oplombować, tak jak
tamten sekretarzyk...
Streściłem mu rozmowę ze Stasia.
- Znam tu dobry skrót - pochwalił się Nodar. - Ja muszę niestety wracać do
obowiązków, ale pokażę wam na mapie...
Niebawem zaparkowałem przed znajomym sklepikiem.
- Mamy je - powiedziałem.
Weszliśmy do środka. Dziewczęta popatrzyły na nas, ale nie przerwały swojego
zajęcia. Odczepiły od biurka jedną z listew obiegających blat i teraz wykręcały drobne śrubki.
- Jestem zmuszony oplombować ten mebel - powiedział Pan Samochodzik.
- Za pózno - powiedziała Kasia, unosząc górną część blatu. Naszym oczom ukazało
się wyrzezbione w deskach wgłębienie. Było puste. Stasia wyjęła z kieszeni miarkę i
wyciągnąwszy taśmę zmierzyła skrytkę.
- Tu była Niema księga - powiedziała. - Wymiary się zgadzają...
- Gdzie wobec tego mogła się podziać? - zagadnąłem.
Zamyśliła się.
- Albo Storm ukrył ją w ostatniej chwili gdzie indziej, albo też któryś z kolejnych
właścicieli biurka natrafił na ten schowek.
- Storm w testamencie napisał, że najcenniejsze egzemplarze ukryte są w meblach -
powiedziała Kasia. - To raczej wyklucza jego udział.
- A wiec Aulich albo poprzedni właściciel - mruknąłem.
- Albo też Storm w ostatniej chwili pisząc testament zdecydował się nie ujawniać
miejsca ukrycia najcenniejszego egzemplarza - zasugerował Pan Samochodzik.
- Jeśli ukradł ją Aulich, to jakie mamy szansę odzyskania tego dzieła? - zapytałem.
- Zerowe - powiedział poważnie. - No bo niby na jakiej podstawie? Co mu
udowodnimy? No chyba, że zostawił odciski palców, ale przecież może powiedzieć, że
znalazł schowek, ale pusty. Trzeba by zdobyć nakaz rewizji, przeszukać jego dom... %7ładen
prokurator takiego nakazu nie wystawi. Mamy tylko niewielkie poszlaki. Poza tym nie da się
wykluczyć, że istnieją jacyś spadkobiercy Storma i wtedy oni mieliby pierwszeństwo.
- Jednak przydałoby się jakoś nakłonić go do zwrotu dzieła - powiedziała Stasia. -
Popracujcie nad tym, panowie...
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
- Sądzi pan, że faktycznie dopiero przy nas odkryły ten schowek? - zapytałem.
- Czy też może otworzyły go wcześniej i ukryły manuskrypt, a przy nas odegrały
zręcznie komedię? - uśmiechnął się Pan Samochodzik. - Nie, one nie udawały. Widziałeś,
jakie były rozczarowane? Można zagrać wiele różnych nastrojów. Odpowiednią miną udawać
zachwyt, zadowolenie. Rozczarowanie jest jednak najtrudniejszym wyzwaniem dla każdego
profesjonalnego aktora. A one nie są profesjonalistkami.
- Niepokoją mnie - powiedziałem. - Są bardzo młode, nie mają nawet dwudziestu lat, a
tymczasem raz po raz wyprowadzają nas w pole.
- Może są tylko wykonawczyniami woli jakiegoś potężnego przeciwnika - mruknął. -
Choć z drugiej strony... Mogło być inaczej. Odziedziczyły po kimś antykwariat. Starzy
fachowcy zazwyczaj szukali różnych rzadkich przedmiotów lub manuskryptów. Niekiedy
przez całe życie. W tym wypadku też mogło tak być. Ktoś poświęcił wszystkie swoje siły,
aby odnalezć bibliotekę Storma, a im na łożu śmierci przekazał posiadane informacje.
- Myli się pan, szefie - zaprotestowałem - Przecież dopiero z Midraszu dowiedziały
się o odnalezieniu przez nas zwłok Storma.
Zamyślił się, a potem kiwnął głową.
- Masz rację. Ale może ta informacja tylko dopełniła obrazu? Może da się jakoś
dotrzeć do biblioteki od innej strony?
Zamyśliłem się.
- Coś mi zaczyna świtać - powiedziałem. - Pan Aaron ma jedną stronę księgi.
Założyliśmy, że to karta z kopii kopenhaskiej, a tymczasem to może być kawałek księgi
Storma!
- To ciekawe przypuszczenie trzeba natychmiast sprawdzić!
Ruszyliśmy dziarskim krokiem przez Rynek i niebawem znalezliśmy się w
przytulnym wnętrzu antykwariatu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]