[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dworzanin sądząc, że wzrok odmawia mu posłuszeństwa, stał przez dłuższą chwilę
zmieszany i bezradny, potem jednak, kiedy głowa wracała na swoje miejsce na tułowiu,
stwierdzał ze zdumieniem, że widzi znowu to, czego przed chwilą nie było.
(Prokopiusz z Cezarei - Historia sekretna. Tłum. A. Konarek)
M.S.:
Następnie zadaj sobie pytanie: gdzie też to wszystko teraz? - Dym, popiół, baśń, albo
nawet już i baśnią nie jest.
(Marek Aureliusz - Rozmyślania. Tłum. M. Reiter)
Niczyja świeca nie pali się do samego świtu.
(I. Andrić - Konsulowie Ich Cesarskiej Mości. Tłum. H. Kalita)
Przez wiele lat byłem mozdzierzystą jaśnie osobliwego pana. Mozdzierz ustawiałem w
pobliżu miejsca. gdzie dobrotliwy monarcha wydawał uczty dla spragnionych jadła
biedaków. Kiedy kończyła się biesiada, odpalałem w górę serię pocisków. W chwili
wybuchu z owych pocisków wydobywał się kolorowy obłok, który rozpraszając się, z
wolna opadał ku ziemi - były to barwne chustki z wizerunkiem cesarza. Ludzie tłoczyli
się, przepychali, wyciągali ręce, każdy chciał wrócić do domu obdarowany cudownie
spuszczonym z nieba portretem naszego pana.
A.A.:
Nikt, ale to nikt, przyjacielu, nie przeczuwał, że nadciąga koniec. A raczej coś tam się
przeczuwało, coś po głowie chodziło, ale takie niejasne, niewyrazne, że jakby w ogóle nie
było żadnego odczuwania nadzwyczajności. A przecież już od dawna snuł się po pałacu
kamerdyner, coraz to jakieś światła wygaszając, ale wzrok się do owego zgaszenia
przyzwyczajał i następowało wygodne pogodzenie wewnętrzne, że widocznie-
niewidocznie takie wszystko musi być wygaszone, przyciemnione, półmrocznie
zamroczone. W dodatku do cesarstwa wkradły się gorszące nieporządki, które całemu
pałacowi sprawiły wiele utrapień, a już najwięcej naszemu ministrowi informacji, panu
Tesfaye Gebre-Egzy, rozstrzelanemu pózniej przez panujących dziś buntowników.
Zaczęło się od tego, że w roku siedemdziesiątym trzecim, latem, przyjechał do nas
dziennikarz z telewizji londyńskiej, niejaki Jonathan Dimbleby. Ten ci dawniej już bywał
w cesarstwie robiąc chwalebne filmy o naszym wszechwładcy i dlatego nikomu nie
przyszło do głowy, że taki żurnalista, który najpierw chwali, ośmieli się pózniej zganić,
ale taka już widać łotrowska natura owych ludzi bez godności i wiary. Dość że tym razem
Dimbleby, miast pokazywać, jak pan nasz rozwoju dogląda i troszczy się o pomyślność
maluczkich, przepadł gdzieś na północy, skąd ponoć wrócił przejęty i roztrzęsiony i zaraz
wyjechał do Anglii. Nie minął miesiąc, a z naszej ambasady przychodzi doniesienie, że
pan Dimbleby pokazał w telewizji londyńskiej swój film pod tytułem Ukryty głód , w
którym ten pozbawiony zasad oszczerca dopuścił się demagogicznej sztuczki ukazując
tysiące ludzi umierających z głodu, a obok czcigodnego pana, jak biesiaduje z
dostojnikami, następnie pokazał drogi, na których leżą dziesiątki szkieletów
zagłodzonych biedaków, a zaraz potem nasze samoloty przywożące z Europy szampany i
kawior, tu - pola całe konających chudzieków, tam nasz monarcha ze srebrnej patery
mięso swoim psom podający, i tak na przemian: przepych - nędza, bogactwo - rozpacz,
korupcja - śmierć. W dodatku pan Dimbleby oświadcza, że klęska głodu spowodowała
już śmierć stu, a może dwustu tysięcy ludzi i że drugie tyle może w najbliższych dniach
podzielić ich los. Doniesienie ambasady mówi, że po filmie wybuchł w Londynie wielki
skandal, są apelacje do parlamentu, gazety biją na alarm, dostojnego pana potępiają. Tu
widzisz, przyjacielu, całą nieodpowiedzialność obcej prasy, która podobnie jak pan
Dimbleby latami monarchę naszego chwaliła, a nagle, bez żadnego powodu i umiaru -
potępiła. Dlaczego tak? Dlaczego taka zdrada i niemoralność? W dalszym ciągu ambasada
donosi, że z Londynu wylatuje cały samolot dziennikarzy europejskich, którzy chcą
zobaczyć śmierć głodową, poznać naszą rzeczywistość, a także ustalić, gdzie podziewają
się pieniądze, które tamtejsze rządy dawały czcigodnemu panu, aby rozwijał, doganiał i
przeganiał. A więc, krótko mówiąc, ingerencja w wewnętrzne sprawy cesarstwa! W
pałacu poruszenie, oburzenie, ale osobliwy pan nakazuje spokój i rozwagę. Teraz
czekamy, jakie będą najwyższe ustalenia. Od razu rozlegają się głosy, aby przede
wszystkim odwołać ambasadora z powodu tak przykrych i alarmistycznych doniesień,
tyle niepokoju w życie pałacu wnoszących. Jednakże minister spraw zagranicznych
argumentuje, że takie odwołanie rzuci strach na pozostałych ambasadorów, którzy w
ogóle przestaną donosić cokolwiek, a przecież czcigodny pan musi wiedzieć, co o nim
mówią w różnych częściach świata. Następnie odzywają się członkowie rady koronnej,
którzy żądają, aby samolot z dziennikarzami zawrócić z drogi i całej tej bluznierczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]