[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rory wykrwawił się w tym pokoju, a plamy pózniej zniknęły. W jakiś sposób duch
Franka -jeśli to był on - nasycił się krwią brata i w ten sposób zdobyta siła starczyła, by
wydostał się ze swojej celi i nawiązał jakiś kontakt ze światem zewnętrznym. Co zatem jeszcze
mogła zrobić, jeśli nie zwiększyć ilości pożywienia?
Myślała o uściskach Franka, o jego szorstkości, uporze. Czegóż by nie zrobiła, by znów
przeżyć tamte dawne z nim chwile? I istniała nadzieja, że będzie to możliwe. A jeśli tak i jeśli
mogłaby mu dać to, czego potrzebował - pożywienia, czy nie zaskarbiłaby sobie jego
wdzięczności? Czy nie byłby potem jej ulubieńcem; uległym albo i brutalnym, w zależności od
jej kaprysu? Myśli nie dawały jej zasnąć. Naruszyły spokój, ale i wygnały smutek z jej serca.
Zdała sobie sprawę, że przez cały czas była zakochana i za nim tęskniła. Jeśli krew miałaby go
jej zwrócić, dostanie zatem krwi. Bez względu na konsekwencje.
* * *
W ciągu następnych dni nauczyła się na nowo uśmiechać. Rory wziął tę jej odmianę za
dobrą monetę. Sądził, że zmiana nastroju wynika ze szczęścia, jakie dla niej oznacza nowy
dom. Jej dobry humor wywoływał i u niego podobną reakcję. Zabierał się do urządzania domu
z nową energią.
Powiedział, że wkrótce zabierze się do pracy na piętrze. Zlokalizuje wówczas zródło
wilgoci w wielkim pokoju i przemieni go w sypialnię dla swoje księżniczki. Ucałowała go w
policzek, gdy o tym mówił, ale powiedziała, że się jej nie śpieszy. Mówiła, że sypialnia, którą
mają teraz, jest zupełnie odpowiednia. Rozmowa o sypialni sprawiła, a chwycił ją za szyje,
przyciągnął do siebie i zaczął szeptać dziecinnym głosem do jej ucha różne nieprzyzwoitości.
Nie odmówiła. Potulnie poszła z nim na górę i pozwoliła mu rozebrać się. Tak, jak to lubił.
Rozpinał guziki brudnymi od farby palcami. Udawała, że ceremonia rozbierania podnieca ją,
ale dalekie to było od prawdy.
Jedyną rzeczą, która wzbudzała w niej choć trochę podniecenia, kiedy leżała na
trzeszczącym łóżku z jego cielskiem miedzy nogami, było wyobrażanie sobie, że to Frank się z
nią kocha.
Kilkakrotnie jego imię pchało się jej na usta. Za każdym razem nie pozwalała im go
jednak wymówić. W końcu otwarła oczy, by powrócić do szarej rzeczywistości. Rory ślinił jej
twarz pocałunkami. Na dotyk jego ust cierpły jej policzki.
Zdała sobie sprawę, że zbyt często nie będzie w stanie tego z Rory'm robić. Zbyt wiele
wysiłku kosztowało ją udawanie posłusznej żony: serce by jej pękło.
Kiedy więc leżała pod nim, a wrześniowy wietrzyk, dostawszy się przez otwarte okno
do pokoju, owiewał jej twarz, zaczęła knuć spisek. Spisek dla zdobycia krwi.
ROZDZIAA PITY
Czasami wydawało mu się, że wieki całe minęły, kiedy spoczywał w ścianie. Wieki,
które, jak się może pózniej okazać, są tylko przemijającymi godzinami albo nawet minutami.
Teraz wszystko się zmieniło; miał szansę stąd uciec. Jego duch wpadał w radosny
nastrój na samą myśl o tym. Była to wprawdzie krucha szansa, co do tego nie chciał siebie
samego okłamywać. Było wiele powodów, z których całe przedsięwzięcie mogło spalić na
panewce. Po pierwsze, Julia. Pamiętał ją jako pospolitą, wypindrzoną kobietę, której
wychowanie uniemożliwiało przeżycie prawdziwej rozkoszy. Miał ją, oczywiście. Jeden raz.
Pamiętał ten dzień, pośród tysięcy, w których przeżywał akt miłości, z pewną satysfakcją.
Opierała się mu tylko tyle, ile wymagała tego jej próżność. A potem oddała mu się z tak
gwałtownym zapałem, że prawie stracił nad sobą panowanie.
W innych okolicznościach zdmuchnąłby ją spod nosa niedoszłemu mężusiowi, ale
braterska solidarność nie zezwalała na to. Zresztą w tydzień lub dwa miałby jej już dosyć i
pozostałby z kobietą, której ciało nie stanowiłoby żadnej dla niego atrakcji, a dodatkowo
miałby na karku brata. Wszystko to nie było warte zachodu.
Poza tym, były jeszcze nowe światy do zdobycia. Następnego dnia pojechał na Wschód:
do Hong Kongu i Sri Lanki. W pogoni za bogactwem i przygodą. Znalazł je. Przynajmniej na
jakiś czas. Wcześniej lub pózniej wszystko przepłynęło mu między palcami. Z czasem zaczął
się zastanawiać, czy to okoliczności pozbawiały go tego wszystkiego, co cenne w życiu, czy też
on sam nie potrafi tego dobra utrzymać. Pogoń myśli, skoro tylko rozpoczęła się, przybierała
coraz większe tempo. Gdziekolwiek się nie pojawił, znajdował dowody tej przykrej prawdy:
nie osiągnął ani nie spotkał niczego w swoim życiu. Ani żadnej osoby, ani stanu ducha czy
ciała. Gotów był dla uzyskania tego na największe nawet cierpienia.
Rozpoczęła się droga po równi pochyłej. Przeżył trzy miesiące depresji i rozgoryczenia
na granicy samobójstwa. Ale nawet odkryty w ten sposób nihilizm nie przyniósł mu ulgi. Jeśli
nie istniało nic, co warte byłoby życia, nie istniało też nic, dla czego warto byłoby umierać.
Błąkał się między tymi skrajnościami, aż myśli ustąpiły wizjom jakiegokolwiek narkotyku, jaki
wpadał mu w ręce.
Jak dowiedział się o kostce Lemarchanda? Już nie pamiętał. Może w knajpie, może w
rynsztoku, z ust jakiegoś samotnika. Wówczas było to dla niego coś wielkiego: marzenie o
krainie rozkoszy, w której ci, których zmęczyły płoche przyjemnostki człowieczego bytu,
mogli odkryć nowy wymiar rozkoszy. Jaka miała być droga do tego raju? Było ich kilka, jak mu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]