[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kylea, ale czuła, że był to inny rodzaj miłości, coś zupełnie
innego niż spokojna czułość, jaka łączyła ją z Jeffreyem. Może to
uczucie przetrwa tę próbę, a może nie, ale musi trwać, zanim się o
tym przekona.
Najważniejsze, że Kyle był wart zachodu, i nie raz tego dowiódł.
Był przystojny i opiekuńczy, a do tego miał dobre serce. I jak tu
oprzeć się takiemu chłopakowi, który na dodatek świetnie gotuje
i z satysfakcją przygląda się, jak je serwowane przez niego
potrawy? Musiał się fatalnie poczuć, kiedy tak zostawiła go na
deszczu, nie dając mu nawet cienia szansy na wyjaśnienia. I co
otrzymała w zamian? Najbardziej wyszukane oświadczyny, jakie
w życiu widziała. A jeśli tak - tym bardziej powinna ofiarować
mu szansę.
Poza tym, jeśli ani on, ani ona nie wiedzieli o machinacjach
rodziców, to czy miało to w ogóle jakieś znaczenie? Tak czy
inaczej, zakochali się w sobie bez interwencji z zewnątrz. Amy
ubolewała teraz nad własną głupotą,
obiecując sobie jednocześnie, że na drugi raz na pewno nie straci
głowy, a przynajmniej nie z powodu gniewu.
Ledwo samolot zdążył wylądować, natychmiast popędziła na
postój taksówek. Wskoczyła do najbliższej, podała kierowcy
adres firmy Nakagawa i Syn, a potem mogła już tylko czekać.
Czekała dość długo, bo w godzinach szczytu trudno było
przejechać krajową drogą nr 5. W myślach ponaglała kierowcę
jak mogła i pocieszała się, że Kyle miał zwyczaj zostawać dość
długo w pracy, a więc może jeszcze nie wyszedł. Dochodziło
wpół do szóstej, a o szóstej oficjalnie zamykano biuro. Oby tylko
jeszcze go zastała, zakładając, że matka nie dotarła tam przed nią!
Wreszcie taksówka podjechała pod główne wejście do biura
firmy. Amy szybko zapłaciła i wbiegła do hallu. Uśmiechnęła się
do recepcjonistki i zaczęła pospiesznie tłumaczyć:
- Dzień dobry, nazywam się Amy Miyazaki i jestem umówiona z
panem Kyle'em Nakagawą... On na mnie czeka, muszę się z nim
widzieć!
Recepcjonistka otworzyła usta, aby zaprotestować, ale nie
zdążyła, bo Amy przemknęła obok niej i wbiegła po schodach jak
huragan. Gabinet Kylea mieścił się tuż za rogiem.
Zajrzała tam, ale go nie zastała. No i ładnie - a co, jeśli akurat
wyjechał na cały dzień? Rozpaczliwie rozejrzała się dookoła i
napotkała spojrzenie jego kuzyna Dave'a.
- Dave?
- O, cześć, Amy. Co tu robisz?
- Szukam swojej mamy! - wydyszała. - Czy ona już tu
jest?
- Tak, w sali konferencyjnej - potwierdził, przypatrując się jej ze
zdziwieniem. - Rozmawia z...
- Z Kyle'em? - nie wytrzymała Amy.
- No, nie wiem - zawahał się Dave. - Umówiła się tam z wujkiem
Toshi, a czy Kyle przyłączył się do nich, tego nie wiem. -
Wzruszył ramionami.
- Dziękuję! - Amy rozejrzała się, szukając wzrokiem sali
konferencyjnej. Było już za pózno, ale może przynajmniej uda się
jej powstrzymać matkę, aby nie narobiła więcej szkody. Wsadziła
więc głowę przez drzwi do pomieszczenia i zajrzała do śrpdka.
Nie zastała tam ani swojej matki, ani starszego pana Nakagawy,
tylko Kyle'a, który akurat odbywał konferencję z grupą innych
biznesmenów.
- Och, przepraszam! - wymamrotała, czując, że płoną jej policzki.
Oczywiście szybko się wycofała. Ale się wygłupiła! Jak ostatnia
idiotka wtargnęła na zebranie, więc jasne, że tym sposobem nie
mogła wiele osiągnąć. Wykazała karygodny brak
profesjonalizmu. Powinna była raczej wrócić do recepcji,
uspokoić nerwy lekturą jakiegoś czasopisma i czekać cierpliwie
albo wtopić się w otoczenie i dyskretnie zniknąć...
Przede wszystkim jednak chciała za wszelka cenę zobaczyć się z
Kyle'em. Dążyła do tego tak uporczywie, że nie miała czasu
pomyśleć, co robi. Nie była tylko pewna, czy chce wyjść za niego
za mąż, bo już i sama myśl o nim powodowała, że przestawała
myśleć - co zupełnie nie godziło się z jej dotychczasowym stylem
życia.
- Amy!
Zastygła w miejscu, bo za nią stał Kyle. Nie wiedziała, czy ma
zostać, czy uciekać, ale zanim podjęła decyzję, na ucieczkę
zrobiło się już za pózno, bo wziął ją za rękę i zaprowadził do
gabinetu. Zamknął drzwi od wewnątrz i dopiero wtedy odwrócił
się w jej stronę.
- Ależ... przecież masz zebranie! - usiłowała protestować Amy. -
Przepraszam, nie chciałam... To było takie głupie z mojej
strony...
- Zebranie już się skończyło - oświadczył stanowczo. -Nawet o
tym nie myśl.
. Przyciągnął ją do siebie i pocałował, więc Amy z westchnieniem
zarzuciła mu ręce na szyję.
- Ej, widzę, że nadal to lubisz - stwierdził, odsuwając się nieco.
- Och, Kyle, tak mi przykro... - załkała, czując wzbierające łzy.
- Cicho, już dobrze - położył jej palec na wargach. -Ani ty, ani ja
nie wiedzieliśmy o niczym. Tato i Dave wymyślili to do spółki z
twoją mamuśką. Widziałaś kiedyś taką wścibską rodzinę? Może
na złość im darujemy sobie ceremonię ślubną i uciekniemy
razem?
Na dzwięk słowa ślubną" Amy podniosła oczy.
- Naprawdę nie wiem. Wiem na pewno, że cię kocham, ale znamy
się jeszcze tak krótko...
- Nie ma sprawy. - Znów ją pocałował. - Mogę poczekać, a
tymczasem będę się z tobą kochał kilka razy dziennie i karmił cię
tonami kurczaka yakisoba.
Z trudem powstrzymała chichot.
- Myślisz, że złapiesz mnie na kurczaka yakisoba?
- Nie myślę, tylko wiem. Już mi się to kiedyś udało. -Cmoknął ją
w szyję i mocniej przytulił. Potem odsunął się na tyle, aby móc
spojrzeć jej w oczy. - Kocham cię, Amy. Może to szaleństwo, i bo
tak krótko się znamy, ale nic na to nie poradzę. Jeśli na razie nie
chcesz myśleć o ślubie, chętnie na ciebie poczekam.
Amy podniosła rękę i pogładziła go po policzku.
- Och, Kyle! - westchnęła. - Myślałam o tym przez ca-
ły czas, odkąd stąd wyjechałam. I wiesz co? Wyjdę za ciebie.
Chciałabym tylko, abyśmy się lepiej poznali.
- No, to się jeszcze da wytrzymać! - Pocałował ją, ale w tym
momencie zaburczało mu w brzuchu, co skwitował wybuchem
śmiechu. - Oj, chyba już pora na dobry obiad, tym bardziej, że nie
jadłem dziś lunchu. Może wstąpiłabyś do mnie i razem
zjedlibyśmy kurczaka yakisoba!
Amy roześmiała się i zamknęła mu usta pocałunkiem.
*
Pani Miyazaki, która podglądała przez dziurkę od klucza w
drzwiach gabinetu Kylea, uśmiechnęła się do siebie i cicho
wycofała się w głąb korytarza. No proszę, udało się!
Wystarczyło, że napomknęła Amy o zamiarze wyjazdu do stanu
Waszyngton. Na miejscu nie musiała już nic robić, bo dobrze
znała swoją córkę. Wiedziała dczywiście, że Amy będzie chciała
sama wszystko załatwić i w te pędy wróci do Kyle'a, a potem już
wszystko samo się ułoży. No i tak się właśnie stało! Wprawdzie
obojgu będzie się wydawać, że pogodzili się bez jej
pośrednictwa, ale może to i lepiej. Ci młodzi są tacy uparci,
zawsze chcieliby postawić na swoim, a to znaczy, że pasują do
siebie i ona powtarzała to od początku!
Dyskretnie wymknęła się z biura i spokojnie poszła do windy.
Teraz wróci do hotelu, a po kilku dniach zakupów w Seattle -
także i do San Francisco. Czeka tam na nią kupa roboty, bo
przecież będzie musiała uszyć suknię ślubną dla córki, i to
najlepszą, jaka kiedykolwiek wyszła spod jej igły. Musi więc
kupić jedwab i koronki najwyższej klasy, bo dla jej córki nic nie
będzie za dobre. Westchnęła z satysfakcją, bo napracowała się
solidnie, ale warto było!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]