[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowie mi się nie mieściło, że musiała coś takiego przez niego przechodzić.
I żeby zrobić coś takiego w szkole! Ze wszystkich miejsc na ziemi! Dlaczego nie mógł
zaczekać, aż znajdą się gdzieś sam na sam, na przykład w Ray's Pizza, i wtedy jej o tym
powiedzieć, żeby mogła sobie przynajmniej popłakać samotnie? Co ci faceci mają w
głowach?
Zabiję go. Jak Boga kocham, zabiję.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że powiedziałam to na głos, dopóki Lilly nie
wyciągnęła ręki i nie złapała mnie za nadgarstek ze słowami:
- Mia. Nie, nie rób tego.
Popatrzyłam na nią, zaskoczona.
- Czego mam nie robić?
- Nie rozmawiaj z nim na ten temat. Naprawdę. To moja wina. Ja... Ja w pewnym
sensie wiedziałam przez cały ten czas, że on mnie nie kocha.
- Co?
Słyszałam już wcześniej o czymś takim. Kiedy ofiary wrednych chłopaków obwiniają
siebie za to, co zrobił im taki palant.
Ale nigdy nie sądziłam, że LILLY, ze wszystkich na świecie, stanie się jedną z nich.
- Co ty w ogóle mówisz, wiedziałaś? Oczywiście, że nie wiedziałaś, Lilly, w
przeciwnym razie nie...
- Nie, to nieprawda - wykrztusiła Lilly głosem ochrypłym od łez. - Skoro nigdy mi nie
powiedział, że mnie kocha, podejrzewałam, że coś jest nie tak. Ale ja... no cóż, tak jak po-
wiedziałaś. Myślałam, że może on nauczy się mnie kochać. Więc zostałam z nim, zamiast
zerwać, jak powinnam była. To nie jego wina. On próbował, Mia. On się naprawdę starał. W
sumie to bardzo ładnie z jego strony, że nie pozwolił, żeby to zaszło za daleko. Naprawdę
mógł wykorzystać okazję. Ale nie zrobił tego.
Nie mogłam się powstrzymać i powiedziałam:
- Czekaj, czy to znaczy, że wy dwoje nigdy...
Lilly zmrużyła oczy.
- Bardzo sprytnie, KG. Jestem przybita, ale jeszcze przytomna. I wiesz, nadal mamy
do zaplanowania kampanię wyborczą.
- Lilly. - Opuściłam głowę na blat stolika. - Ja nie mogę. Po prostu nie mogę. Nie
widzisz, że jestem załamana?
- Ja też nie czuję się najlepiej - przyznała Lilly. - A nadal jestem w stanie
FUNKCJONOWA. Mężczyzna kobiecie jest potrzebny jak rybie rower.
Nie cierpię tego powiedzonka. Założę się, że ryby naprawdę chciałyby mieć rowery.
Gdyby miały nogi.
A potem, łagodniejszym tonem, Lilly dodała:
- Słuchaj, KG. Co do ciebie i mojego brata, przepraszam.
- Dzięki. - I wszystkie te łzy, które, jak mi się wydawało, udało mi się zdusić, znów
wróciły.
- Ale nadal nie rozumiem - stwierdziła Lilly.
- Oczywiście, że tego nie rozumiesz - mówiłam żałośnie, nie podnosząc głowy znad
biurka. - Jesteś jego siostrą. Jesteś po jego stronie.
- Może i jestem jego siostrą. Ale jestem też twoją najlepszą przyjaciółką. I mnie się
wydaje, że to niepotrzebna strata. Wiem, że jesteś na niego wściekła, ale naprawdę... Co on
takiego złego zrobił? Przespał się z Judith Gershner. Wielkie mi rzeczy. Przecież to nie tak, że
robił to W CZASIE, kiedy ze sobą chodziliście.
- To JEST wielka rzecz - upierałam się. - Ja po prostu... Ja nigdy nie myślałam, że
akurat Michael mógłby coś takiego zrobić. Przespać się z kimś, kogo nawet nie kochał. A
potem mnie w tej sprawie OKAAMA. I ja WIEM, że twoim zdaniem rzutuję na niego swoje
własne poglądy. Ale ja zawsze po prostu zakładałam, że on i ja mamy te same poglądy. A
teraz okazuje się, że on jest bardziej podobny... no cóż, bardziej podobny do Josha Richtera
niż do mnie!
- Do Josha Richtera? - Lilly przewróciła oczami. - Och, przestań. Jakim cudem mój
brat miałby przypominać Josha Richtera?
- No bo spanie z dziewczyną której się nawet nie kocha... Tak robi Josh Richter.
- Styl Josha Richtera polega na tym, że on wykorzystuje dziewczyny, które się w nim
kochają, i robi im w ten sposób krzywdę.
Uniosłam głowę, żeby na nią popatrzeć, i powiedziałam, starając się, żeby wypadło to
maksymalnie troskliwie:
- Chcesz powiedzieć, jak ty i J.P.?
Ale Lilly tylko spiorunowała mnie wzrokiem.
- Bardzo sprytnie, Mia - powtórzyła. - Ale nie dam się na to nabrać.
Choroba.
- Mia. Nie możesz dostawać małpiego rozumu dlatego, że Michael spotykał się z
innymi dziewczynami, zanim poznał ciebie. To GAUPIE.
Teraz to ja spojrzałam na nią przez zmrużone powieki.
- Jak to, z DZIEWCZYNAMI?
- No cóż, z taką jedną z obozu języka hebrajskiego...
- Z JAK DZIEWCZYN Z OBOZU JZYKA HEBRAJSKIEGO?! - wrzasnęłam
tak głośno, że Borys aż wyjrzał ze schowka na materiały piśmienne zobaczyć, co się stało.
- Uspokój się - rzekła Lilly z niesmakiem. - Oni się tylko całowali. A Michael był
wtedy chyba w pierwszej licealnej, czy coś.
- Była ładna? - dopytywałam się. - Jak się nazywała? Do której bazy doszli?
- Tobie potrzebna jest psychoterapia. A teraz, czy możemy pogadać przez moment o
czymś innym niż te romantyczne perypetie? Bo musimy popracować nad twoim
przemówieniem.
Zamrugałam oczami.
- Moim czym?
- Twoim przemówieniem. Uważasz, że tylko dlatego, że zerwałyśmy z naszymi
chłopakami, jesteśmy już niezdolne korzystnie wpływać na szkolne otoczenie ani
poprowadzić naszych rówieśników drogą do lepszego jutra?
- Nie - mruknęłam. - Ale...
- Dobrze. Bo wiesz, że powinnaś dziś na apelu wygłosić swoją mowę jako kandydatka
na przewodniczącą samorządu, prawda?
- Lilly. - Przełknęłam ślinę. Z trudem. - To nie będzie możliwe.
- Nie masz innego wyjścia, KG - oświadczyła Lilly. - Dałam ci trochę luzu w tym
tygodniu ze względu na Michaela i tak dalej. Ale tej roli za ciebie odegrać nie mogę. Będziesz
musiała wyjść na środek i przemówić. Stwierdziłam, że na pewno nic nie przygotujesz, więc
pozwoliłam sobie sama coś napisać. - Podsunęła mi kartkę papieru zapisaną swoim typowym,
bardzo drobniutkim pismem. - To są w zasadzie odpowiedzi na pytania postawione na tych
kartkach ze stołówki. Wiesz, co zrobić w razie huraganu czy ataku brudną bombą. Nic
nowego. A przynajmniej nie dla ciebie. Powinno ci to pójść jak z płatka.
- Jeśli to zrobię - zagadnęłam, taka trochę oszołomiona (może jednak zaszkodził mi
ten cały bekon?) - powiesz mi, prawda? Czy ty i J.P. Zrobiliście To latem?
- I to jest twoja jedyna motywacja do udziału w wyborach? - zapytała Lilly.
- Tak - odparłam.
- Boże, to jest takie żałosne. Ale, owszem, powiem ci. Ty nieudacznico.
Nie obraziłam się za to, bo miała rację. JESTEM nieudacznicą. Ona nawet nie wie, jak
wielką.
Poza tym wiem, że pod brawurą Lilly skrywała prawdziwy ból. Jak mogłaby nie
cierpieć? Kochała J.P. tak, jak nigdy przedtem nie kochała żadnego faceta.
Poważnie, jak J.P. mógł jej zrobić coś takiego? Myślałam, że to jeden z tych
przyzwoitych chłopaków. Naprawdę tak myślałam.
Ale teraz już zupełnie nie wiem, jak mam się z nim nadal przyjaznić. A co dopiero być [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •