[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przekonać, \e zrobił to Slagerman. śe on nie jest tym miłym biznesmenem, jakiego udaje. Bez was
wykpi się i będzie nadal robił to samo.
Suzanne przygryzła wargi.
- Jimmy mówi, \e tak czy siak wygra. śe ludzie dowiedzą się, kim byłyśmy wcześniej, chocia\,
dzięki pani mamy teraz stałą pracę. Grozi, \e kiedy to się skończy, znajdzie nas i się z nami policzy.
- Kiedy tak powiedział?
- Wczoraj w nocy. - Oczy Marjorie napełniły się łzami. - Dowiedział się, gdzie mieszkamy, i
zadzwonił. Powiedział, \e jeszcze nam poka\e. - Wierzchem dłoni otarła łzę. - Mówił, \e po\ałujemy,
\e w ogóle zaczęłyśmy. Ja nie chcę, \eby mnie znowu tak pobił.
- Nie zrobi tego. Nie mogę wam pomóc, je\eli wy mi nie pomo\ecie. I je\eli mi nie zaufacie.
Przez następną godzinę mówiła - uspokajając, gro\ąc, kusząc i obiecując. Ostatecznie, o drugiej po
południu obie wystraszone dziewczyny znowu stawiły się w sądzie.
- Sąd wzywa Marjorie Lovitz - zaanonsowała Deborah, patrząc zimno na Slagermana.
Gage wślizgnął się do sali sądowej w chwili, gdy Deborah powoływała pierwszego świadka z
popołudniowej sesji. Chcąc przyjść, musiał odwołać dwa wa\ne spotkania. Chęć zobaczenia Deborah
okazała się jednak silniejsza ni\ potrzeba wysłuchania sprawozdań kwartalnych.
Szczerze mówiąc, silniejsza od wszystkich potrzeb, jakie kiedykolwiek odczuwał.
Przez trzy dni trzymał się z daleka. Przez trzy bardzo długie dni.
śycie często przypomina partię szachów, pomyślał. I potrzeba czasu, \eby wykonać następny ruch.
Wybrał miejsce z tyłu sali sadowej i usiadł, by oglądać Deborah przy pracy.
- Ile masz lat, Marjorie? - pytała Deborah.
- Dwadzieścia jeden.
- Zawsze mieszkałaś w Urbanie?
- Nie, wychowałam się w Pensylwanii.
Za pomocą kilku prostych pytań Deborah pomogła Marjorie odmalować obraz jej środowiska,
biedy, nieszczęść oraz przemocy w rodzinie.
27
- Kiedy przyjechałaś do miasta?
- Jakieś cztery lata temu.
- Miałaś wtedy siedemnaście lat. Po co tu przyjechałaś?
- Chciałam zostać aktorką. To mo\e zabrzmi głupio, ale w szkole występowałam w ró\nych przed-
stawieniach. Myślałam, \e to będzie łatwe.
- A było?
- Nie, było cię\ko. Naprawdę cię\ko. Na ogół nawet nie docierałam do etapu przesłuchań. I skoń-
czyły mi się pieniądze. Znalazłam dodatkową pracę jako kelnerka, ale to nie wystarczało. Odcięli mi
prąd i gaz.
- Nigdy nie myślałaś o tym, \eby wrócić do domu?
- Nie mogłam. Mama powiedziała, \e skoro uciekłam, nie chce mnie więcej znać. A mnie się ciągle
wydawało, \e sobie poradzę, jeśli tylko dostanę szansę.
- I co? Dostałaś tę szansę?
- Tak mi się wydawało. Ten gość przyszedł do baru, w którym pracowałam. Zaznajomiliśmy się,
zaczęliśmy rozmawiać, i tak dalej. Powiedziałam mu, \e jestem aktorką. A on na to, \e domyślił się, jak
tylko mnie zobaczył. I co ja, taka ładna i utalentowana dziewczyna, robię w tej spelunce? Powiedział
mi, \e zna mnóstwo ludzi, i je\eli zgodzę się u niego pracować, przedstawi mnie komu trzeba. Dał mi
swoją wizytówkę...
- Czy mę\czyzna, którego poznałaś tamtej nocy, jest dziś na sali sądowej?
- Jasne, \e tak. To był Jimmy. - Marjorie wbiła wzrok w swoje splecione ręce. - Jimmy Slagerman.
- Zgodziłaś się u niego pracować?
- Tak. Następnego dnia poszłam do niego, do biura. Miał supersalon - biurka, telefony i skórzane
fotele. Naprawdę fajne miejsce, w samym centrum. Nazywało się Elegancka Eskorta . Powiedział, \e
mogę zarobić sto dolarów za noc tylko za samo chodzenie z ró\nymi biznesmenami na kolacje i przy-
jęcia. Kupił mi nawet ciuchy, naprawdę ładne ciuchy, kazał zrobić fryzurę i w ogóle co trzeba.
- I za te sto dolarów za noc miałaś tylko towarzyszyć im na kolacjach i przyjęciach?
- Tak twierdził. Na początku.
- Czy to się zmieniło?
- Po jakimś czasie... zaczął mnie zabierać do dobrych restauracji i ró\nych innych miejsc. Kupował
mi kwiaty i...
- Uprawiałaś z nim seks?
- Sprzeciw. To nie ma \adnego związku ze sprawą - zaoponował obrońca.
- Wysoki Sądzie, stosunki świadka z pozwanym, ich stosunki cielesne, mają bardzo powa\ny
związek ze sprawą.
- Oddalam sprzeciw. Proszę odpowiedzieć na pytanie, panno Lovitz.
- Tak, poszłam z nim do łó\ka. Był dla mnie taki miły. A potem dał mi pieniądze - na rachunki, tak
utrzymywał.
- A ty je wzięłaś?
- Tak. Chyba domyślałam się ju\, co jest grane, ale udawałam, \e nie rozumiem. Kilka dni pózniej
oznajmił, \e ma dla mnie klienta. Kazał mi się ładnie ubrać i pójść na kolację z tym facetem z
Waszyngtonu.
- Jakie instrukcje dał ci pan Slagerman?
- Powiedział: Marjorie, musisz odpracować te sto dolarów . Odparłam, \e wiem, a on mi
przykazał, \ebym była bardzo miła dla tego gościa. Więc się zgodziłam.
- Czy pan Slagerman podał ci definicję słowa miła , Marjorie?
Dziewczyna zawahała się, a potem znów spojrzała na swoje ręce.
- Polecił robić, co ten gość mi ka\e. śe je\eli będzie chciał mnie potem zabrać do hotelu, mam z
nim pójść albo nie dostanę pieniędzy. Musisz to dobrze zagrać, wyjaśnił. Udawałam, \e świetnie się
bawię z tym facetem, \e mi się podoba, i udawałam te\, \e jest mi z nim dobrze w łó\ku.
- Czy pan Slagerman powiedział ci wyraznie, \e będziesz musiała uprawiać seks z tym mę\czyzną?
- Oświadczył, \e to nale\y do mojej pracy, tak samo jak śmianie się z kiepskich dowcipów. I je\eli
oka\ę się w tym dobra, przedstawi mnie swojemu znajomemu re\yserowi.
- A ty się zgodziłaś?
- Zabrzmiało to niezle. Więc tak.
- Czy były jeszcze inne okazje, kiedy zgodziłaś się uprawiać seks za pieniądze, w ramach swoich
obowiązków hostessy z agencji pana Slagermana?
- Sprzeciw.
28
- Zapytam inaczej. - Deborah zerknęła na sędziów przysięgłych. - Czy nadal byłaś zatrudniona u
pana Slagermana?
- Tak, proszę pani.
- Jak długo?
- Trzy lata.
- I byłaś zadowolona z warunków?
- Nie wiem.
- Nie wiesz, czy byłaś zadowolona?
- Przyzwyczaiłam się do pieniędzy - przyznała się Marjorie. - Po jakimś czasie mo\na się
przyzwyczaić, je\eli w trakcie myśli się o czymś innym.
- Czy pan Slagerman był z ciebie zadowolony?
- Na ogół. - Przestraszona, popatrzyła na sędziów. - Ale czasem dostawał szału i wściekał się na
mnie albo na którąś z dziewczyn.
- Były tam inne dziewczyny?
- Jakiś tuzin, a czasami więcej.
- A co robił, kiedy dostawał szału?
- Bił.
- Chcesz powiedzieć, \e cię uderzył?
- Wściekał się i...
- Sprzeciw.
- Podtrzymuję.
- Czy cię kiedykolwiek uderzył, Marjorie?
- Tak.
Deborah pozwoliła, by prostota tej odpowiedzi zacią\yła nad ławą przysięgłych.
- Opowiedz nam, co wydarzyło się w nocy dwudziestego piątego lutego tego roku.
- Miałam pracę, ale się rozchorowałam. - Marjorie, zgodnie z instrukcją, starała się nie spuszczać
wzroku z Deborah, \eby nie patrzeć na Slagermana. - To była grypa czy coś w tym rodzaju. Miałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]