[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piekła babkę. Dopisała jeszcze: "Earl z St Otel wraz z małżonką", co
dowodzi, że myślała o tobie, a to z kolei oznacza, że... No, mniejsza z
tym, jako mężczyzna nie jesteś w stanie pojąć pewnych rzeczy -
powiedziała z pełnym kobiecej wyższości uśmiechem. - Możesz mi
wierzyć, Aleks, ona cię kocha. Widziałeś dziś Rana? - spytała,
zmieniając niespodziewanie temat.
- Owszem, i był na ciebie wściekły. - Aleks nie miał zamiaru jej
oszukiwać. - Wspominał coś o sprzeczce, do jakiej doszło między
wami w obozie.
Tym razem to Sylvie odwróciła wzrok i zaczęła bawić się
kawałkiem ciasta na talerzu.
- Aleks - spytała - czy byłbyś skłonny pomóc mi zmienić
uczelnię? Nie wiem, czy te wykłady, na które chodzę, kiedykolwiek
mnie zainteresują... a poza tym, wolałabym być gdzieś dalej...
Gdzieś...
- Gdzie twoja matka nie zabierałaby cię do domu na każdy
weekend? - dokończył za nią Aleks. - Cóż, jeśli poważnie myślisz o
powrocie na studia, to z całą pewnością poprę twoją decyzję.
- I porozmawiasz z mamą?
- I porozmawiam z twoją matką - zgodził się Aleks. - O tym
jednak możemy pogadać pózniej. To o której wyszła Mollie? -
powtórzył niecierpliwie.
Policjant przy blokadzie drogowej nie potrafił udzielić Aleksowi
żadnych informacji. Dopiero co objął służbę. Również nie miał
zamiaru zezwolić mu na przejazd do obozu.
- Przykro mi - rzekł stanowczo - ale takie mam rozkazy. Nikomu
nie wolno przejeżdżać.
Aleks skinął głową i zawrócił do samochodu. Musi porozmawiać
z nadinspektorem i uzyskać pisemne zezwolenie, które będzie mógł
okazywać policjantom na drodze. Niespokojnie zerknął na zegarek.
Odkąd po raz ostatni widział Mollie, minęły dwie godziny.
Kiedy już stała na środku drogi, uzmysłowiła sobie, że ani
samochód, ani zbliżający się do niej mężczyzna nie mieli żadnych
policyjnych oznaczeń. W dodatku mina nieznajomego, mówiąc
oględnie, była niezbyt przyjazna.
- Kim ty, do cholery, jesteś? - spytał i w tym samym momencie
usłyszała, jak z tyłu otwierają się drzwi samochodu terenowego i
wysiada z niego dwóch mężczyzn.
W żołądku poczuła skurcz przerażenia i ogarnęła ją chęć ukrycia
się w bezpiecznym wnętrzu swego samochodu. Odniosła wrażenie, że
jest osaczona, wciśnięta pomiędzy dwie niebezpieczne siły, a gdy
ujrzała, jak z zaparkowanego w poprzek szosy samochodu wyłania się
Wayne, jej serce wprost oszalało ze strachu.
Mollie rozpaczliwie walczyła z ogarniającym ją przeczuciem, że
coś tu jest nie w porządku i że znalazła się w niebezpieczeństwie.
- Wayne! - zawołała. - Miałam nadzieję, że cię spotkam.
Chciałabym przeprowadzić z tobą wywiad na temat wędrowców...
- Wędrowcy!
Złośliwy uśmieszek wykrzywił usta Wayne'a, gdy odwrócił się,
by półgłosem rzucić uwagę mężczyznie, który obserwował ją, stojąc -
jak stwierdziła z przerażeniem - pomiędzy nią a jej samochodem,
który do tej pory wydawał się jej bezpieczną przystanią.
- Co jest, Wayne? Nie robimy interesów z kobietami. Wiesz o
tym...
Mollie odwróciła się gwałtownie. Dwaj mężczyzni z samochodu
terenowego stali o pół kroku za nią. Zrozumiała, czym objawia się
klaustrofobia. Uwięziona. Otoczona przez czterech mężczyzn.
Usiłowała ukryć, że po plecach przebiegają jej ciarki.
- To nie żadna kobieta - odparł drwiąco Wayne. - To
dziennikarka...
- Kim ona jest...
Tym razem odezwał się drugi mężczyzna z terenówki. Głos miał
szorstki, ostrzejszy nawet niż jego towarzysz, i choć to nie on siedział
za kierownicą, Mollie od razu wyczuła, że to on tu rządzi. Szybko też
zorientowała się, że nie interesuje go jej płeć czy wygląd, lecz
wykonywany przez nią zawód.
- Słuchaj, wszystko jest w porządku - wyjaśnił Wayne
zadowolony z faktu, iż potrafi zapanować nad sytuacją. - Znam ją. Nie
sprawi nam żadnych kłopotów, prawda, dziecinko? - spytał i objąwszy
ją, przytulił do siebie.
Mollie zesztywniała, niezdolna wykonać żadnego ruchu ani
wykrztusić jednego choćby słowa. Zdawała sobie sprawę, że
schowany za lustrzanymi okularami pasażer samochodu terenowego
wpatruje się w nią ze śmiertelnie niebezpiecznym napięciem.
Nagle pochylił głowę w stronę swego kierowcy.
- Pozbądz się jej - powiedział beznamiętnie i zwróciwszy się w
stronę Wayne'a, spytał: - Pieniądze?
- Zostaw ją mnie. Ja się tym zajmę - odezwał się nagle kumpel
Wayne'a. - Znam te okolice. Mnie będzie łatwiej.
- On ma rację - rzucił niedbale Wayne. - Zawsze potrafił ominąć
policyjne kordony.
Po chwili zastanowienia pasażer auta terenowego skinął głową i z
niezadowoloną miną zwrócił się do Wayne'a:
- Chodzcie, zmarnowaliśmy już dość czasu. Bierzmy się do
interesów.
- Rusz no się.
Mollie struchlała, gdy kumpel Wayne'a wziął ją za rękę i
pociągnął na drugą stronę drogi.
- Zostawiam samochód - zwrócił się do Wayne'a. - Kluczyki są w
środku...
- Jasne, przyjdz potem do obozu& sam. - Wayne rzucił paskudne
spojrzenie Mollie i odwrócił się do niej plecami.
- Co... co pan zamierza zrobić? Dokąd mnie pan zabiera? - spytała
nerwowo Mollie, gdy jej porywacz wlókł ją na wyboisty grunt
pobocza.
- Tędy - rzucił, nie kwapiąc się z odpowiedzią, i pokazał jej, że
chce, by poszła z nim przez rozciągające się za poboczem pole.
Na horyzoncie dostrzegła linię drzew, wyznaczającą skraj lasu.
Serce zabiło jej gwałtowniej.
- Nie tam - powstrzymał ją cichym, lecz rozkazującym głosem,
kiedy ruszyła w stronę drzew.
Nie las. A zatem...
- Tędy - polecił jej, pokazując na wąską ścieżkę biegnącą między
pagórkami. - Ale uważaj, to trudny teren. Szczerze mówiąc, jest
wyjątkowo niebezpieczny - dodał znacząco. - Jeśli będziesz
nieostrożna, może przydarzyć ci się paskudny wypadek, a tego
chciałabyś uniknąć, prawda?
Uszli około stu metrów, gdy Mollie usłyszała odgłos zbliżającego
się śmigłowca. Odruchowo przystanęła i spojrzała w górę. Jej
porywacz zaklął pod nosem i rzucił ostro: - Ruszaj się, szybko...
Odwrócił się i spojrzał za siebie. Oba samochody i ich
pasażerowie byli wciąż wyraznie widoczni. O co chodzi? Dlaczego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]