[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pochylił i chwycił ją pewnie.
Sprawiasz więcej kłopotów niż sześć innych kobiet
razem wziętych skomentował, niosąc ją do domu.
Zamknęła oczy i oparła się o niego czując mocne, rytmiczne
bicie jego serca.
W domu Clay posadził Nicole na wielkim, skórzanym
fotelu, otulił szczelniej płaszczem i podał jej szklankę brandy.
Masz tu siedzieć i wypić to. Rozumiesz? Wrócę za kilka
minut. Muszę zająć się koniem. Jeśli się stąd ruszysz, zanim
przyjdę, przełożę cię przez kolano i zbiję. Czy to jasne?
Skinęła głową. Clay wybiegł. Było dość ciemno, ale Nicole
odgadła, że pokój w którym się znajduje, jest biblioteką,
ponieważ pachniało w nim skórą, tytoniem i olejem lnianym.
Nabrała powietrza w płuca. Pokój zdecydowanie musiał należeć
do mężczyzny. Popatrzyła na szklankę pełną brandy. Upiła mały
łyk. Pyszne! Tak dawno nie miała nic w ustach. Gdy zrobiło jej
się cieplej, zaczerpnęła drugi łyk. Dwudniowy post wyczerpał
ją, więc brandy natychmiast uderzyła jej do głowy. Gdy wrócił
Clay, uśmiechała się przewrotnie, kołysząc w palcach
kryształową szklankę.
46
Już nie ma powiedziała. Nie ma ani kropelki.
Język nie plątał jej się tak jak zwykłemu pijakowi, ale wyraznie
była podchmielona.
Clay odebrał od niej naczynie.
Jak długo nie jadłaś?
Dni, tygodnie, lata... nigdy, zawsze.
Tego mi było trzeba mruknął. Druga w nocy i pijana
kobieta na karku. No, wstawaj! Zjemy coś.
Chwycił ją za rękę i pociągnął w górę. Zraniona noga
odmówiła jej posłuszeństwa. Nicole uśmiechnęła się
przepraszająco, bo bezwładnie opadła na mężczyznę.
Skaleczyłam się w nogę.
Wziął ją na ręce.
Skaleczyły cię czerwone buty czy wilki? zapytał
sarkastycznie.
Zachichotała, ocierając się policzkiem o jego szyję. - To
były psy? Czy czerwone buty naprawdę mnie goniły?
Psy były prawdziwe, tylko buty ci się przyśniły.
Mówisz przez sen. Teraz bądz cicho, bo inaczej obudzisz cały
dom.
Czuła się tak cudownie lekka. Przytuliła się i objęła go za
szyję. Zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała:
Czy ty naprawdę jesteś tym okropnym panem
Armstrongiem? Nie przypominasz go. Jesteś moim rycerzem-
wybawcą i nie możesz być tym okropnym człowiekiem.
Uważasz, że jest aż tak zły?
O, tak potwierdziła stanowczo. Powiedział, że
jestem złodziejką. Powiedział, że ukradłam czyjeś suknie. I miał
rację! Zrobiłam to rzeczywiście. Ale mu pokazałam!
Co zrobiłaś? zapytał cicho Clay.
Byłam bardzo głodna i zobaczyłam jabłka w sadzie, ale
ich nie wzięłam. Nie ukradłam ich. Nie jestem złodziejką.
Głodziłaś się po to, żeby mu udowodnić, że nie jesteś
złodziejką?
Sobie też. Ja też się liczę.
47
Clay podszedł w milczeniu do drzwi w końcu korytarza.
Otworzył je i ruszył do przylegającej do głównego budynku
kuchni.
Nicole podniosła głowę opartą na jego ramieniu i głośno
wciągnęła powietrze przez nos.
Co tak pachnie?
Kapryfolium odrzekł krótko.
Daj mi zażądała. Mógłbyś mnie tam zanieść, żebym
sobie urwała kawałek?
Powstrzymał się od komentarza i usłuchał.
Ceglaną ścianę długości dwóch metrów porastało wonne
kapryfolium. Nicole oderwała sześć gałązek, zanim Clay
pohamował ją i zaniósł do kuchni. Posadził kobietę na dużym
stole na środku pomieszczenia, jakby była małym dzieckiem.
Rozpalił ogień.
Rozleniwiona Nicole bawiła się leżącymi na kolanach
gałązkami.
Odwróciwszy się od kuchni, Clay zauważył, że suknia
Nicole jest podarta i brudna, a nagie, pocięte kamieniami stopy
krwawią. W długich włosach opadających w nieładzie na plecy,
igrały błyski płonącego ognia. Wyglądała na nie więcej niż
dwanaście Jat. Zauważył na sukni jakąś ciemniejszą plamę.
Co sobie zrobiłaś? zapytał szorstko. To wygląda na
krew.
Popatrzyła na niego zaskoczona, jakby nie pamiętała, że on
tu jest.
Wywróciłam się powiedziała po prostu i przyjrzała
mu się uważniej. Ty jesteś panem Armstrongiem. Wszędzie
poznałabym ten ton. Powiedz, czy ty się czasem uśmiechasz?
Tylko wtedy, gdy mam do tego jakiś powód, a teraz go
nie mam odrzekł, opierając sobie na biodrze jej stopę.
Podwinął suknię, by obejrzeć ranę.
Czyja naprawdę jestem dla pana takim ciężarem, panie
Armstrong?
48
Na pewno nie jesteś uosobieniem spokoju. Delikatnie
odwinął pas zakrwawionego lnu. Przepraszam powiedział,
gdy skrzywiła się i chwyciła go n\ ramię.
Rana była brudna, ale nie głęboka. Wystarczy ją porządnie
umyć, a zagoi się szybko. Położył Nicole na boku i poszedł
zagrzać wodę.
Janie mówiła, że szaleje za tobą połowa kobiet w
Wirginii. To prawda?
Janie za dużo mówi. Lepiej dam ci jeść. Wiesz, że jesteś
pijana?
W życiu nie byłam pijana odpowiedziała z całą
godnością, na jaką było ją stać.
Proszę, zjedz to. Podał jej grubą pajdę chleba
posmarowaną masłem. Skupiła się najedzeniu.
Clay napełnił miskę ciepłą wodą i zabrał się do
przemywania rany. Pochylał się nad nią, gdy nagle otworzyły
się drzwi.
Panie Clay! Gdzie się pan podziewał przez całą noc I co
pan robi w mojej kuchni? Wie pan, że tego nie lubię.
Pouczenia kolejnej kobiety, która u niego pracowała, Były
ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował. Jeszcze dzwięczały mu
w uszach słowa Janie. Krzyczała na niego przez dobrą godzinę
tylko dlatego, że pisał list z przeprosinami do Bianki, żeby
dostarczyć go na fregatę, która miała niebawem odpłynąć,
podczas gdy Nicole błądziła po lesie.
Maggie, to jest moja... żona. Po raz pierwszy użył
tego słowa.
Aha zainteresowała się Maggie. Czy to ta, która
zgubiła się w lesie, jak mówiła Janie?
Wracaj do łóżka, Maggie. Clay starał się zachować
spokój.
Nicole obejrzała się przez ramię, podniosła w geście
powitania dłoń, w której trzymała chleb i powiedziała:
Bonjour, madame.
49
Czy ona nie mówi po angielsku? zapytała scenicznym
szeptem Maggie.
Nie, nie mówię odrzekła Nicole i odwróciła się od niej
z błyskiem w oczach.
Clay podniósł się i rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, a
potem ujął Maggie za rękę i zaprowadził do drzwi.
Wracaj do łóżka. Ja się nią zajmę. Możesz być pewna,
że sobie poradzę.
Jestem pewna. Nieważnie, jakim mówi językiem;
wygląda na tak szczęśliwą, jak tylko może być kobieta.
Grozne spojrzenie Claya kazało jej opuścić kuchnię.
Jesteśmy małżeństwem, tak? zapytała Nicole,
oblizując resztki masła z palców. Czy ja wyglądam na
szczęśliwą?
Clay wylał brudną wodę do wiadra i ponownie napełnił
miskę.
Większość pijaków jest szczęśliwa mruknął i powrócił
do obmywania rany.
Nicole dotknęła jego włosów, a on podniósł na chwilę
głowę, po czym pochylił się znowu.
Przykro mi, że nie dostałeś tej, której chciałeś.
Naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie. Chciałam namówić
kapitana, żeby zawrócił, ale się nie zgodził.
Wiem. Nie musisz mi nic wyjaśniać. Janie mi wszystko
powiedziała. I nie martw się. Porozmawiam z sędzią i wkrótce
będziesz mogła wrócić do domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]