[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dick zerwał się i podszedł do kominka. Przydeptał jakąś szczapę, płonącą na ognisku, i w końcu rzekł.
— Nie zaprzeczam, pan istotnie ma prawo. Miałem nawet zamiar sam to powiedzieć. Ale wątpię
niestety, czy pana przekonam. Julia to pojęła, częściowo przynajmniej przyznała mi rację. Otóż Jack
był tym, który pośrednio zawinił śmierci Robina. Teraz pan już wie, dlaczego mu kazałem opuścić to
miejsce.
Fielding, stropiony, spojrzał mu w oczy. Na chwilę zaległo w pokoju milczenie.
— I co? — zapytał, gdy ocknął się wreszcie. — Ciągnij pan dalej. To nie jest jeszcze wszystko, co pan
chciał mi powiedzieć. I co pan rozumie przez słówko: „zawinił"? Przecież Jack, jak przypuszczam, nie
strącił go ze skały? — Nie — rzekł Dick — Jack go nie strącił. Ale wolałbym może, gdyby to uczynił.
Byłbym łatwiej teraz zniósł to straszliwe cierpienie.
Urwał znienacka, zaś Fielding tymczasem zerwał się z miejsca i podbiegłszy do niego, ujął go za
ramię. — Niech mi pan wybaczy! — zawołał wzruszony.
— Pan nie ma pojęcia, jak strasznie cierpiałem — ozwał się Dick, chwytając jego rękę. — Tylko Julii
zawdzięczam, że zdołałem się przemóc i dźwignąć na nogi. Ale nigdy już nie chcę zobaczyć się z
Jackiem. Utknął w tym miejscu, lecz podjął na nowo po chwili milczenia.
— Pan przypomina sobie pewnie, jak zwykł do mnie mówić nie raz, ani dwa, Bóg wie, ile razy — że
jak długo nie odeślę biednego Robina, wszystkie drogi są przede mną zamknięte, że wykluczone jest
po prostu, abym mógł się ożenić lub uzyskać jakieś szczęście czy sukces życiowy. Był to jednak
nonsens. Wiedziałem o tym z góry i przekonałem się sam, że przeczucie mnie nie myli. Julia by na
pewno nie odmówiła mi ręki. Jeśli chodzi zaś o szczęście, to trudno o tym myśleć, aby mogło być
zależne od czynników ubocznych. I o tym niebawem miałem możność się przekonać. Ale on, Jack,
zrobił nędzny użytek z tej dziwnie przewrotnej, piekielnej przesłanki. Proszę mi wybaczyć —
wymamrotał bezradnie — ale trudno mi doprawdy zdobyć się w tej chwili na subtelne określenia.
Wszystko, o czym niegdyś pan mówił ze mną, mój brat brutalnie powtórzył Robinowi. A on, a on w to
uwierzył i aby nie zagradzać mi drogi, wolał się zdobyć na akt poświęcenia.
Zacisnął zęby i zaczerpnąwszy tchu, wyprostował się nagle i oderwał rękę od dłoni Fieldinga.
— Boże mój miły! — ozwał się Fielding. — Ten chłopiec oszalał. Pan sam o tym wie, że nie był
normalny. Nie powie pan chyba...
— O, nie — rzekł Dick, wpadając mu w słowo. — On wybrał tylko . to, co uznał za dobre. Nie
przekona mnie pan o tym, że Robin oszalał.
— Więc popełnił samobójstwo! — wykrzyknął Fielding, nie mogąc się ocknąć.
Dick z podniecenia zacisnął pięści.
— Czy pan tak to nazywa — spytał po chwili — gdy ktoś się poświęcił, by wybawić drugiego?
Obrócił się nagle, wyrzekłszy te słowa i podążył przed siebie, ku końcowi pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •