[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Skurwysyny, parszywe cwane skurwysyny - zaklął z goryczą. - Całą noc
wytężaliśmy wzrok, kryliśmy się w krzakach i za kamieniami, a komary cięły
nas jak wściekłe. I cośmy znalezli? -Zaczerpnął powietrza, aby udzielić
odpowiedzi na własne pytanie, Pitt go jednak uprzedził.
- Nic żeście nie znalezli, niczego żeście nie widzieli i nie słyszeli. Zacynthus
zdobył się na anemiczny uśmiech, - To się rzuca w oczy, co?
- Rzuca - odparł lakonicznie Pitt.
- Ta cała afera jest niebywale irytująca - stwierdził Zacynthus, dla
podkreślenia wagi swych słów uderzając kułakiem w ziemię.
- Niebywale irytująca? - powtórzył Pitt. - Tylko tyle potrafisz powiedzieć?
Zacynthus usiadł i bezradnie wzruszył ramionami. - Chyba wyczerpałem
wszystkie możliwości. Czuję się jak facet, który po długiej wspinaczce
osiągnął szczyt tylko po to, żeby stwierdzić, iż wszystko dokoła jest skąpane
we mgle. Może to zrozumiesz, nie wiem, ale poświęciłem całe życie ściganiu
takich szumowin jak von Till. - Urwał na chwilę, a potem podjął bardzo
cicho: - Nigdy dotąd nie poniosłem klęski. Trudno mi się teraz poddać. Ten
statek musi zostać zatrzymany, a jednak, dzięki naszym nieżyciowym
przepisom - nie może. Rany boskie, czy wyobrażasz sobie, co nastąpi, jeżeli
ten ładunek heroiny dotrze do Stanów?
- Trochę się nad tym zastanawiałem.
 Pieprzyć te wasze przepisy - wtrącił ze złością Giordino. - Dajcie mi tylko
przyczepić do kadłuba tej starej balii minę magnetyczną i... bang! - klasnął
w dłonie - wszystkie narkotyki będą sobie ćpać ryby.
Zacynthus powoli pokiwał głową. - Charakteryzuje cię podejście
bezpośrednie, ale trochę...
- ...prostackie - podpowiedział Pitt, kwitując uśmiechem pełen urazy wyraz
twarzy Giordino.
- Uwierz, wolałbym widzieć sto ławic naćpanych ryb niż jednego nawalonego
licealistę - stwierdził posępnie Zacynthus. - Zniszczenie statku, tak samo jak
odcięcie macki ośmiornicy, rozwiązałoby problem tylko doraznie. Wciąż
mielibyśmy na karku von Tilla z jego bandą szczwanych morskich
przemytników.
Pozostałaby też nie rozwiązana kwestia ogromnie - jestem zmuszony to
przyznać - pomysłowych metod działania tylu ludzi. Nie, musimy okazać
cierpliwość. Królowa Artemizja nie dotarła jeszcze do Chicago - może w
Marsylii trafi się nam kolejna szansa.
- Mocno w to wątpię - oświadczył Pitt. Na czerpanym papierze daję ci
stuprocentową gwarancję Pitta, że jeśli nawet któryś z twoich lewych
dokerów wślizgnie się na pokład, nie odkryje niczego, o czym warto byłoby
napisać do domciu.
- Skąd bierzesz taką pewność? - Zaskoczony agent podniósł
gwałtownie głowę. - Chyba że... sam jakimś cudem przeszukałeś statek.
- Z tym facetem wszystko jest możliwe - zaszemrał Giordino. - Kiedy
Królowa kotwiczyła, był na morzu dalej niż ona. Potem zgubiłem go z
noktowizora na pół godziny.
Teraz wszyscy czterej mężczyzni spoglądali na Pitta pytająco.
Pitt roześmiał się i strzelił niedopałkiem za skraj szosy. - I nadszedł czas,
oświadczył mors, by rzec o tym i owym... Bliżej, moi panowie, posłuchajcie
opowieści spod znaku sierpa, młota i szpadryny o dramatycznych
przygodach człowieka-kota, nagiego włamywacza Dirka Pitta...
Kiedy skończył, oparł się o furgonetkę i przez długą chwilę wpatrywał się w
zamyślone twarze słuchaczy. - Ot i wszystko, kombinacja czysta jak kryształ
- podjął wreszcie z krzywym uśmieszkiem. - W rzeczywistości Królowa
Artemizja jest tylko fasadą. Ach, jasne, żegluje po morzach i oceanach,
przewożąc rozmaite ładunki. Ale na tym kończy się jej podobieństwo do
każdego innego uczciwego frachtowca. Królowa jest starą łajbą, ale pod jej
stalową skórą funkcjonuje supernowoczesny system kontrolny. W zeszłym
roku, na Oceanie Spokojnym, widziałem podobnie wyposażony stary statek.
Do jego obsługi wystarczy sześciu czy siedmiu ludzi.
- Małe dziecko, mały kłopot... - zauważył sentencjonalnie Giordino.
- Właśnie - skinął głową Pitt. - Każda kabina, każdy przedział to
przygotowany do zdjęć plan filmowy. Kiedy statek zawija do portu, zza kulis
wybiegają członkowie załogi i przemieniają się w zespół aktorski.
- Wybaczy pan, majorze, wieśniacze ograniczenia mojego skromnego umysłu
- powiedział z oksfordzkim akcentem Zeno - ale nie rozumiem, jakim cudem
Królowa Artemizja może bez należytej obsługi odbywać długie rejsy
komercyjne.
- Bo przypomina zabytek historyczny - odrzekł Pitt. - Na przykład jakiś
słynny zamek, gdzie wciąż działa kanalizacja, w kominkach płonie ogień, a
trawniki i ogrody są zawsze nienagannie utrzymane. Przez pięć dni w
tygodniu obiekt jest zamknięty, podczas weekendów jednak otwiera się dla
turystów - w tym przypadku: straży celnej.
- A kustosze? - unosząc brew zapytał Zeno.
- Kustosze mieszkają w piwnicach - odmruknął Pitt.
- W piwnicach to żyją szczury - kwaśno wtrącił swoje dwa grosze Darius.
- Uwaga jak najbardziej a propos - stwierdził z aprobatą Pitt. - W
szczególności jeśli wziąć pod uwagę ich dwunogą odmianę, z którą mamy do
czynienia.
- Piwnice, plany filmowe, zamki. Załoga skryta gdzieś w głębi kadłuba. Do
czego zmierzasz? - zapytał ze zniecierpliwieniem Zacynthus. - Zechciej
przejść do sedna.
- Nic innego nie robię. Po pierwsze załoga nie kryje się w kadłubie, lecz pod
nim.
Zacynthus zmrużył oczy. - To nie jest możliwe.
- Wręcz przeciwnie - stwierdził Pitt z uśmiechem. - Zupełnie możliwe, jeśli
przyjmiemy, iż zacna Królowa Artemizja jest brzemienna.
Zapadła krótka chwila ciszy, podczas której wszyscy wpatrywali się w Pitta z
niedowierzaniem. Pierwszy przerwał milczenie Giordino. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •