[ Pobierz całość w formacie PDF ]
395
światło wnika do wnętrza kopuły, ulegając przetworzeniu, a zarazem nic się spod niej
nie może wydostać.
Jak mur przechodni wtrąciłem, a mężczyzna rzucił mi badawcze spojrzenie,
lecz powstrzymał się od stwierdzenia, że coś takiego jak mur przechodni nie istnieje.
Próbował za to wyjaśnić, dlaczego we wnętrzu jest ciepło, choć wokół budowli panuje
chłód. Zmęczony jego wywodami oznajmiłem, że wiem: po prostu całość jest lżejsza
od powietrza.
Tak. Lżejsza od powietrza powtórzył. Miasto uniosło się w niebo na wysokość
całej mili, i dzięki prostocie rozwiązania szybuje od tamtej pory; niezliczone pokolenia
aniołów rodziły się tam, żyły i umierały. Opowiadał o maszynach i urządzeniach, a ja
początkowo nie mogłem pojąć, czemu uznali za stosowne trzymać je w mieście, lecz
wnet sobie przypomniałem, że cała ta ich maszyneria wciąż funkcjonuje bez zarzu-
tu, wykonując czynności, do których ją skonstruowano. Zerknąłem na sztuczne ucho,
zmierzyłem wzrokiem ustawiony na łące pakunek. Nie uszło to uwagi mego rozmówcy.
Tak, nawet tamto nadal działa.
396
Opowiedział mi, jak po katastrofie aniołowie powrócili, by szukać czterech nie-
boszczyków, którzy stanowili ich największe osiągnięcie. Przekonali się, że Przymierze
odnalazło i unicestwiło trzech, a jeden zaginął; ruszyli śladem zguby, a był nią Plunkett.
Przymierze wpadło na ten sam pomysł, lecz aniołowie mieli więcej szczęścia i zabrali
do niebiańskiego miasta ostatniego nieboszczyka. Przybysz dodał, że brakowało pew-
nego elementu, a mianowicie pokrętła w kształcie gałki oraz rękawicy, która. . . która. . .
Przerwał i zaczął od nowa, by wytłumaczyć, kim był Plunkett, co zajęło mu sporo cza-
su, bo często przerywał, gryzł palce, niecierpliwie uderzał dłońmi o cholewki butów.
Zasypywałem go pytaniami, aż w końcu zaczął wrzeszczeć i kazał mi się zamknąć.
Powiedziałem mu, że znam wizerunek Plunketta, i od tego momentu łatwiej się nam
było porozumieć. Przybysz westchnął głęboko i wyjaśnił, że świetlista kula w pewnym
stopniu przypomina ów obrazek, ale nie odwzorowuje twarzy Plunketta, tylko jego na-
turę. Zamiast patrzeć w twarz ostatniego z nieboszczyków, wsuwa się głowę do kuli,
a kto ją nosi, nie ma świadomości własnego istnienia, bo Plunkett zajmuje jego miej-
sce. Nieboszczyk żyje w tobie; spoglądasz na świat jego oczyma. . . a raczej on patrzy,
korzystając z twoich. Kula pełna była Plunketta i gotowa do działania, byle tylko ktoś
397
wsunął głowę do środka; tak samo znaczenie słowa gotowe jest się ujawnić, gdy sens
wyrazu. . .
Niczym list wtrąciłem. Wolno skinął głową, niepewny, co mam na myśli.
Po co wam gałka i rękawica?
By opróżnić tę ostatnią kulę. To zwykły pojemnik. Teraz zawiera Plunketta, lecz
dzięki gałce i rękawicy można usunąć zawartość, a jasna kula stanie się pusta jak zwier-
ciadło, w którym nikt się nie przegląda. Nieboszczyk będzie trupem.
Po raz drugi i na dobre.
Chyba tak.
Z wyjątkiem piątego.
Było ich czterech.
Raczej pięciu.
Wstał i podszedł do sakwy. Włożył srebrną rękawicę i zdjął idealnie dopasowany
czarny futerał. Ujrzałem przezroczystą skrzynkę lub postument, w środku równe rzędy
zawieszonych w pustce czarnych i srebrzystych gałek, a na szczycie pustą, z pozoru
jasną kulę wielkości ludzkiej głowy.
398
Było czterech nieboszczyków stwierdził mężczyzna. Eksperymentowano
również ze zwierzęciem, bo istniały obawy, że w czasie powstawania wizerunku ludz-
kiej natury człowiek może umrzeć albo doznać poważnego uszczerbku. Gdyby zwierzę
padło, nie byłoby problemu, przerwano by jednak doświadczenia na ludziach. Ekspe-
ryment się udał. Przeprowadzono cztery eksperymenty na ludziach. Przybysz usiadł
i podciągnął kolana pod brodę. Właściwie masz rację; była dodatkowa próba. Pod-
dano jej kotkę imieniem Boots.
Nadchodził wieczór. W dolinie u stóp wzgórza robiło się ciemno, a wydłużone
cienie drzew przecinały łąkę na zboczu pagórka, lecz nie dosięgły jeszcze miejsca,
gdzie przebywaliśmy: skoczek w brunatnym ubraniu, mocno obejmujący kolana, ja,
oraz rzecz, która była Plunkettem, chociaż ten dawno nie żył.
Byłem tamtym kotem powiedziałem.
A ja byłem Danielem Plunkettem. Przybysz miał strach w oczach, a twarz mu
pobladła.
Odzyskałem siebie.
I ja siebie odzyskałem stwierdził.
399
Aniele, po co tu przybyłeś?
Odpowiedziałem na twoje pytania stwierdził. Teraz kolej na ciebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]