[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiesz, kto mógłby coś takiego zrobić?
Ole kiwnął głową, ale teraz miał wrażenie, że czaszkę rozsadza mu od środka. Poczuł
mdłości i zwymiotował. Flemming natychmiast pospieszył mu z pomocą.
- Nie musimy omawiać wszystkiego naraz. Cieszmy się, że zdrowiejesz. - Te ostatnie słowa
doktor wymówił z takim przejęciem, że bankier zrozumiał, jak poważny był stan chłopca.
- Przepraszam, chyba chcę działać za szybko. - Bankier poklepał Olego po ramieniu.
Chłopak oddychał ciężko, miał zamknięte oczy. Zbierał siły, by przekazać nauczycielowi
swoją prośbę.
Wreszcie doszedł do siebie na tyle, by w miarę wyraznie wymawiać słowa.
- W rachunkach za lata 1824 i 1825 nie ma zgodności. Coś tam jest dziwnego. Moje notatki
są w pudełku w szafie, sprawdzcie liczby.
I Flemming, i bankier musieli się wysilać, by zrozumieć, co Ole mówi, w końcu jednak
pokiwali głowami.
- Od razu przyjrzę się tym rachunkom. Porozmawiać możemy pózniej.
Bankier wstał, a Ole poczuł ulgę, że wreszcie podzielił się z kimś swoimi podejrzeniami. To
był dopiero początek, ale na razie nie miał już więcej sił. Wyczerpany starał się uspokoić oddech.
Zamroczony bólem zorientował się, że Flemming wmusza w niego napar uspokajający, i wkrótce
zasnął. Na pewien czas uwolnił się od dolegliwości i niepokoju.
Bankier z nieobecnym wzrokiem bębnił palcami o blat biurka. Jego spojrzenie padło na
dwie martwe pszczoły w kącie. Oprócz nich nic nie świadczyło o dramacie, który tak niedawno się
tu rozegrał.
Bankier był wysoki i szczupły, biły od niego elegancja i dostojeństwo. Wokół białego
wysokiego kołnierzyka zawiązał czerwony fular. Spod ciemnego surduta z szerokimi klapami
wyglądała brokatowa kamizelka, a spodnie były uszyte z tego samego materiału co surdut. Cerę
miał jasną i zaczął już łysieć, przez co wyglądał na starszego niż swoje czterdzieści pięć lat, ale u
człowieka z jego pozycją była to raczej zaleta. Wiek świadczy wszak o doświadczeniu i budzi
szacunek.
Wstał zamyślony i podszedł do okna. Miał ochotę wpuścić trochę świeżego powietrza, ale
zmienił zdanie, gdy tylko dotknął haczyka przy oknie. W zamian zaczął podziwiać krajobraz. Lato
już mijało, zboże przybrało złotą barwę. Wiatr bawił się wśród kłosów, zmieniając pola w falujące
morze jak okiem sięgnąć. Na prawo widać było buki, wśród których, jak wiedział, skrywało się
niewielkie jeziorko, a jeszcze dalej wiła się ścieżka niknąca wśród łąk.
Sorholm było pięknym majątkiem o wielkich możliwościach, lecz po obejrzeniu rachunków
widział powody do niepokoju. Od roku 1825 znacznej części dochodów nie wpisywano do ksiąg, co
do tego nie miał wątpliwości. Pytanie tylko, gdzie się podziały te pieniądze.
Cieszył się, że Ole okazał się na tyle przytomny, by powziąć podejrzenia. Chłopak miał
wyrazną zdolność do rachunków i chętnie się uczył. Teraz istotne było dotarcie do samego sedna
sprawy, zwłaszcza że pod nieobecność Hannah to właśnie on był odpowiedzialny za posiadłość.
Chłopiec ewidentnie wiedział też o innych sprawach, które należało zbadać. Bankier postanowił
więc nie przedsiębrać żadnych kroków, dopóki nie porozumie się z Olem.
Przygładził resztki włosów, myśląc o swojej pracy w mieście. Niespokojny o obietnicę
pożyczki, którą właśnie złożył kupcowi Erichsenowi, zaczął krążyć po pokoju. Kupcowi dobrze
szło w interesach, lecz ostatnio wydawało się, że nieodpowiedzialni krewni zaczęli tracić
zgromadzone przez niego zasoby.
No cóż, ten człowiek nie był głupi, umiał się pilnować. A jego statki przynosiły niezły zysk.
Bankier oderwał się od przykrych myśli i zszedł na dół, żeby się posilić.
Flemming wsunął poplamioną kartkę z powrotem do kieszeni. W zamyśleniu potarł brodę,
czytał to już wiele razy, ale wciąż nie mógł pojąć, kto mógł zakraść się w nocy do jego domu. Po
wieczorze spędzonym przy Benjaminie zasnął tak mocno, że nie usłyszałby nawet spadającego
dachu, jednak ktoś otworzył drzwi i podrzucił tę kartkę. Papier był pognieciony i skądś wyrwany,
ale pismo staranne. Słów zdążył już nauczyć się na pamięć.
Doktor musi uważać. Chorzy ludzie mogą narobić wielkich szkód.
Początkowo sądził, że ktoś podpowiada mu, iż w okolicy jest człowiek, który potrzebuje
jego pomocy. Przemyślał wszystko starannie, lecz nie mógł przypomnieć sobie nikogo, kto by się
dziwnie zachowywał. Potem uznał, że list to ostrzeżenie. A może ktoś chciał powstrzymać go przed
prowadzeniem praktyki? Ale dlaczego? %7ładnej odpowiedzi nie znalazł.
Znów zaczął się zastanawiać, kto chciał wyrządzić Olemu taką krzywdę. Flemming był
przekonany, że ani służba, ani wieśniacy z Sorholm nie mieli powodów, by mścić się na młodym
dziedzicu. Większą niepewność żywił wobec Alice i jej dzieci, lecz odnosił wrażenie, że pogodzili
się już ze swoim nowym życiem w bocznym skrzydle. Alice z całą pewnością nie była lojalna,
jednak z tego, co wiedział, przebywała głównie w swoich pokojach.
Odpowiedzi nie znalazł, ale przyrzekł sobie, że będzie bardziej uważał. Gdyby tylko
wiedział, na co.
Z łóżka dobiegł kaszel, czym prędzej więc tam podszedł. Ole był bardzo spragniony. Teraz
łatwiej już przełykał. Od wypadku minęła ponad doba, Flemming wierzył więc, że życiu chłopca
nic już nie zagraża.
Pod wieczór Flemming i bankier zjedli kolację w towarzystwie Olego. Chłopak dostał tylko
zupę, ale jadł z apetytem. Głowa już mu tak nie ciążyła, a i mówienie nie sprawiało tak wielkiego
wysiłku. Do powiedzenia zaś miał dużo.
- To Alice w ostatnich latach zbierała podatki i opłaty za dzierżawę od wieśniaków. Dzieliła
je na części. W ten sposób łatwo było ukryć spore części dochodów. Prawdopodobnie chowała te
pieniądze do własnej kieszeni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]