[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie.
Będzie mu jej brakowało. Po jej wyjściu pójdzie do biblioteki i dokończy
wcześniej rozpoczętą pracę. Tylko że bez Kate śpiącej na górze dom w jakiś
sposób opustoszeje.
Będzie miał ciszę, spokój, to wszystko, po co zazwyczaj przyjeżdżał do
Wilton. Tylko że dzisiaj nie wydało mu się to aż tak pociągające.
Jeszcze raz chciałabym podziękować ci za obiad powiedziała Kate.
Przeszła do holu, włożyła płaszcz i czapkę, po czym odwróciła się do niego.
Przepraszam, że krzyczałam na ciebie.
Nieważne. Byłoby mi bardzo przyjemnie, gdybyś zechciała zostać na noc
i pojechać jutro rano.
Nie, chyba nie mogę. Nie było sensu przystawać na tę propozycję, tak
samo, jak zastanawiać się, dlaczego to zrobił. Wyjdzie stąd i na tym skończy się
ich krótka znajomość. Następnym razem zobaczy Benjamina Westa w dzienniku
telewizyjnym, opowiadającego o swojej najnowszej transakcji, a za kilka lat te
wspólne godziny będą tylko pogodnym wspomnieniem i niczym więcej.
Poza tym Arnie na mnie czeka dodała.
Przecież nie będziesz jechała po nocy tym rozwalającym się
samochodem.
Palce Kate zacisnęły się na klamce. Przez witraże w drzwiach widziała
auto, tak bardzo nie pasujące do tego otoczenia.
Jasne, że będę. Na tym polega moja praca odparła stanowczo.
Przez lata Ben nauczył się ufać swojej intuicji. Zrozumiał, że kiedy Kate
Hallaby wyjdzie z tego domu, nigdy więcej jej nie zobaczy. Powinno być mu to
obojętne, ale tak nie było. Nie miał czasu, żeby zastanawiać się nad przyczyną
swego stanu ducha. Zaryzykował.
Zadzwoń do Nowego Jorku i rzuć tę robotę. Chcę, żebyś teraz pracowała
dla mnie.
ROZDZIAA 5
Kate otworzyła drzwi, zanim dotarł do niej sens słów Bena. Podmuch
zimnego powietrza wpadł do holu. Powoli i z rozwagą dziewczyna zamknęła
drzwi i spojrzała na niego Co powiedziałeś?
Zaproponowałem ci pracę.
Dlaczego?
Z wielu możliwych i skomplikowanych odpowiedzi Ben wybrał
najprostszą.
Ponieważ jej potrzebujesz.
Nie, to nieprawda. Kate umilkła, żeby pozbierać myśli. Arnie będzie
wściekły, ale mnie nie zwolni.
Wie, co robi. Ben poczuł się nieco lepiej. Ale ja też wiem, że kobieta,
która pracuje po nocach za kiepskie pieniądze, potrzebuje dobrze płatnej pracy w
zwykłych godzinach, tym bardziej że nie wiemy jeszcze, jak zachowa się pan
Raphael.
W porządku, może rzeczywiście moja sytuacja w tej chwili nie jest
najlepsza, ale co to ciebie obchodzi?
A kto mówi, że obchodzi? odparował Ben i ujrzał, jak twarz Kate
pokrywa się rumieńcem. Po prostu szukam szofera. Ten, którego teraz
zatrudniam, żeni się, a ponieważ jego narzeczona musi przenieść się do innego
miasta, on jedzie razem z nią.
Opuszczając cię w potrzebie.
Otóż to.
Akurat, pomyślała Kate. Wystarczyłoby przecież, żeby Ben zadzwonił do
odpowiedniej agencji i w ciągu kilku godzin miałby nie jednego, a co najmniej
kilku licencjonowanych kierowców. Nawet nie musiałby sam się fatygować,
wystarczyło wydać polecenie. Działo się coś dziwnego, coś bardzo dziwnego.
Skąd wiesz, że mam odpowiednie kwalifikacje? zapytała.
Jeżeli potrafisz prowadzić tę nędzną imitację samochodu, to jestem
pewien, że poradzisz sobie z lincolnem. Z pewnością lubisz zajęcie kierowcy.
Gdyby tak nie było, nie robiłabyś tego dotychczas. No i przecież znasz Nowy Jork
jak własną kieszeń.
Miał rację, ale Kate wcale nie zamierzała tego potwierdzać. Podobnie jak
nie chciała rezygnować z własnej niezależności dla wątpliwego zaszczytu, jakim
była posada kierowcy Benjamina Westa. Jego propozycja była niemal
uwłaczająca. W ciągu ostatnich godzin Kate cieszyła się jego towarzystwem,
traktowała go jak niezwykle atrakcyjnego mężczyznę. Okazało się, że on nie
dostrzegł w niej kobiety, tylko kandydatkę na szofera.
Twoja propozycja jest niezwykle atrakcyjna stwierdziła ironicznie.
Jestem pewna, że inni będą się zabijali o tę pracę, nie chciałabym więc odbierać
im takiej szansy.
Otworzyła szeroko drzwi i tym razem z przyjemnością powitała zimne
powietrze.
Chętnie jeszcze raz podziękowałabym ci za obiad dodała. Ale skoro
okazało się, że była to rozmowa kwalifikacyjna, jestem nieco mniej wdzięczna.
Ben wyszedł za nią na werandę.
Czy to znaczy, że odrzucasz moją ofertę?
Na to wygląda.
Nie zapytałaś nawet o wynagrodzenie. Ben ze zdumieniem zdał sobie
sprawę, że idzie za nią w stronę samochodu. Ani o warunki pracy.
To nieważne. Klamka była przerazliwie zimna. Kate sięgnęła do
kieszeni po rękawiczki. Nie interesuje mnie to.
A powinno.
Kwestionujesz moją decyzję? Wśliznęła się za kierownicę.
Tak. Ben z wysiłkiem powstrzymał się, żeby nie dodać do ciężkiej
cholery . Był rozdrażniony. Prawdopodobnie Kate Hallaby przyszła na świat po
to, aby stale wyprowadzać go z równowagi. Ta kobieta nie miała za grosz
zdrowego rozsądku.
No widzisz powiedziała łagodnie Kate. Na pewno nie chciałbyś
zatrudniać kogoś, kto nie potrafi dokonać właściwego wyboru. To miłe, że
przedstawiłeś mi tę propozycję, ale jestem pewna, że nic dobrego by z tego nie
wyniknęło.
Zatrzasnęła drzwi i włączyła stacyjkę. Silnik zaskoczył już za drugim
razem. Zwalczyła w sobie pokusę, by jeszcze raz spojrzeć na Bena, i ruszyła.
Może to najlepsze rozwiązanie, pomyślał Ben. Jutro, a najpózniej za kilka
dni zapomni o niej. Trzeba polecić Donaldowi, żeby znalazł nowego kierowcę.
Nagle błysnęła mu myśl, że po raz pierwszy od dłuższego czasu spotkał kogoś,
kto zupełnie nic od niego nie chciał.
Wszedł do domu i zatrzasnął za sobą drzwi.
* * *
Jak myślisz, czy trzydzieści pięć metrów kwadratowych znaczy
cokolwiek dla Benjamina Westa?
Kate siedziała na podłodze, studiując gazety w poszukiwaniu ogłoszeń o
pracy w weekendy. Podniosła głowę i spojrzała na swoją współlokatorkę, Maggie
Jones, stojącą w drzwiach z olbrzymim koszem imponujących lilii.
Przywitała ten widok z głębokim westchnieniem.
Przysięgam, że jeżeli on przyśle jeszcze choćby jeden kwiatek, któraś z
nas będzie musiała się wyprowadzić narzekała Maggie. Kwiaty przysyłano
codziennie od powrotu Kate z Wilton.
Pierwszy bukiet wsadziły do jedynego wazonu, jaki posiadały, a następne
umieszczane były w każdym nadającym się do tego celu naczyniu. Teraz
zaczynało już brakować miejsca w ich małym, dwupokojowym mieszkanku. W
dodatku silny zapach kwiatów przyprawiał dziewczęta o ból głowy.
Pozwoliłam sobie otworzyć kopertę. Maggie wstawiła lilie do
glinianego pojemnika i ustawiła je na podłodze. Napisał to, co zwykle:
Zadzwoń do mnie, Ben .
Wrzuć kartkę tam, gdzie poprzednie machnęła ręką Kate.
Co ja dostanę za bieganie w tę i z powrotem?
Masz kwiaty. Kate uśmiechnęła się. Sama mówiłaś, że lubisz je
dostawać. Twierdziłaś, że to takie romantyczne.
Nie wiem, czy zauważyłaś, że żaden z tych bukietów nie jest
przeznaczony dla mnie odparła Maggie. Było to romantyczne na początku,
teraz robi się cokolwiek dziwne.
Zgadzam się. Kate rzuciła gazetę na kanapę.
To powiedz mu, żeby przestał.
Nie zadzwonię do Benjamina Westa.
Dlaczego?
Wyjaśniałam ci już powiedziała podniesionym głosem Kate. Maggie
posiadała niezwykle przydatną dla niej umiejętność zapominania o tym, z czym
się nie zgadzała. Bo nie interesuje mnie ani on, ani to, co ma do powiedzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]