[ Pobierz całość w formacie PDF ]

unosząc dłoń, żeby zerwać jej maskę i zakryć usta. Flana wbiła mu zęby w palce, szczypiąc
jednocześnie napięte muskuły jego ramienia. Dłoń mężczyzny zsunęła się z jej twarzy.
 Kim jesteÅ›?  szepnÄ…Å‚.  Kto wie o twojej wizycie?
 Jestem Flana Mikosevaar, hrabina Kanbery. Nikt nie domyśla się prawdy, odważny Germaninie.
Nie
wezwę także strażników, jeśli tego się właśnie spodziewasz, nie interesuje mnie bowiem polityka i
nie
czuję sympatii do Meliadusa. W rzeczywistości winna ci jestem nawet wdzięczność, gdyż uwolniłeś
mnie od dość kłopotliwego małżonka.
 JesteÅ› wdowÄ… po Mikosevaarze?
 Tak. I poznałam cię natychmiast po tym czarnym kamieniu na czole, który chciałeś szybko zakryć
przede mną. Jesteś księciem Dorianem Hawkmoonem z Koln i nie wątpię, że przybyłeś tu w
przebraniu,
by poznać tajemnice swych wrogów.
 Sądzę, że powinienem cię zabić, pani.
 Nie mam zamiaru cię zdradzić, książę Dorianie. W każdym razie nie w tej chwili. Przyszłam, by
zaproponować ci rozkosze mego ciała, to wszystko. Zerwałeś już ze mnie maskę.  Skierowała
spojrzenie swych złocistych oczu na jego urodziwą twarz.  Teraz możesz zedrzeć ze mnie resztę
stroju...
 Nie mogę, pani  rzekł gardłowym głosem.  Jestem żonaty. Zaśmiała się.
 Podobnie jak ja zamężna. Brałam ślub już mnóstwo razy.
Spojrzał jej w oczy. Na czoło wystąpiły mu kropelki potu, a muskuły naprężyły się.
 Ja... ja nie mogÄ™...
Odwrócili się równocześnie na dzwięk otwieranych drzwi.
W przejściu wiodącym do sąsiedniego apartamentu stanął wychudzony, dobrze zbudowany, zupełnie
nagi mężczyzna. Zakasłał ostentacyjnie, po czym skłonił się nisko.
 Mój przyjaciel, pani  rzekÅ‚ Huillam d'Averc  » odznacza siÄ™ nazbyt surowymi zasadami
moralnymi. Niemniej, gdybyś nie pogardziła moim towarzystwem...
Ruszyła w jego kierunku, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.
 Wyglądasz na dość zdrowego ogiera  stwierdziła.
 Ach, pani  odparł wstydliwie spuszczając wzrok  jakże to miłe z pani strony, ale niestety,
niezbyt dopisuje mi zdrowie. Nie oznacza to jednak  dodał, ujmując ją pod ramię i wprowadzając
do
swego pokoju  że nie uczynię wszystkiego, co w mej mocy, by zadowolić cię, nim to słabiutkie
serce
pęknie w mej piersi...
Drzwi zamknęły się za nimi. Hawkmoona przebiegł dreszcz.
Usiadł na krawędzi łóżka, ciskając klątwy na swą głowę za to, że nie położył się spać w
nieporęcznym
przebraniu, ale znużenie całodniową wycieczką sprawiło, że zapomniał o ostrożności. Gdy Rycerz w
Czerni i Złocie przedstawił mu swój plan, ocenił, że zawiera niepotrzebne ryzyko. Pózniej jednak
argumenty trafiły mu do przekonania  musieli najpierw przekonać się, czy wrogowie nie odnalezli
już
starca z Yelu, a dopiero potem wyruszyć na poszukiwania w zachodnim Granbretanie. Jednak teraz
zda-
wało się, że szansę na uzyskanie odpowiednich informacji spadły do zera.
Strażnicy z pewnością widzieli wchodzącą tu hrabinę. Nawet gdyby ją zabił czy też uwięził, zaczęto
by
coś podejrzewać. Znajdowali się w mieście, w którym człowiekowi groziła śmierć na każdym kroku.
Nie mieli żadnych sprzymierzeńców, nie powinni się więc łudzić nadzieją ucieczki, jeśli zostaną
rozpoznani.
Hawkmoon łamał głowę nad jakimkolwiek planem wydostania się z miasta, póki jeszcze nie
ogłoszono
alarmu, ale wszystkie pomysły wydawały mu się nierealne.
Zaczął powoli nakładać na siebie ciężkie szaty i zbroję. Jedyną bronią, jaką dysponował, była
pozłacana
buława ofiarowana mu przez Rycerza, mająca umacniać wrażenie,
że jest szlachetnie urodzonym dygnitarzem z Azjokomuny. Teraz zacisnął na mej dłoń żałując, że nie
ma miecza.
Począł chodzić nerwowym krokiem po pokoju, koncentrując się ponownie na obmyśleniu planu
ucieczki, nie zdołał jednak nic wymyślić.
Ranek zastał go chodzącego nadal z kąta w kąt. D'Averc wsunął głowę do pokoju i uśmiechnął się.
 Dzień dobry, Hawkmoonie. Czyżbyś nie zaznał wypoczynku, człowieku? Współczuję. Ja też nie
zmrużyłem oka. Hrabina jest bardzo wymagającą istotą. Niemniej cieszę się, że jesteś gotowy do
drogi,
musimy się bowiem pospieszyć.
 Co masz na myśli, d'Avercu? Próbowałem przez całą noc obmyślić jakiś plan, ale nic nie przyszło
mi
do głowy...
 Wypytałem trochę Flanę z Kanbery i powiedziała mi wszystko, co chcieliśmy wiedzieć. A
najważniejsze jest to, że cieszy się ona wielkim zaufaniem Meliadusa. Zgodziła się ponadto pomóc
nam
w ucieczce.
 W jaki sposób?
 Jej prywatnym skrzydłolotem. Możemy uznać, że teraz maszyna należy do nas.
 Czy można jej zaufać?
 Nie mamy innego wyjścia. Posłuchaj, Meliadus nie miał jeszcze czasu na poszukiwania Mygana z
Llandaru. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności właśnie nasze przybycie zatrzymało go tutaj. Wie
jednak
o nim, w każdym razie wie, że Tozer posiadł sekret od jakiegoś starca z Zachodu, i ma zamiar go
odszukać. Mamy szansę być pierwsi. Część drogi możemy przebyć skrzydłolotem Flany, który pode-
jmuję się pilotować, potem zaś będziemy musieli podróżować na piechotę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •