[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gospodyni, która go przywiozła, bo sam William był nietrzezwy. No i
oboje odkryli, że dzieci jednak żyją i są w szoku, poza tym nic im się
właściwie nie stało. Parę zadrapań i stłuczeń.
Spencer Radick, William, Rosemary Owens. Clair próbowała
utrwalać w myślach wszystkie te imiona i nazwiska.
- William to mój stryj - powiedziała cicho. - A więc on nas stamtąd
zabrał...
111
RS
- Owszem, ale... - Henry podrapał się w czoło. -To nie był dobry
człowiek. No i przy tym miał za złe swoim braciom, że pożenili się z
kobietami białej rasy.
- Rozkoszny typek - wtrącił Jacob.
Sędzia wzniósł oczy do sufitu i pokiwał głową. Clair pochyliła się.
- No, ale... co on potem z nami zrobił? - Zadała to pytanie, choć
akurat znała na nie odpowiedz. - Sprzedał nas, po prostu, czy tak?
- W pewnym sensie - potwierdził Henry. - Chociaż sam z tego nie
miał żadnych pieniędzy. Porozdawał was ludziom, i to w ciągu jednego
dnia. Rand - zaczął wyliczać - poszedł w ręce Rosemary, która wkrótce
wyjechała z Wolf River. Setna dał szeryfowi - on też zniknął. Ty trafiłaś
się Leonowi Watersowi, skorumpowanemu prawnikowi z Granite Springs,
który specjalizował się w nielegalnych adopcjach. Wszystkich was
adoptowano, Randowi i Sethowi powiedziano, że reszta rodziny zginęła.
Ty zaś byłaś za mała, żeby rozumieć cokolwiek.
- Wciąż czegoś nie rozumiem... - Clair oparła czoło na otwartej
dłoni. - Przecież musiały być jakieś akty zgonu. Podczas pogrzebu widać
było, że nie ma ciał dzieci. Dlaczego nikt z sąsiadów czy innych członków
rodziny nic nie zakwestionował?
- Twój stryj Thomas i jego żona już nie żyli. Ich syn, Lucas, był
ledwie nastolatkiem. %7łona Williama, Mary, miała słaby charakter i wolała
udawać, że wszystko jest w porządku. Z kolei ich syn, Dillon, był jeszcze
małym dzieckiem. - Henry westchnął. - Stryj William sowicie opłacił
zresztą milczenie tych, którzy mogliby być dla niego niebezpieczni.
Przekupiony Spencer Radick opuścił miasto po około dwóch miesiącach i
112
RS
słuch o nim zaginął. Rosemary Owens przeprowadziła się do Vermont.
Leon Waters także zlikwidował swą praktykę i zniknął.
- Waters szantażował moich rodziców parę lat temu. - Clair
pamiętała, co mówili jej o tym niedawno ojciec i matka. - Zapłacili mu,
żeby zachował dyskrecję w sprawie adopcji.
- Dyskrecję! - żachnął się szyderczo Jacob.
- Waters to szumowina - podjął Henry. Spojrzał na Clair. - Ale może
pocieszy cię, że rodzice nie znali jeszcze prawdy, kiedy ciebie adoptowali.
- Poznali ją jednak potem. I nie zechcieli mi jej wyjawić. Mama
podtrzymywała bajeczkę o tym, jak była ze mną w ciąży i jak trudny był
poród.
Sędzia Barnes rozłożył ręce.
- Czasami granica między prawdą i fikcją bywa w życiu niewyrazna.
- Poprawił się w fotelu. - Ale my tu spotkaliśmy się między innymi po to,
by uczynić ją wyrazną.
- Dwadzieścia trzy lata... - szepnęła Clair do siebie.
- Tyle czasu... W jaki jednak sposób - spojrzała na sędziego - cała
rzecz została w końcu ujawniona?
- Rebecca Owens, córka Rosemary, znalazła dziennik swej zmarłej
kilka miesięcy temu matki. Mam tu kopię tego pamiętnika. Proszę bardzo,
jest do wglądu.
- Henry przesunął skserowany plik w stronę Clair.
- Rosemary opisała w szczegółach wszystko, co zaszło w tamten
tragiczny wieczór oraz w czasie następnych tygodni. Zdaje się, że
sporządziła ten dokument na wypadek, gdyby William chciał ją straszyć
albo czymś obciążyć. Rebecca skontaktowała się z Lucasem, twoim
113
RS
kuzynem, a on zatrudnił mnie do prowadzenia sprawy. Aatwe było
odszukanie Randa i Setha, natomiast gdyby nie pan Carver, to znaczy
Jacob, prawdopodobnie ciebie nie udałoby nam się wytropić. - Sędzia
Barnes uśmiechnął się. - Brawo, detektywie Carver.
- Racja, racja. - Clair spojrzała na Jacoba. - To była dobra robota. - I
też się uśmiechnęła.
Mam ci dużo więcej do zawdzięczenia, posłała mu cichą myśl. Sto
razy więcej! Jaka szkoda, że to już ostatnie chwile razem...
Odwróciła głowę. Nie, nie: teraz nie wolno myśleć o rozstaniu,
ponieważ grozi to zupełnym rozklejeniem się. Pózniej będzie czas na takie
rzeczy - na ból i na łzy.
Zebrała się w sobie. Zacisnęła zęby. A więc wiadomo już, co się
stało... Pozostaje ostatnia kwestia, być może w tym wszystkim
najważniejsza.
- Dlaczego... - zaczęła cicho - stryj zainicjował coś tak
skomplikowanego i okrutnego względem nas? Czemu nas porozdawał?
- Motywacja jest banalna - westchnął Henry - i podobna jak w wielu
tego typu przestępstwach. Chciał zagarnąć wasz majątek. Oto oryginalny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •