[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bydlę wyskoczyło za jakimś cholernym mastiffem. Liczył pewnie, że się z nim
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 130
pobawi - pokiwał z politowaniem głową. - To cały on. Każdemu ufa
bezgranicznie. W zeszłym tygodniu...
- Niech mnie pan natychmiast zawiezie do dworu - przerwał staremu St.
Ives. - Jestem w strasznych tarapatach.
Bingerowi zrzedła mina. Nie lubił kłopotów. Był w tym podobny do
swego psa. Nigdy nie szukam guza - wyznał kiedyś St. Ivesowi i teraz jego
mina odzwierciedlała wyraznie to życiowe credo.
- Krowa mi się cieli - skłamał profesor starając się złagodzić swój ton.
Poklepał się po kieszeni płaszcza, jakby tam znajdowało się coś, bez czego
żadna krowa się nie obejdzie. - Niedobrze z nią, ale jeśli się pośpieszymy, to
może da się ją jeszcze uratować.
Binger popędził do wozu, a Kudłaty skoczył za nim. Cóż, taki kłopot
stary Binger był w stanie zrozumieć. Po chwili byli już w drodze. St. Ives
zastanawiał się, jak dużo czasu będzie potrzebował Parsons, aby pojąć, że
człowiek, którego ścigał, dawno już zniknął - rozpłyną} się w powietrzu razem
z maszyną. Odczuwał wielką satysfakcję, że Kudłaty został uratowany; wciąż
widział oczyma duszy, jak rzuca się i spycha psa, ratując go od stratowania.
Ale przede wszystkim był prawie pewien, że już niedługo wyruszy w podróż w
czasie, a wtedy nie będzie się musiał nigdzie śpieszyć. Parsons w niczym nie
mógł mu teraz przeszkodzić. Ocalenie psa było tego najlepszym dowodem. Na
razie jeszcze jemu, St. Ivesowi, nic złego stać się nie może. Parsknął
śmiechem, ale widząc badawcze spojrzenie Bingera udał, że to atak kaszlu i
jeszcze raz z wielką powagą poklepał się po kieszeni. Binger, którego fajka
kopciła jak komin, prowadził wóz równym tempem i wkrótce ich oczom
ukazał się dwór St. Ivesa. Na pobliskiej łące pasło się kilka sztuk bydła.
Dwumiesięczne, na pierwszy rzut oka, cielę stało przy swojej matce, która
przeżuwała pokarm ze stoickim spokojem.
- Niech mnie dunder świśnie! - zawołał St. Ives, wskazując palcem na
cielaka. - Wygląda na to, że już po wszystkim! - Uśmiechnął się szeroko, chcąc
pokazać, jak wielką odczuł ulgę.
- Przecież to nie może być... - próbował zaprotestować Binger, ale St.
Ives natychmiast mu przerwał:
- Niech pan zawraca. Ja wysiądę tutaj i przejdę się ten kawałek. Wielkie
dzięki.
Binger zwolnił i zatrzymał konie. Profesor wcisnął mu w dłoń
jednofuntowy banknot.
- Nie wiem, co ja bym bez pana zrobił, panie Binger. Czuję się
niezmiernie zobowiązany.
Binger popatrzył na pieniądze, wciąż zerkając na pole, gdzie stał co
najmniej trzymiesięczny - na jego rozum - cielak. Nie wiedział, co o tym
wszystkim myśleć. Po jego twarzy można było poznać, że zdążył się już
James P. Blaylock - Maszyna lorda Kelvina 131
przyzwyczaić do tego typu historii. Jeśli chodzi o profesora St. Ivesa, to nigdy
nie wiadomo, z jakim karkołomnym pomysłem wyskoczy przy następnym
spotkaniu. Wzruszył więc tylko ramionami, uchylił kapelusza i zawróciwszy
konie, natychmiast odjechał.
St. Ives ruszył do domu pogwizdując wesoło. yle się stało, że pani
Langley jeszcze wczoraj wyjechała do swoich sióstr. Szkoda, że nie zaczekała
do rana; nie miał sposobności, żeby załagodzić sprawę. Co mu strzeliło do
głowy, żeby w ten sposób ją potraktować? Gdy przypomniał sobie, w jaki
wtedy wpadł szał, czuł się naprawdę podle. Musi ją sprowadzić z powrotem.
Udało się z psem Bingera, uda się i tym razem. Dzięki maszynie będzie mógł
naprawić wszystkie swoje błędy.
Dopiero teraz zaczął się zastanawiać, skąd u licha wiedział o tym psie.
Musiał być świadkiem tej sceny w jakiejś innej płaszczyznie czasowej; na
pewno nie skończyło się to wtedy tak szczęśliwie - biedne psisko musiało
zginąć pod kołami rozpędzonego wozu. W takim razie St. Ives musiał za
pomocą maszyny powrócić do tego dnia i wyrwać biedne zwierzę z objęć
nieuchronnej śmierci. Tyle że ta pierwsza wersja wydarzeń zatarła się w jego
pamięci, a może nawet nigdy nie miała miejsca. Trudno było znalezć inne
wyjaśnienie. Wyglądało na to, że on sam z rozmysłem i do tego skutecznie
zmienił bieg wydarzeń, mimo że ten został już raz określony. Przy okazji
skazał na niebyt swoje drugie wcielenie. Uświadomił sobie, że nic nie jest
ustalone raz na zawsze i myśl ta przyprawiła go o zawrót głowy. Dręczyło go
pytanie, jakie jeszcze zmiany być może spowodował? Kto lub co odeszło w
niebyt za sprawą jego ingerencji w przeszłość?
Musi odnosić się do kwestii podróży w czasie z większą uwagą.
Związane z nimi ryzyko jest doprawdy ogromne. Takie podróże mogły
oznaczać wyzwolenie, ale równie łatwo mogły doprowadzić do
niewyobrażalnych szkód. Cóż, tak czy inaczej będzie miał okazję, aby się o
tym przekonać. Czy miał jakiś wybór? Oto on, wpatrujący się w okno
restauracji, on ratujący psa na ulicy... Nie, wszelkie rozważania były już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]