[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu Jade jako swoją dziewczynę, król nie tylko
nie okazał dezaprobaty, ale w sympatyczny
sposób skomplementował gust Kalila. Dodał też,
że od Hakima słyszał wiele dobrego o pannie
Madison i cieszy się, że będzie miał okazję ją
poznać.
- Szczęśliwie mój kraj jest bogaty- odparł na
jej podziękowania. - To zaszczyt i obowiązek
dzielić się z innymi.
Jej oczy znów napełniły się łzami. Kalil ujął jej
dłoń i uścisnął lekko, a potem powiedział do
wuja:
- Mówiłem, że Jade bardzo poważnie trak-
tuje swoją pracę w fundacji.
- Co jest naprawdę godne podziwu, panno
Madison - pochwalił ją król.
- Jestem tylko wolontariuszką.
- Ale widzę, że traktuje pani swoje obowiąz-
ki równie poważnie jak inni pracownicy fun-
dacji. Wiem też, że zajmuje pani w tej instytucji
szczególną pozycję, faktycznie uważa się panią
za wicedyrektora.
Tak było w istocie. W krótkim czasie Jade
S
R
stała się odpowiedzialna za najważniejsze akcje
podejmowane przez fundację, zasięgano też jej
porady w najważniejszych sprawach. Dlatego
namawiano ją, by została etatowym szefem.
Słowa króla przyjęła więc jako zasłużony kom-
plement, choć tak naprawdę nie wiedziała, co
myśleć o tym wszystkim. Była zdumiona, że
Jego Wysokość jednoznacznie akceptował jej
związek z młodym księciem i traktował ją jak
osobę godną najwyższego szacunku, podczas
gdy rodzice Kalila odcinali się od niej demonstra-
cyjnie i nawet nie chcieli jej poznać.
- Będzie pani błogosławionym nabytkiem dla
naszej rodziny- ciągnął król z ciepłym uśmiechem.
- Och... Wasza Wysokość... - Kompletnie nie
wiedziała, co powiedzieć.
- Wuj zna nasze plany i je akceptuje - wyjaś-
nił Kalil.
- Dziękuję - odezwała się po chwili, gdy
zdołała nieco się uspokoić. - To wsparcie znaczy
dla mnie więcej, niż mogłabym wyrazić, ale
obawiam się, że król Zohry nie będzie tak
wyrozumiały.
- Mąż mojej siostry niewłaściwie rozumie
pani rolę w życiu swego syna. Nie zaznam spo-
koju, dopóki nie zostanie to naprawione. - Do-
strzegł, jak bardzo zaskoczyły ją jego słowa,
dlatego dodał: - Jest pani najbliższą przyjaciółką
mojej synowej. Catherine kocha panią jak siostrę.
S
R
Jade spojrzała z wdzięcznością na przyja-
ciółkę.
- Nigdy nie miałam siostry, ale nie wyob-
rażam sobie lepszej niż Catherine.
- Ona powiedziała to samo - stwierdził król.
- To mnie cieszy. A więc czy chciałaby pani
wejść do naszej rodziny?
- Nie wiem, co powiedzieć - wyznała za-
kłopotana.
- Wystarczy, że wyrazi pani akceptację dla
tej propozycji.
Za nic nie chciałaby urazić tego człowieka,
szybko więc powiedziała, co jej podszepnął
instynkt:
- Byłby to dla mnie wielki zaszczyt i szczęś-
cie, Wasza Wysokość.
- A więc stało się - oznajmił król majes-
tatycznie. - Twoje miejsce w mojej rodzinie jest
ustalone. Od tej chwili będę o ciebie dbał tak
samo jak o każdą inną kobietę należącą do
mojego klanu.
- Nie wiem... jestem zaskoczona... nie spo-
dziewałam się tego... - Nagle dotarło do niej, że
dzieje się coś, czego zupełnie nie pojmuje. Miała-
by wejść do klanu władcy Jawharu? Boże, już do
niego należy! Ona, jankeska...
- A to oznacza - ciągnął król - że chciałbym,
abyś wróciła do mojego kraju razem ze mną.
Kalil twierdzi, że teraz, po gali, możesz pozwolić
S
R
sobie na krótki urlop. Jeśli rzeczywiście tak jest,
twoja wizyta byłaby bardzo korzystna dla roz-
woju sytuacji.
- Mam wprawdzie trochę wolnego... - Bez-
radnie spojrzała na Kalila. - Ale nie rozumiem,
dlaczego miałabym jechać do Jawharu...
- Nie masz się czego obawiać - uspokoił ją
król. - Kalil oczywiście również jest zaproszo-
ny. Będzie to jednak wymagało pewnych zmian
w waszym związku.
- Jakich zmian? - spytała niepewnie.
- Dalsze szczegóły omówimy w moim apar-
tamencie - uciął król.
Pożegnała się z nimi i wróciła do swoich
obowiązków, ale cieszyła się, że najważniejsza
część uroczystości już jest za nimi. Nie byłaby
w stanie skupić się na niczym istotnym, była
zupełnie oszołomiona tym, co usłyszała. Wie-
działa tylko, że obecnie jest uznawana za człon-
ka rodziny królewskiej i że w najbliższym czasie
zapadną decyzje dotyczące jej związku z Kali-
lem. Nic więc dziwnego, że nie mogła uspokoić
nerwów. Co jakiś czas wyławiała z tłumu Kalila.
Rozmawiał swobodnie i nie wydawał się specjal-
nie przejęty biegiem wydarzeń, jakby ufnie
patrzył w przyszłość i akceptował to, co miało
nadejść. Postanowiła, że zaufa mu wbrew swo-
im lękom.
Z taką decyzją wsiadła do wielkiej limuzyny
S
R
i zajęła miejsce obok Catherine. Król i Hakim
usiedli naprzeciwko. Kalil, który dosiadł się obok
niej, splótł swe palce z jej dłonią. Król spojrzał na
niego surowo.
- Twoja zażyłość z moją podopieczną nie jest
mile widziana - stwierdził oschle, po czym
zwrócił się do Jade: - Zostałaś członkiem rodzi-
ny i jesteś teraz pod moją opieką. Może wyda ci
się to archaizmem, ale nadzwyczaj wysoko
cenimy cnotę.
- Ale ja nie jestem... - bąknęła zmieszana.
- Byłaś, kiedy się poznaliśmy, i tylko to się
liczy - przerwał jej Kalil.
Spojrzała na niego zakłopotana.
- Rozmawialiście o tym?
- Jade, musisz zrozumieć - wtrąciła się Cathe-
rine - że inaczej niż u nas, takie kwestie w ich
kulturze nie są sprawą prywatną.
- Istotnie - odezwał się król. - W naszym
świecie wszystkie problemy załatwia się w usta-
lony sposób. Inaczej też niż na Zachodzie rozu-
miemy pojęcie prywatności. Wiele kwestii musi
być omówionych publicznie, ale proszę się tym
nie przejmować. Tak dzieje się od tysięcy lat
i tak będzie zawsze.
Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć,
ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Kalil,
nie zważając na pełne potępienia spojrzenie
wuja, pocałował ją lekko i szepnął:
S
R
- Wszystko będzie dobrze, Jade. Zaufaj mi.
- Czy pragniesz poślubić mojego siostrzeńca
Kalila?
Poczuła się skrępowana. Wprawdzie jechała
w gronie życzliwych sobie osób, jednak pytanie
króla zabrzmiało nad wyraz oficjalnie, a przecież
dotyczyło bardzo prywatnej, wręcz intymnej
kwestii.
- To... to bardzo osobiste... Musimy rozma-
wiać o tym... publicznie? - wybąkała komplet-
nie zbita z pantałyku.
- Musimy, w naszej kulturze takie kwestie
nie są prywatną sprawą dwojga ludzi - pouczył
ją król.
- Więc? - naciskał Kalil. - Chcesz mnie
poślubić i mieć ze mną całe mnóstwo rozkosz-
nych maluchów?
Jade szybko doszła do siebie. Spojrzała groz-
nie na Kalila i spytała:
- Myślisz, że w ten sposób wykpisz się od
prawdziwych oświadczyn?
Zaśmiał się miękko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]