[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jack i ja wybuchamy śmiechem; to najlepsza chwila wżyciu rodziców, kiedy widzą, że dziecko
zaczyna ich przerastać, że jego ciekawość już się obudziła i że uczy się rzeczy, o których nigdy nawet
nie pomyśleli. Jeśli chodzi o pomysł Etty, że historia naszego życia została już napisana, cóż, będę
musiała to przeanalizować. Czuję się lepiej na myśl, że sprawy, które nie mają wytłumaczenia albo
wywołują ból (tak jak rak Ivy Lou), to część większego planu; dzięki temu wydają się możliwe do
rozwiązania i mniej przytłaczające. Trudno mi jednak zaakceptować ten pogląd i stosować go wobec
Wszystkiego, co kocham. Kiedy wrócą chmury, nie będę wcale taka pewna, że za nimi są gwiazdy.
Fleeta, Pearl i ja zdecydowałyśmy się pojechać do Kingsport, żeby zobaczyć Ivę Lou po
godzinach odwiedzin w szpitalu. Otoczona pracownikami biblioteki hrabstwa, starymi klientami
bibliobusu i kółkiem byłych chłopaków nie może narzekać na brak towarzystwa. Dzwoniłam dzisiaj do
niej trzy razy i za każdym razem donosiła mi o kolejnej dostawie kwiatów do pokoju. - Szkoda, że nie
umieram - powiedziała - bo te kwiaty wypełniłyby zakrystię baptystów. - Najbardziej oszałamiający
bukiet pochodzi od Theodore'a Tiptona, który zamówił żółte róże pomalowane złotym brokatem. Iva
Lou nazywa go bukietem Viva Las Vegas.
Pearl siedzi z tyłu, żeby mogła sobie wyciągnąć nogi (to konieczność u ciężarnych kobiet), a
Fleeta wierci się z przodu. Wciąż przyciska plaster antynikotynowy na ramieniu, jak guzik alarmowy. -
Fleeta, to nie jest kroplówka z morfiną. Naciskanie nie wstrzyknie ci porcji nikotyny do krwi -
informuję ją.
- A właśnie, że tak. Naciskam co kilka minut i to daje mi kopa.
- Myślę, że tylko w twojej wyobrazni.
- Zgaduję, że ciągłe drgawki to też wytwór mojej wyobrazni.
- Wspaniale sobie radzisz - mówię. I to prawda, ograniczyła się do jednego papierosa dziennie.
- Fleeta, czy ty masz przed nami jakiś sekret? - pyta Pearl.
- Jaki sekret? - pokasłuje Fleeta.
- Z chłopakiem - wyjaśnia delikatnie Pearl.
- Nieeeee, do cholery. - Fleeta wygląda przez okno.
- Słyszałam, że się spotykasz z Ottonem Olingerem. - Nie wierzę własnym uszom, że Pearl tak
po prostu z tym wyskakuje.
- Gdzie to słyszałaś? - Fleeta kaszle.
- Ludzie was widują tu i tam. U Arby'ego w Kingsport, w Galley w Norton. No wiesz, tu i tam. -
Pearl niedbale wzrusza ramionami
- Ja was widziałam w powozie w Abingdon - włączam się.
- Kiedy?
- Niedawno.
R
L
T
- Dlaczego się z nami nie przywitałaś?
- Wyglądaliście, jakbyście chcieli być sami.
- I tu miałaś rację. Więc zostawmy to. - Fleeta wygładza zmarszczki na swoich nowych
dżinsach.
Przez kilka minut jedziemy w milczeniu. W końcu Pearl mówi.
- Myślę, że to miło.
Fleeta odwraca się do Pearl.
- Słuchaj, nie rób z tego wielkiej sprawy. To jest coś zupełnie, zupełnie niezobowiązującego.
Opierałam się, ile wlezie. Faceci są jak wysypka - mają sposoby, żeby zalezć ci za skórę i swędzieć.
Słuchaj, wiem na pewno, że April Zirkle od dawna ostrzy sobie zęby na Ottona. Jej mąż odszedł jakieś
trzy lata temu, nie umarł, tylko zniknął, ale mniejsza z tym. Powiedziałam Ottonowi, że April z chęcią
by się z nim spotkała i że ona nadal ma czym oddychać, że nie miota się jak ja z miejsca na miejsce i
nie pali, chyba. Powiedziałam mu, żeby do niej wpadł i się nią zajął.
- Ale on woli ciebie! - przerywam.
- Wiem. Nie jestem idiotką. Otto Olinger lata za moim przepalonym tyłkiem od czasu, jak
złożyliśmy Portly'ego do grobu na cmentarzu Glencoe. - Fleeta poprawia się na siedzeniu i splata
ramiona na piersi jak mała dziewczynka.
- Tak długo? Niemożliwe! - Pearl wychyla ze swojego siedzenia.
- Tak, proszę pani. I naprawdę próbowałam wszystkiego, żeby go odstraszyć. Ale on lubi to, co
widzi. - Fleeta oddycha głęboko przez nos i wypina pierś. - Ale ja tego nie potrzebuję.
- On cię nie pociąga?
- Nie, Ave. Szczerze.
- To nic złego.
- Gdybym mogła wybierać, nie chciałabym starego faceta. Wiem, patrzycie na mnie i mówicie
sobie  Fleeta, sama jesteś stara". Zdaję sobie z tego sprawę. Ale nigdy nie lubiłam starszych facetów,
ani kiedy byłam młoda, ani teraz. Nie mam ochoty oglądać w sypialni ich patykowatych nóg ani
obwisłych pośladków. Przykro mi. Kiedy już ośmielam się myśleć o tych rzeczach, mam przed
oczyma Pierce'a Brosnana czy kogoś takiego. Na pewno nie jakiegoś kolesia z mięśniem piwnym,
płaskim tyłkiem i zestawem sztucznych zębów od doktora Polly'ego.
- Zawsze byłaś wyjątkowa, Fleeta - mówię.
- Miło mi, że to zauważyłaś. - Fleeta pociąga nosem.
- To bardzo słodkie - mówi delikatnie Pearl.
- Jesteś taka łatwowierna. Zaufałabyś facetowi, prawda?
- Gdybym go szanowała, to tak.
- Możesz faceta szanować, a on i tak będzie ci wciskał kłamstwa. Uwierz mi na słowo.
R
L
T
Nie mogę już wytrzymać, wybucham śmiechem. Pearl po chwili mi wtóruje, i śmiejemy się do
łez. Fleeta też w końcu zaczyna się śmiać i kiedy parkujemy przed szpitalem Holston Valley, można by
pomyśleć, że przyjechałyśmy do cyrku.
Szpitale wieczorem to puste miejsca. Cieszę się, że dziewczyny są ze mną.
- Ona jest w 602 - oznajmia Fleeta, spoglądając na skrawek papieru wyjęty z portfela.
Iva Lou leży w pokoju narożnym. Słyszymy jej płacz. Nie marnujemy czasu na pukanie, tylko
tarabanimy się do środka. Iva Lou leży w łóżku z pudełkiem chusteczek na brzuchu.
- Cześć, dziewczyny - mówi i wydmuchuje nos.
- Dobrze się czujesz? - pytam delikatnie. Iva Lou kiwa głową że tak.
- Przywiozłam ci trochę nugatu. - Fleeta daje Ivie Lou puszkę siadając ciężko w nogach łóżka.
Pearl całuje Ivę Lou w policzek i kładzie jej prezent na stoliku nocnym. - Przyda ci się krem do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •