[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i zbliżenia: owrzodzone języki, pokrzywione kręgosłupy, obrzękłe gardziele, krwawe niczym
zachodzące słońce liszaje, ropnie żółte jak nadmorski piasek, bagniste zgorzele, odleżyny i wysięki.
Kohoutek oniemiały obracał stronę po stronie i patrzył przerażony i zafascynowany jednocześnie,
jak wyglądają zwierzęta chorujące na cholerę, różycę czy tężec. Zniekształcone przez promienice
krowie łby, dotknięte świerzbem końskie karki, ogromne niczym piłki tenisowe larwy gzów
wplątane w sierść i skórę. Nie znał, rzecz jasna, żadnych terminów, nie rozumiał podpisów pod
rycinami, obracał stronę po stronie i raz po raz trafiał na apokaliptyczne wizje niepojętych
zwierzęcych męczarni, na nieruchome, choć wijące się w przedśmiertnych konwulsjach obrazy
zwierząt zatrutych solą, arsenem, ołowiem, fosforem, miedzią, cynkiem czy saletrą.
Na początku drugiego tomu nieznany malarz przedstawił rozległy sielski pejzaż: nad
zielonymi wzgórzami zachodziło słońce, z kominów dalekich chat wiejskich dym szedł prosto
w górę, na pierwszym zaś planie gromada mężczyzn uwijała się wokół monstrualnie rozdętych
zwłok padłego konia. Ktoś wydobywał ostatnie łopaty ziemi z rozległego i głębokiego dołu, ktoś
inny wielkim i ostrym niczym szabla nożem nacinał skórę martwego zwierzęcia, człowiek
w kaszkiecie i wysokich wojskowych butach sypał w głąb tak uczynionych ran jakąś białą
substancję, idący w ślad za tamtymi kolejny znawca rzeczy obficie polewał zwierzęce zwłoki
żółtawym płynem. Z głębi obrazu ktoś nadbiegł, niosąc płonącą pochodnię...
 No jak, Kohoutku juniorze  zapytał zza stołu doktor Oyermah  jakie wrażenie sprawia
na tobie pierwsze spojrzenie w głąb zwierzęcych trzewi? Trudny widok, nieprawdaż?  Oyermah
wstał i zbliżył się do Kohoutka.
 Widzę, że studiujesz idealną wersję postępowania z padłymi zwierzętami. Tak istotnie
należy postępować, ponacinać, zasypać wapnem, polać naftą, spalić i głęboko zakopać. Ale to, co tu
widzisz, jest idealną wersją. W rzeczywistości, w tamtejszej rzeczywistości  powiedział
z naciskiem Oyermah  biedny konik zostałby dawno poćwiartowany i zżarty prawie na surowo.
A niedługo potem  dodał doktor, obracając z wprawą karty księgi  a niedługo potem szlachetne
oblicza zgromadzonych tu kołchozników wyglądałyby ot tak  i Oyermah pokazał Kohoutkowi
monstrualną sekwencję wizerunków ludzi zarażonych rozmaitymi odzwierzęcymi chorobami. 
Temu dolega bieszeństwo, ten zaraził się jaszczurom  palec Oyermaha wędrował od jednej
spotworniałej twarzy do drugiej  ten złapał roże, a ten sap. Ale powtarzam raz jeszcze, pomimo iż
księgi te obfitują w całą masę odległych od rzeczywistości, od tamtejszej rzeczywistości epizodów,
mogą być pożyteczne. Spójrz na przykład tutaj, Kohoutku juniorze.  Oyermah znów odwrócił parę
kart i przed oczyma Kohoutka przemknęło kilka biało-czarnych rysunków, przedstawiających
najwymyślniejsze instrumenty weterynaryjne: noże, sondy, akuszerskie żegadła, dłuta i kleszcze,
piły, haki i koliście zakrzywione igły  spójrz tutaj, Kohoutku  Oyermah tym razem znalazł
stronicę zapełnioną niezliczonymi wizerunkami rozdziawionych końskich pysków.  Spójrz,
Kohoutku, mój szanowny następco  w ten sposób określasz wiek konia: wedle stanu jego
uzębienia. O widzisz, ten konik to miesięczny zrebaczek, osesek z dwoma pierwszymi ząbkami.
Ale ten, na przykład  palec Oyermaha znów sunął wzdłuż zapierających dech rycin  ten ma już
wszystkie zęby i co najmniej pół roku już spędził na tym padole. A tu starzec o starczych,
zamkniętych i spłaszczonych zębach. Dwudziestoparoletni starzec szykujący się z wolna do
ostatniego galopu ku niebiańskim stajniom. O wieku, o póznym wieku zwierząt nie ma zresztą co
mówić, bo zwierzęta domowe są w tej dobrej sytuacji, że prawie nigdy nie umierają ze starości. My,
weterynarze, skracamy ich starcze męki. Poprawiamy samego Pana Boga, korygujemy jego kiepski
wynalazek, jakim jest pózna niedołężna starość. Tak, Kohoutku juniorze, studiuj te uczone księgi,
bo niedługo przyjdzie czas na pokaz praktyczny. Jeśli dobrze pamiętam, Elizabeth niebawem będzie
wydawać na świat potomstwo i ty, mój szanowny następco, po raz pierwszy staniesz u mego boku.
IX
 Kohoutku  zapytał doktor Oyermah w trzydzieści parę lat pózniej, gdy po zakończonych
urodzinach Omy oraz po urządzonej w ogrodzie obławie na aktualną kobietę Kohoutka szli obaj
drogą wiodącą przez środek wietrznej listopadowej nocy.  Kohoutku, kogoż ty ukrywasz
w ogrodzie, jakaż to niesłychana piękność postanowiła cię odwiedzić? Kto to jest? Kiedy i na jak
długo przyjechała? Gdy ujrzałem jej twarz za oknem, zaniemówiłem. Pomyślałem, że może to duch
mojej świętej pamięci małżonki Józefiny przyszedł po mnie. Ale gdzie tam! Moja świętej pamięci
ukochana Józefina była tak niezwykle szpetną kobietą, że choćby na tamtym świecie istniały
prawdziwie zaświatowe, a więc nieskończone możliwości w zakresie chirurgii plastycznej, nigdy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •