[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rychło w czas. Powiedz, żeby mnie pocałowali... - ofuknął go Linden.
- Czego się pieklisz? Nie ich wina - przerwał mu van Domen.
Linden cisnął czapkę na pokład.
- Niech to diabli! Taka okazja była... Stary nam nogi z tyłka powyrywa. Zwłaszcza do
mnie się przyczepL Ten cholerny mecz nadal gniecie mu wątrobę.
- W takich okolicznościach on też nic więcej by nie zdziałał - odezwał się Wojnar. -
Będę świadczył za wami.
Van Domen ujął obu pod ręce, odciągnął na bok.
- W jednym mu trzeba przyznać rację - mówił ściszonym głosem. - Miał nosa.
Dostrzegliście rakiety z Brygu Erotica ? No, właśnie. To jest z pewnością ul, do którego z
zapasem miodu dążyła nasza piekielna pszczoła.
Wojnar przeciągnął dłonią po czole. Tak, teraz min? pewność, że nie gonił za
majakiem, wytworem wyobraz ni. Obok zapalniczki - posążka bogini Kali, który wypożyczył
od Zofii - leżała ekspertyza daktyloskopii Przed chwilą nadesłano ją z Komendy Policji.
Odciski palców - Bryzy, które Wojnar przywiózł ze sobą z Warszawy, były identyczne z
odciskami palców Małeckiego pozostawionymi na zapalniczce.
A więc pierwsze poważne osiągnięcie. Maska z twarzy Bryzy została ostatecznie
zerwana. Ale obecnie morderca krył się pod inną. Czy dawny pseudonim - Meduza - pod
którym się konspirował, ułatwi rozszyfrowanie nowej postaci? Wątpliwe, przebiegły lis
prawdopodobnie zostanie Meduzą jedynie dla kilku najbardziej zaufanych ludzi, dla
pozostałych nawet zewnętrznie będzie nową postacią.
Wstał z fotela, przeszedł się po pokoju. Zastanawiał się, czy w tej sytuacji Pająk
potrafi coś zdziałać. Oczywiście ma duże szanse, zna teren, środowisko. Poza tym nienawiść
do Meduzy pobudza jego pomysłowość. Może uda mu się dotrzeć do zaufanych Meduzy i
wydrzeć im tajemnicę. Tak, to jeden kierunek.
A jego własny? Na razie Wojnarowi majaczą przed oczami obrazy wypełnione barwą
i kształtem, lecz są płynne, trudno czytelne. Wie jednak, że jego zdyscyplinowana myśl, raz
nastawiona we właściwym kierunku pracuje nieustannie, nawet wtedy, kiedy on zajmuje się
oprawą uboczną; analizuje fakty, poddaje je krytycznej ocenie, wyciąga ostateczne wnioski.
Wie też, że w logicznej konsekwencji tego działania nadejdzie najważniejsza chwila - błysk
intuicji. %7łeby tylko jej nie przeoczyć, jest jak błysk flesza. Potem ponownie ekran staje się
nieczytelny. A więc działać i być czujny. Wszechstronnie czujny.
Przeszedł się po pokoju, stanął przy stoliku, na którym leżała poranna poczta. Wśród
gazet dostrzegł dwa listy, jeden znakowany miejscowym stemplem, drugi z polskim
znaczkiem pocztowym. Ten otworzył pierwszy.
Pisał Kania. Zwierzał się Wojnarowi, że od chwili jego wyjazdu sprawa identycznych
tatuaży Bryzy i Małeckiego nie dawała mu spokoju. Postanowił za wszelką cenę tę tajemnicę
wyjaśnić. Pisał, że odwiedził w aresztach szereg zatrzymanych kryminalistów ozdobionych
fantazyjnymi tatuażami i przeprowadził z nimi rozmowy. Największym artystą w zakresie
tatuaży okazał się emerytowany złodziej, zwany Pigwa . Od niego dowiedział się, że
wykonanie chińskiego smoka jest najbardziej czasochłonne i kosztowne. %7łe tego rysunku w
odróżnieniu od mniej skomplikowanych nikt na lipę nie robi. Raz tylko to się zdarzyło, ale
facet był zasobny w ciaćki , więc mógł sobie pozwolić. Data wykonania tego lipnego
tatuażu odpowiadała okresowi, kiedy Bryza demonstrował go swojej dziewczynie na plaży.
Spryciarz przewidywał, że dziewczyna może być przesłuchiwana i zezna, że widziała na
ramieniu narzeczonego wytatuowanego smoka. Nie będzie więc ulegało wątpliwości, że to
jego zwłoki znaleziono w lesie.
Kania spieszył przekazać Wojnarowi tę wiadomość. Pisał, że zwraca honor , teraz i
on pewien jest, że Bryza znajduje się tam, gdzie go kapitan szuka. %7łyczył szybkiego sukcesu.
Wojnar włożył list do szuflady. Podejrzenie, że tatuaż na ręce Bryzy był fałszywy,
powziął już wtedy, w Warszawie, kiedy dziewczyna wspomniała, że Bryza plażował z nią nad
Zalewem, ale nie kąpał się. Wówczas nie zwierzył się Kani z tych podejrzeń uznając, że nie
są w pełni potwierdzone. Następna rozmowa w Amsterdamie z Zofią, która powiedziała, że
Małecki z całą pewnością nie miał tatuażu, rozwiała wszelkie na ten temat wątpliwości.
Drugi list przesłany był przez Komendę Policji w Amsterdamie. Wewnątrz
znajdowała się koperta Głównej Komendy Milicji Obywatelskiej w Warszawie,
zaadresowana do Wojnara. Była to sucha, ścisła relacja z wywiadu przeprowadzonego przez
Kanię, dotycząca tatuażu Bryzy.
Zadzwonił telefon. Van Domen zawiadamiał, że zaprojektowane zwiedzanie miasta
należy na dzień, dwa odłożyć. Zwaliło się sporo pilnej pracy, której nie sposób komu innemu
przekazać. Wojnar zainteresował się, jaki przebieg miało spotkanie van Domena i Lindena z
komisarzem. Usłyszał odpowiedz, że van Koleń nieoczekiwanie rozładował się bez grzmotów
i błyskawic. Dostało się natomiast za wszystkie czasy Bogu ducha winnemu Rovenowi, u
którego dopatrzył się niewłaściwego rozstawienia patroli na wybrzeżu.
Domowa lodówka świeciła pustkami, zmusiło to Wojnara do zjedzenia śniadania w
pobliskiej kafejce. Przestronny, nieco ciemny lokal wypełniali turyści, przeważała długowłosa
młodzież. Raz po raz uruchamiano grającą szafę , wówczas wielojęzyczny gwar zagłuszała
big-bitowa melodia. W głębi sali wzdłuż ścian lśniły chromoniklem automaty rozrywkowe.
Przy umiejętnym manipulowaniu dzwignią można tu było wygrać kilka guldenów.
Po śniadaniu, reklamowanym jako wiedeńskie , uzupełnionym efektownym
zestawem holenderskich serów, Wojnar ułożył plan dnia. Na początek postanowił zwiedzić
muzeum kryminologii, znajdujące się przy Komendzie Policji. Obejrzenie go gorąco polecał
van Domen.
Szedł ulicą biegnącą wzdłuż szerokiego kanału. Tu u betonowej balustrady
przycumowały potężne barki-kwiaciarnie, przeważały na nich liczne odmiany tulipanów;
wracające z targu gosposie wypełniały nimi swoje koszyki. Wkrótce znalazł się na
skrzyżowaniu ruchliwej arterii. Zatrzymał się na skraju chodnika, czekając na zielone światło.
Obok mknął sznur aut, sunęły wśród nich w zgodnym rytmie setki rowerów. Kolejno zapaliły
się świetlne sygnały, zmienił kierunek ruchu. Ponownie zalśniły lakierem przyspieszające
bieg auta. Nagle zastopowały, powstał korek. Niecierpliwie odezwały się klaksony. Kierowcy
wychyleni z okien aut wyrażali swoje niezadowolenie, kilku bardziej nerwowych wyszło na
jezdnię.
Wojnar zorientował się, że przyczyną korka była biała Alfa-Romeo, unieruchomiona
tuż przy chodniku. Siedząca przy kierownicy młoda dziewczyna raz po raz naciskała starter.
Poza uporczywym charakterystycznym brzęczeniem nie dawało to rezultatu. Zbliżył się
zaaferowany policjant, zerknął na tablicę rejestracyjną z napisem Kalifornia , zasalutował,
zadał kilka pytań. Dziewczyna bezradnie rozłożyła ręce. Policjant wskazał pałeczką w
kierunku bocznej uliczki, usiłował popchnąć auto.
Wojnar zszedł na jezdnię, przy pomocy dwóch długowłosych chłopców i policjanta
ruszyli auto z miejsca. Po chwili zaparkowali je za narożnikiem. Policjant i długowłosi
odeszli. Wojnar zaproponował pomoc właścicielce wozu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]