[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szpiegów?
- Są - odpowiedziała obojętnie. - Proszę. Właśnie przygotowujemy drobne
doświadczenie naukowe...
Szef kontrwywiadu wszedł i w zdumieniu wpatrywał się w odtworzone urządzenie.
- Zlicznie zrobione... - powiedział.
- Zrekonstruowaliśmy - wyjaśniła Kasia.
- Mam dla panów dokumenty ekstradycyjne - zwrócił się do nas. - Niestety, nie dało
się już nic zrobić... Pańska piła ultradzwiękowa - podał mi futerał.
- Doprawdy? - zdziwił się szef. - A niby co takiego zrobiliśmy? Odbudowa urządzeń
technicznych według przedwojennych schematów nie jest chyba karalna? Zresztą już dziś
sami wyjedziemy...
Bohdan Krawczuk popatrzył mu prosto w oczy, a potem wyjął z aktówki trzy szare
koperty i wrzucił je do kubła na papiery, stojącego koło drzwi.
- Owszem - odparł - to nie jest karalne... Poza tym skoro faktycznie wyjeżdżacie...
Powiem, że nie zdołałem was odszukać, bo już jechaliście w stronę granicy. A więc chcecie
puścić to w ruch?
Dziewczyny uroczyście kiwnęły głowami.
- Pan, jako fizyk, domyśla się, co to jest? - zwrócił się do Marka.
- Tak, ale na wszelki wypadek chcę sprawdzić.
- W takim razie pożegnam się - agent ruszył w stronę drzwi. - Gdy przyjedziecie
następnym razem czegoś szukać - na odchodnym odwrócił się w naszą stronę - załatwcie to
zgodnie z przepisami. Tak będzie milej...
- Zaraz - powiedział szef. - Mamy maszynę inżyniera... Chcielibyśmy ją oficjalnie
przekazać...
Zawahał się.
- Może panie jutro zaniosą ją do muzeum miejskiego? - zwrócił się do Kruszewskich.
- Dobrze - Stasia kiwnęła głową.
Wyszedł.
- Dziwny gość - zauważyłem. - Nie chciał zobaczyć, jak to działa?
- Nieważne - wzruszyła ramionami Stasia. - Puszczamy parę.
Mleczny obłoczek wypełnił szklaną bańkę.
- Może po starszeństwie - fizyk skłonisz się przed szefem.
- Damy mają pierwszeństwo - pan Tomasz gestem ustąpił miejsca Kasi.
Ujęła korbę i zakręciła nią. Zrazu powoli, potem coraz szybciej tarcze zaczęły się
obracać. Wreszcie ich ruch był tak szybki, że ich kontury zatarły się lekko. Z końca
przewodnika zanurzonego w szklanym naczyniu wystrzeliło piękne wyładowanie
miotełkowe. Jej kuzynka puściła więcej pary. Z górnego otworu wyleciał rój zielonych
kuleczek. Były wielkości ziarenek grochu. Zapachniało ozonem i jakby fiołkami.
- Eteroid - powiedziała młodsza z dziewcząt nie przestając kręcić. - Aapcie to...
Kulki dały się chwytać w butelkę po mleku. Powoli zlepiały się w większą, wielkości
piłeczki pingpongowej. Dziewczyna zaprzestała kręcenia i tarcze powoli wyhamowały. Jej
kuzynka zatkała butelkę gumowym korkiem. Potrząsnęła i kulka uderzyła o ścianę. Była dość
elastyczna, ale po drugim potrząśnięciu rozsypała się ponownie na roje małych kuleczek.
- Trzeba sprawdzić, czy odbarwia negatywy fotograficzne i jak oddziałuje z metalami
- powiedziała Stasia. - Powinno wzbudzać ładunki elektryczne w płycie miedzianej i
oddziaływać mechanicznie na luzno zawieszone przedmioty...
- Oczywiście - przyznał Marek. - Fajnie nam wyszło, no nie?
Spojrzeliśmy na niego we czwórkę.
- Coś wiesz? - zmrużyłem oczy.
- Oczywiście. To, co tu widzimy - teraz on potrząsnął butelką - to po prostu silnie
zjonizowana para wodna... Nie ma w tym nic niezwykłego, choć w czasach Rychnowskiego,
gdy badania elektryczności i jej oddziaływań nie były jeszcze tak zaawansowane, mogło to
budzić pewne emocje...
- Ale on naświetlał tym chorych - jęknął szef.
- No cóż, ujemna jonizacja powietrza dobrze robi na samopoczucie - uśmiechnął się. -
A zresztą, może to był efekt placebo?
Posmutnieliśmy. Zjedliśmy jeszcze po kawałku ciasta, a potem zaczęliśmy układać
raport dla parlamentu. Podpisaliśmy go z ciężkimi sercami.
- Pora ruszać do domu - powiedział wreszcie pan Tomasz.
- Zostańcie jeszcze kilka dni - zaproponowała Kasia.
- Mamy dużo pracy - wyjaśnił Pan Samochodzik. - Poza tym jeśli zostaniemy do jutra,
czeka nas uroczysta ekstradycja. Niedawno mieliśmy okazję przeżyć tę wątpliwą
przyjemność.
Pożegnaliśmy się i już w godzinę pózniej prowadziłem samochód przez otaczające
Lwów blokowiska.
- Jeszcze jedna pomyślnie zakończona sprawa - w głosie szefa usłyszałem
zadowolenie. - Rozwikłaliśmy zagadkę, zdobycie maszyny wprawdzie nam się nie powiodło,
ale skoro była bezwartościowa...
- Podejrzewałem to już wcześniej - napuszył się fizyk.
- To dlaczegoś nie powiedział? - jęknąłem.
- Na wypadek, gdybym się mylił.
Wygodna postawa. Z całego serca zapragnąłem mu jakoś dokuczyć.
- A jak tam twoje wzory na obracanie się Ziemi? - zapytałem złośliwie.
Ugodziłem go celnie. Spuścił głowę.
- Ciągle nic z tego nie rozumiem - powiedział. - Wychodzi mi, że się nie obraca...
- Matematyki uczyłem się w gimnazjum zaraz po wojnie - rzekł powoli szef. - Ale daj
mi ten kajet... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •