[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dokąd się udasz?
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami Dziadek Mróz. - Chyba zrobię wypad na
Tundrę, by zobaczyć, czy są tam kościoły warte oczyszczenia.
Nighthawk skierował na niego pełen zdziwienia wzrok.
- Polubiłem cię - kontynuował Dziadek Mróz. - Markiza się nie boję. Poza tym,
złodzieje powinni trzymać się razem, a nie wymuszać ostatni grosz za odrobinę paliwa.
- Zciga cię policja - zauważył Nighthawk. - Niedługo tu będą, a ty chcesz robić sobie
wycieczkę?
- I tak nie znajdę nikogo, kto by wymienił mi stos atomowy, więc mój Golden Streak
jest bezużyteczny. Będziemy tylko musieli przenieść ładunek na twój statek.
- Nie chcę być odpowiedzialny za twój łup - powiedział Nighthawk.
- Nikt cię o to nie prosi - odparł Dziadek Mróz. - Czułbym się nawet urażony. -
Urwał. - Czas nas goni przyjacielu, mogę więc skorzystać z twego statku, czy nie?
Młodzieniec zastanawiał się przez chwilę, po czym skinął głową.
- Wezmiemy także Toczka.
- Mądra decyzja. Ten zwierzak jest bardziej skuteczny niż jakakolwiek znana mi
broń.
- Nie wiem tylko, co on je - powiedział Nighthawk w drodze do statku. - Wziąłbym
tego trochę.
- Nie widać, żeby miał gdzieś pyszczek - przyjrzał mu się Dziadek Mróz. - Może
odżywia się przez osmozę. Poociera się o jakieś miłe rzeczy i wszystko będzie w
porządku.
- Co masz na myśli mówiąc miłe rzeczy?
- W tym przypadku ciebie.
- Słucham?
- Włócząc się po różnych światach, widziałem zwierzęta nie posiadające jamy
gębowej. Odżywiały się właśnie przez osmozę. Może zabija on mniejsze istoty,
wysysając z nich energię. Być może jesteś zbyt duży, by odczuwać ból, zaś on, kiedy
zgłodnieje, czerpie z twojej energii. Jednocześnie stara się utrzymać cię przy życiu,
zabijając twoich wrogów, z myślą o przyszłych posiłkach twoim kosztem.
- Może masz rację - Nighthawk spojrzał na Toczka. - Lecz bardziej podobała mi się
myśl, że chroni mnie z czystej sympatii.
- Niewykluczone, że tak właśnie jest. To są wszystko moje domysły.
- Ciekaw jestem, czy zdecyduje się wejść na pokład statku - zastanawiał się
młodzieniec. - Może będzie wolał zostać tutaj.
- Nie sądzę - odparł Dziadek Mróz.
- Dlaczego?
- Gdybyśmy przenieśli się w czasy, kiedy byłem kaznodzieją, powiedziałbym, że
Zwięty Toczek - jego imię jeszcze to podkreśla - jest znakiem od Boga.
- Znakiem?
- Tak. Oznaczającym, że jesteś pod Jego ochroną. Gdyby nie zesłał tego niemego
zwierzęcia, leżałbyś martwy na hotelowej podłodze. Jednak tak się nie stało, zatem
Bóg ma inne plany wobec ciebie.
- Na przykład zabicie Markiza?
- Kto wie?
Lub spędzenie życia z Perłą z Marakaibo?
- Skoro jesteś kaznodzieją, powiedz mi, w jaki sposób dowiem się, że wykonałem
zadanie wyznaczone mi przez Boga?
- To proste. Kiedy już to uczynisz, twój mały przyjaciel przestanie cię ochraniać.
Jakby na znak, że tak się jeszcze nie stało, Zwięty Toczek zamruczał głośno i
wskoczył na ramię Nighthawka.
Rozdział 14
Jaszczur Malloy podniósł oczy znad pasjansa i zobaczył zbliżających się do niego
Nighthawka i Dziadka Mrożą.
- Witaj z powrotem - powiedział łuskowaty człowieczek. - Kim jest twój przyjaciel?
- Mów mi Kris - powiedział Dziadek Mróz.
Malloy zagapił się na Zwiętego Toczka.
- Wiesz, że lezie za tobą coś okrągłego i żółtego?
- Tak.
- Wydaje mi się, że to jest żywe, ale nie mogę dostrzec żadnych oczu czy uszu czy
czegoś w tym rodzaju.
- Tak, zgadza się, to coś jest żywe - odparł Nighthawk. - Gdzie jest Markiz?
- Jest już dość pózno - powiedział Malloy. - Myślę, że on i Perła poszli spać.
Twarz Nighthawka stężała na moment, ale się nie odezwał.
- Napiłbym się czegoś - powiedział Dziadek Mróz. - Nie masz nic przeciwko temu,
abyśmy do ciebie dołączyli?
- Zapytaj jego - odpowiedział Malloy. - On tu jest szefem.
- Siad - powiedział Nighthawk, biorąc krzesło i samemu siadając na nim. Zwięty
Toczek ćwierknął radośnie i wskoczył mu na ramię, gdzie usadowił się, wydając z
siebie serię poważnych mruknięć.
- Co to u licha jest? - zapytał Malloy.
- Po prostu pupilek.
- Wygląda na nieszkodliwego - podsunął Dziadek Mróz, powstrzymując uśmiech.
- Najzupełniej - potwierdził Nighthawk.
Malloy popatrzył na zwierzątko podejrzliwie, potem wzruszył ramionami.
- Kiedy możemy liczyć na spotkanie z Markizem? - zapytał Dziadek Mróz.
- Znasz go, Kris? - spytał Malloy.
- Słyszałem co nieco o nim - odparł Dziadek Mróz. - Chciałbym go poznać i coś mi
mówi, że z wzajemnością.
- Hm... Kiedy już jego pani jest w łóżku, on zwykle przychodzi tu na jednego
głębszego przed snem - poinformował Malloy. - Trzymajcie się tego miejsca, a
wcześniej czy pózniej spotkacie się.
- W porządku, jeśli o mnie chodzi - powiedział Dziadek Mróz.
- A od ciebie zapewne zażąda raportu - dodał Malloy, patrząc na Nighthawka. - Czy
wszystko poszło gładko?
- W pewnym sensie.
- Dostałeś forsę czy też zabiłeś go?
- Mam cały jego łup.
- A więc zabiłeś go?
- Nie.
Malloy wyglądał na całkowicie zbitego z tropu.
- Myślałem, że ten cały Dziadek Mróz to zły koleś w wielkim stylu. Jaki oszust da ci
swoją forsę, od tak?
- Taki, który chce dożyć jutra - odpowiedział Nighthawk.
- Tak się składa, że znam dobrze Dziadka Mrożą - odezwał się Dziadek Mróz. -
Gwarantuję, że zrobiłby wszystko, aby tylko uniknąć fizycznego kontaktu z obecnym
tu młodym człowiekiem. Czy na przykład z Markizem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •