[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jason czuł, jak narasta w nim złość. Mieli przed ze-
społem trzymać jeden front, tymczasem Shannon już na
pierwszym zebraniu pokazuje, że ma odrębne zdanie.
- Rozważymy to przed podjęciem ostatecznej decyzji.
Coś jeszcze?
Zebrani kręcili głowami, popatrując niepewnie na
Shannon.
- Dziękuję wszystkim. - Jason wstał, zebrał papiery
i wyszedł z sali konferencyjnej. - Możesz wejść do mnie
na chwilę, Shannon? - rzucił w przejściu.
- Idę teraz na lunch. Wpadnę pózniej - powiedziała,
unikając jego spojrzenia.
W sali zapadła absolutna cisza i Shannon wiedzia-
ła już, że zrobiła coś niebywałego. Czy nikt nigdy nie
sprzeciwia się wielkiemu bossowi? Zebrała swoje notat-
ki i podniosła się. Jason stał w drzwiach i patrzył na nią.
Minę miał bardzo ponurą. Wiedziała dlaczego, ale nie
zamierzała ustępować. Jeśli myślał, że będzie w firmie
figurantką, która tylko czeka, aż minie rok, to grubo się
mylił.
Ruszyła do wyjścia, czując na sobie spojrzenia pra-
S
R
cowników. Uśmiechnęła się uprzejmie i stanęła przed
tarasującym przejście Jasonem. Nie będzie przecież
przepychała się obok niego na siłę. Jeśli on się nie ruszy,
postoją tak sobie.
- To moment - zapewnił.
- W takim razie chodz ze mną na lunch. Ja stawiam.
O drugiej jestem umówiona na oglądanie tego mieszka-
nia na North Point.
Jason zacisnął szczęki, kiwnął głową i odmaszerował
do siebie. Czekała, że trzaśnie drzwiami, ale nawet ich
nie zamknął.
Shannon wróciła do swojego gabinetu. Zebranie mo-
głaby uznać za udane, gdyby nie starcie z Jasonem. Ziry-
tował ją. Naprawdę uważała, że opracowywanie własne-
go programu to poroniony pomysł. Wystarczyło wybrać
któryś z dostępnych na rynku i zamówić rozbudowaną
wersję specjalną, która odpowiadałaby ich potrzebom.
Alan na pewno by się z nią zgodził.
Surowo urządzony gabinet nie wpłynął na poprawę
nastroju. Jeśli miała tu pracować, powinna ożywić jakoś
wnętrze. Kupić kilka kwiatów, powiesić obrazy na ścia-
nach, położyć niewielki dywan na podłodze. Wtedy po-
czuje się tu u siebie. Będzie urzędowała w tym pokoju
przez najbliższy rok. Czy zdoła się zadomowić? Na ra-
zie odnosiła wrażenie, że stąpa po linie i w każdej chwili
może się jej omsknąć noga.
Nie tak wyobrażała sobie swoje życie!
Odłożyła notatki, wzięła torebkę, gotowa do wyjścia.
S
R
Nie miała pojęcia, gdzie zjedzą lunch, ale przecież znaj-
dą coś po drodze na North Point.
Jason dołączył do niej przy windzie.
- Podobno zaprosiłaś mnie na lunch - burknął.
- Nie odpowiedziałeś, więc pomyślałam, że nie
przyjąłeś
zaproszenia - powiedziała z rozkosznym uśmiechem.
- A ja pomyślałem, że wobec zespołu będziemy pre-
zentować jednolity front. Twoje zastrzeżenia w kwestii
oprogramowania nie były pozbawione racji, ale my już
to wszystko rozważyliśmy.
Widziała, że jest na nią naprawdę zły.
- Mogłeś się wstrzymać z poruszaniem tego tematu,
zanim nie porozmawiasz ze mną. Zaraz po przyjezdzie
powiedziałam ci, że jestem przeciwna tworzeniu nowe-
go oprogramowania.
- Mogłaś pojawić się u mnie o dziewiątej, jak się uma-
wialiśmy - odparował Jason, kiedy wsiedli do kabiny.
- Wyjaśniłbym ci sprawę. Rozważyliśmy wszystkie za
i przeciw. Niepotrzebnie marnowałaś czas.
- Nie przyszłam, bo uznałam, że powinnam przygoto-
wać się do zebrania. Nie wiedziałam, że poruszysz spra-
wę oprogramowania i że to takie pilne.
Jason chciał jej wyjaśnić, dlaczego zdecydował się na
zamówienie zupełnie nowego oprogramowania, ale ona
zachowała się tak, jakby była Alanem. Jeśli sądzi, że bę-
dzie miała głos decydujący w firmie, czeka ją gorzkie
rozczarowanie. Owszem, całkiem sprawnie prowadziła
biuro w Waszyngtonie, ale to nie czyniło z niej jeszcze
S
R
materiału na wspólniczkę. Co Alan właściwie sobie wy-
obrażał?
Ledwie sięgała Jasonowi do ramienia. Włosy miała
rozpuszczone - ciepły, miodowy brąz ze złotymi reflek-
sami. Granatowy kostium, który powinien nadawać jej
oficjalny wygląd, czynił ją jeszcze bardziej pociągającą.
Jason patrzył na zmieniające się cyfry na wyświet-
laczu windy. Czuł delikatny zapach, który przypomi-
nał mu dawne czasy, kiedy Shannon zaczynała praco-
wać w firmie. Miał wielką ochotę zaprosić ją na kolację,
ale nie wiedział, czy powinien umawiać się z podwład-
ną. Przeżył szok, gdy Alan mu powiedział, że spotyka
się z Shannon. Pluł sobie w brodę, że tak długo zwlekał
i pozwolił się ubiec przyjacielowi. Raz jeden Alan okazał
się większym ryzykantem od niego.
Kiedy winda zatrzymała się na parterze, Shannon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •