[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tkę i po chwili zrobił z niej całkiem zręczną strzałę.
Energicznym ruchem wyrzucił papierową konstrukcję
w powietrze. Strzała przeleciała przez pokój i trafiła
prosto w ogień na kominku, gdzie po kilku sekundach
zamieniła się w popiół.
- Harry! - oburzyÅ‚a siÄ™ Beatrice. - Nie dokoÅ„czy­
Å‚am czytania tego listu!
Harry zrobił zdumioną minę.
- WidziaÅ‚aÅ›, Beatrice? WidziaÅ‚aÅ›, jak prosto polecia­
Å‚a?
- Prosto do ognia - odrzekła Beatrice. - Jesteś hul-
tajem.
- Jak cudownie byÅ‚oby, gdyby czÅ‚owiek mógÅ‚ zbu­
dować maszynę latającą.
- Masz na myśli balon?
- Nie. - Harry trwał w zachwycie. - Balony latają
tylko tak, jak niesie je wiatr, w dodatku to bardzo nie­
zgrabne urządzenia. Mam na myśli maszynę poruszaną
energiÄ…, którÄ… czÅ‚owiek mógÅ‚by sterować i kontrolo­
wać. - ZwróciÅ‚ siÄ™ ku niej bardzo podekscytowany swo­
ją myślą. - Ostatnio kupiłem część biblioteki z majątku
pewnego czÅ‚owieka, który wiele podróżowaÅ‚. ByÅ‚ bar­
dzo wykształcony, znał dzieła starożytnych. Wśród jego
papierów znalazłem fragment pergaminu ze szkicem,
który wyglądał jak część projektu takiej maszyny. Nie
wiem, skąd pochodził ten pergamin ani kto zrobił na
nim kilka adnotacji, ale może to coÅ› byÅ‚oby jednak zdol­
ne wzlecieć w powietrze. Muszę niezwłocznie napisać
do pana Roade'a i wspomnieć mu o tym pomyśle.
- Latająca maszyna, Harry? - Beatrice spojrzała na
niego rozbawiona. - Czy to nie będzie niebezpieczne?
- TrochÄ™ mniej niż piec, który siÄ™ przegrzewa i wy­
bija dziury w ścianie kuchni - odrzekł Harry i pochylił
siÄ™, by jÄ… pocaÅ‚ować. - Tylko pomyÅ›l, ile zabawy bÄ™­
dziemy mieli z twoim ojcem, próbując się przekonać,
czy to coś naprawdę może latać.
Beatrice uśmiechnęła się, widząc jego entuzjazm.
Nie miaÅ‚a wÄ…tpliwoÅ›ci, że jest to pierwszy z dÅ‚ugiej se­
rii niedoszłych wynalazków, na które jej mąż i papa
stracÄ… mnóstwo czasu w najbliższej przyszÅ‚oÅ›ci. Dopó­
ki jednak obaj byli zadowoleni, nie miało to większego
znaczenia.
- Co więc zamierzasz? - spytał Harry. - Jeśli
o mnie chodzi, napiszÄ™ od razu do twojego ojca. Czy
długo będziesz wstawać, kochanie?
- Przyjdę do ciebie za pół godziny - obiecała. - Idz
teraz na dół i poczekaj, aż skończę czytać listy... te,
które jeszcze istnieją.
- Bardzo przepraszam, że wrzuciÅ‚em tamten do og­
nia - powiedział Harry i pocałował ją w rękę. - Czy mi
to wybaczysz?
- Już wybaczyłam - odrzekła i uśmiechnęła się, gdy
jeszcze raz pocałował ją w rękę, a potem podszedł do
drzwi. - Nie będziesz na mnie długo czekał.
Gdy drzwi za mężem się zamknęły, wzięła do ręki
pozostałe listy, nie otworzyła jednak ani jednego. Była
taka szczęśliwa... List od Ghislaine znów zwrócił jej
uwagÄ™ na lady Sywell. W swoim czasie nie znalezli gro­
bu tej młodej kobiety i tajemnica jej zniknięcia wciąż
pozostawała niewyjaśniona.
Co się z nią stało? Czy zabił ją jej nikczemny mąż,
czy też sama wyjechała z opactwa? Tego Beatrice nie
wiedziała. Była przekonana, że jeśli coś nowego wyszło
na jaw, przeczyta o tym w listach, ale ponieważ nie
mieszkała już w Abbot Giles, prawdę musiał odkryć kto
inny.
Pokręciła głową, odpędzając smutne myśli, a potem
zadzwoniÅ‚a na sÅ‚użącÄ…. ByÅ‚ czas, żeby siÄ™ ubrać i poje­
chać dokądś z ukochanym mężem!
koniec
jan+an [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •