[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczy! - Ręce zacisnęła mocno, aż do bólu, paznokcie wbiły się jej w dłonie. - Nigdy nie szpiegowałam ani ciebie, ani
Charlesa! Mam gdzieś to, że robisz z siebie skończoną idiotkę, zadając się z żonatym mężczyzną w imię wolnej miłości czy
jakiejś innej, pseudointelektualnej bzdury, którą akurat głosisz. Co mi do tego? Nie chcę mieć z tym nic wspólnego! I chyba
masz zle w głowie, jeśli myślisz, że Decima ściągnęła mnie tu, żebym was szpiegowała. Tak jest zajęta Danielem, że ma w
nosie to, co wyczyniasz z Charlesem za jej plecami - zaprosiła mnie, bym odciągnęła od niej Rohana. A jeśli ci się wydaje, że
mogłabym zainteresować się mężczyzną, który sypia z żoną gospodarza - albo z jakąkolwiek kobietą, która akurat jest pod
ręką - to bardzo się mylisz. Trzymaj sobie swego nadzwyczajnego brata! Wywiez go z Ruthven jak najdalej, bo żadnego z
was nie chcę nigdy więcej oglądać na oczy!
Rebecca uniosła się, policzki miała śmiertelnie blade, ruchy niepewne, a szeroko rozwarte ciemne oczy rzucały
złowrogie spojrzenie.
- To właśnie powiedział Charles - wyszeptała. I niespodziewanie zaczęła wrzeszczeć, twarz jej się wykrzywiła, a oczy
- 60 -
zwęziły się w szparki, miotając iskry gniewu: - Nienawidzę was wszystkich, słyszysz? Nienawidzę każdego z osobna!
Nienawidzę Decimy, ciebie, tego durnia Quista i Charlesa... Charlesa najbardziej ze wszystkich. Charlesa Manneringa,
szlachetnego, dystyngowanego, szanowanego profesora, kłamliwego, słabego, tchórzliwego sukinsyna, który powiedział mi,
że bardzo mu przykro - niezmiernie mu przykro - ale pomylił się i nie chce mnie więcej widzieć, bo już zrobiłam swoje.
Jakbym była jakąś dziwką albo postrzeloną studentką , która podrywa go w Oksfordzie.  Bardzo mi przykro skamle. Mój
Boże, już ja się postaram, żeby mu się zrobiło przykro. Pokażę mu, co to znaczy. Jeszcze...
Urwała.
Z tyłu za Rachel cicho zamknęły się drzwi.
- Wracaj do swego pokoju, Rebecco - powiedział spokojnie Daniel. - Pamiętaj, że wyjeżdżamy dopiero jutro.
Zapadło długie milczenie. Rebecca wpatrywała się w niego, a Rachel stwierdziła nagle, że musi usiąść. Daniel stał
nieruchomo. Po chwili wyciągnął rękę do siostry.
- Odprowadzę cię na górę.
- Dam sobie radę. - Z płaczem, ociężale przeszła obok Rachel i potykając się, podeszła do Daniela.
Otworzył jej drzwi.
- Zaraz idę na górę.
Nie odpowiedziała. Słyszeli jej spazmatyczne szlochy, gdy podążała korytarzem w kierunku schodów, po czym
Daniel zamknął drzwi i zapanowała cisza.
- Zdaje się, że popełniłem błąd - odezwał się po chwili.
Spojrzała nań nic nie rozumiejącym wzrokiem. Za oknem rozpętała się nawałnica, deszcz walił o szyby z niezwykłą
gwałtownością.
- yle cię oceniałem. - Podszedł do biurka i stanął tam nieruchomo, patrząc na nią. - Powiedziałaś Charlesowi o mnie i
o Decimie, tak?
Patrzyła nań oszołomiona; fascynował ją spokój mężczyzny, lecz przerażał gniew, który w nim wzbierał, choć potrafił
utrzymać go w ryzach.
- Nie - odparła nieswoim głosem - Rohan mu powiedział. Ja nie miałam z tym nic wspólnego. To Rohan.
- Rohan czy ty - cóż to za różnica. Dłuższy czas zastanawiałem się, dlaczego zaproszono cię do Ruthven, aż wreszcie
zrozumiałem, że to zagrywka Quista. Doszedł do wniosku, że możesz mu się przydać - i rzeczywiście tak się stało.
- Przydać się? - Była skołowana, zagubiona. - Nie rozumiem.
- Wiedziałaś przecież, że Quist oszalał na punkcie Decimy i że zrobi wszystko, by wbić klin między nią i każdego
mężczyznę, któremu może okazać zainteresowanie.
- Ależ ja...
- Nienawidził mnie od pierwszego wejrzenia, lecz nie mógł nic zrobić. Charlesa tak pochłaniało uczucie do Rebecci,
że w ogóle go nie interesowało, co jego żona wyprawia ze mną. A zatem Quist ubzdurał sobie, że dobrze byłoby zaprosić
kogoś z zewnątrz, kogo można by tak ustawiać, żeby każdego z naszej czwórki napuszczał wzajem nie na siebie, aby w
końcu Charles pogodził się z Decimą, a mnie i Rebeccę stąd wyrzucił. Co też się i stało.
- Ależ to nieprawda - zawołała Rachel, usiłując wyplątać się z sieci, która ciasno ją omotała. - To Decima mnie
zaprosiła - Rohan nie ma z tym nic wspólnego! Nic!
To Decima, Decima, Decima! Nie możesz tego zrozumieć?
- 61 -
A Rohan wcale nie oszalał na jej punkcie - to ty tak straciłeś dla niej głowę, że wymyślasz jakieś zupełnie nie słychane
intrygi.
- A więc jesteś zazdrosna - rzekł. - Tak też myślałem.
Powiedziałaś Charlesowi, że Decima ma ze mną romans, a Quist poparł cię na całej linii. Charles ma słaby charakter i
jest łatwowierny, toteż bez trudu przekonaliście go, że nie odzyska spokoju ducha, póki nas stąd nie wyprosi.
- Ależ to nieprawda - nieprawda!
- Nienawidzisz Decimy jak zarazy, co? Najchętniej widziałabyś ją w trumnie!
- Nie, nie, ja wcale taka nie jestem...
- Twoja zazdrość jest bezsensowna. Decima nie jest moją kochanką i nigdy nią nie była... Co innego mówiłem
Charlesowi wczorajszej nocy, ale kłamałem, bo chciałem nim wstrząsnąć... Jest tak cholernie zarozumiały, tak pioruńsko
pewny siebie, tak bezwzględnie przekonany, że żona nigdy go nie zdradzi. Wiedziałem, że postanowił się nas pozbyć, więc
nieważne, co powiem, ani jak głęboko go zranię, bylebym tylko ściągnął go z tego śmiesznego piedestaliku, na którym sam
się ustawił. Nie mogę już patrzeć, jak wykorzystuje moją siostrę. I jakże ten zadufek się zgrywa! Aż obrzydzenie bierze.
- Nienawidzisz go, bo jest mężem Decimy!
- A co mnie obchodzi Decima! Chcę się trzymać od niej jak najdalej - jest niebezpieczna, zagraża moim planom na
przyszłość. Jeśli napuści Charlesa, by się na mnie zemścił, wykorzystując swoje wpływy...
- Nie wierzę ci - powiedziała Rachel, a głos jej nie brzmiał już spokojnie. - Miałeś romans z Decimą, a teraz
podejrzewasz, że od ciebie woli Rohana - albo nawet Charlesa. Jeszcze ci się nie zdarzyło, by kobieta straciła
zainteresowanie tobą, zanim ty się nią znudziłeś, więc musisz się uciekać do obłędnych wyskoków wyobrazni...
- Sama nie wiesz, co mówisz.
- Nie wierzę po prostu, że nie miałeś romansu z Decimą!
- Nie obchodzi mnie, w co wierzysz! Bo niby dlaczego? Cóż ty dla mnie znaczysz? Z początku myślałem, że jesteś
inna, ale teraz widzę, że jesteś taka sama jak tysiące innych kobiet: małostkowa i zazdrosna! Idz do diabła! Wracaj do swego
niby-platonicznego przyjaciela i wyładuj swoją głupią, kołtuńską zazdrość na jego obsesji wobec Decimy Mannering, bo, jak
Boga kocham, nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
I odszedł równie cicho, jak się pojawił. Słychać było tylko deszcz walący o okna i skowyt wichru w oddali.
Wróciła do pokoju i już stamtąd nie wyszła. Zamknęła drzwi, a z braku klucza zastawiła je krzesłem, po czym
zaciągnęła zasłony, by odgrodzić się od wściekłego łomotu deszczu i wiatru oraz ponurego widoku nagich gór za oknem. A
potem, w chłodnym półmroku, położyła się na łóżku i płakała, aż rozbolało ją gardło, a oczy tak zapuchły, że ledwo je mogła
otworzyć. Mokra od łez twarz była rozpalona, lecz po pewnym czasie Rachel poczuła chłód i zatęskniła za żarem kominka.
Wstała i pochyliła się nad paleniskiem, lecz znalazła w nim tylko popiół, a w stojącym obok wiadrze leżało zaledwie
parę szczapek drewna. Drżąc rozsunęła zasłony i suchymi oczyma wyjrzała przez okno. Przestało padać.
Nawałnica ustała, lecz góry zasnuwała mgła, a znad morza dochodził szum wichru.
Znowu zadrżała. Może w pokoju Decimy znajdzie więcej opału, a także zapałki. Zaczęła się zastanawiać, czy Decima [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •