[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatarła złe wspomnienia.
Odetchnęła. Przeniknął jej sekret, ale się z niej nie nabijał. W jego głosie
nie było pogardy, jedynie rzeczowość. Poczuła się pewniej.
- To chyba nie jest coś, co się nigdy nie zdarza.
Logan uśmiechnął się lekko. Czarował ją tym uśmiechem. W życiu
takiego nie widziała. Jednak od razu popsuł wrażenie, mówiąc:
- Ale nie w naszych stronach. Trzeba to będzie szybko naprawić.
A już myślała, że wcale nie jest bezlitosnym, zimnym potworem!
Uśmiechnęła się blado.
- Tak? Naprawdę jestem pod wrażeniem. Wystarczy wyznaczyć cel i
zaraz problem znika.
- Owszem. Jutro po śniadaniu będziemy mieć sprawę z głowy.
Czy tylko się z nią droczy, czy chce ją sprowokować? Po jego
wcześniejszym zachowaniu nie miała ochoty na dalsze zagrywki.
- Nie pociąga mnie jazda konna - ucięła. - A biorąc pod uwagę spis
powinności przyszłej małżonki, raczej nie będę miała na to czasu.
- Jeśli zostaniesz moją żoną, to czas się znajdzie. Popatrzyła na niego
badawczo. Wydawał się
rozluzniony. I wyjątkowo przystojny. Jak jeszcze nigdy przedtem.
Trudno ocenić, czy mówił poważnie. Może tylko bawił się jej kosztem. W
porządku, więc i ona nie odmówi sobie tego samego.
- Naprawdę? W zamówieniu na żonę nic o tym nie było. Wypełnił pan
wszystkie rubryki, więc obawiam się, że ten dodatkowy wymóg może nie
zostać uwzględniony. Jutro rano to zbyt szybki termin, nawet przy przesyłce
kurierem.
- Ma paru cięty języczek, Claire - rzekł spokojnie, wcale nie z przyganą.
- Wszyscy mamy swoje mocne strony - skwitowała, składając ręce.
Ten gest jakoś na niego podziałał, bo niespodziewanie ujął jej dłonie i
postąpił pół kroku bliżej. Claire szarpnęła się w tył, jednak nie zwolnił
uścisku. Popatrzyła na ich ręce i odwróciła wzrok.
Powietrze w pokoju zdawało się gęstnieć z każdą sekundą. Cisza
wibrowała. Claire czuła szorstkość jego dużych, mocnych dłoni. Robiło się
jej gorąco, a nogi rozkosznie się uginały. Elektryzował ją.
- Claire, nie oczekuję rzeczy niemożliwych - odezwał się cicho i
jednocześnie stanowczo. - Jeśli chcę coś mieć, to mam.
W innej sytuacji dałaby się sprowokować. Ale nie teraz. Na pewno nie
wyzna mu swojej słabości. Tacy jak on nie mają skrupułów, by potem to
wykorzystać.
RS
38
Popatrzyła mu prosto w oczy.
- To zrozumiałe, że wyznacza pan sobie cele i osiąga je. Podobnie jak
inni. - Uniosła lekko brwi. - A skoro mówimy o innych... co ja będę miała z
tego małżeństwa poza możliwością wychowywania Cody'ego? Pomijając
wspomniane już wymagania i rozkazy.
- Nie jestem niewdzięcznikiem.
Spróbowała oswobodzić dłonie. Zrobiła krok do tyłu.
- To mi powinno wystarczyć za odpowiedz w sprawie szczegółów -
zadrwiła. Nagle spostrzegła, że to nie on, lecz ona trzyma jego palce. Zła na
siebie, puściła je raptownie.
Logan nadal przyglądał się jej uważnie.
- Brak zmartwień finansowych, piękny dom, własne dzieci...
- Nie podnieca mnie perspektywa wspólnych dzieci z apodyktycznym
tyran...
Nie dał jej dokończyć. Ujął w obie ręce jej dłonie, przyciągnął ją do
siebie i nim się spostrzegła, objął ją w talii.
- Za dużo mówisz, skarbie - powiedział, pochylając się ku niej.
Była tak zszokowana, że nie zdążyła się cofnąć czy choćby odwrócić
głowy. Mocny dotyk jego ust zaskoczył ją. Podobnie jak jej spontaniczna
reakcja.
Nikt jej tak dotąd nie całował. To nie był delikatny, subtelny pocałunek,
łagodna pieszczota, ale nieokiełznana dzikość, przejmująca do głębi i
zniewalająca. Chyba tylko on jeden potrafił tak całować. I wyzwalać w niej
podobne szaleństwo, budzić odwieczną, głęboko skrytą kobiecość,
instynkty, których istnienia nawet nie przeczuwała.
Oszołomiona i odurzona, dopiero po chwili zrozumiała, że ten cichy,
pełen skargi jęk wydał nikt inny, tylko ona sama. Stało się to, gdy Logan
odsunął od niej usta.
- Teraz pozostaje mam już tylko odbyć ceremonię -jak przez mgłę
usłyszała jego głos. - Jutro polecimy do Las Vegas. Albo do Reno.
Była zła na siebie, za pózno się opamiętała. Co on sobie teraz pomyśli?
Co on o niej pomyśli? Próbowała opanować emocje.
- Ja... jeszcze nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę - wyszeptała
chrapliwym, zmienionym głosem. Wciąż miała mętlik w głowie. I nie była
do końca pewna, czy zgodziła się za niego wyjść, czy może jeszcze nie. Co
się z nią dzieje, że jest taka nieprzytomna?
Logan zaśmiał się cicho. Od tego śmiechu znowu poczuła rozkoszne
dreszcze.
- Twoje ciało już to zrobiło. Więcej nie trzeba.
RS
39
Poczuła, że policzki jej płoną. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nadal
stoi przytulona do niego. To ją otrzezwiło. Cofnęła się.
- Przynajmniej jedno z nas nie jest zimne i bezduszne
- powiedziała zdyszanym głosem i popatrzyła w jego czarne oczy. Do
diabla, czemu on jest taki przystojny? - A jutro to jeszcze za wcześnie.
Widziała po jego oczach, że to wymowne określenie nie bardzo
przypadło mu do gustu.
- Nie ma na co czekać.
Pochmurniał z każdą chwilą. Ale nie ugnie się przed nim.
- Muszę mieć pisemne zobowiązanie o prawie do adopcji. Chcę też
skontaktować się z innym prawnikiem, nie z tym, który reprezentował mnie
w sądzie. To wszystko trochę potrwa.
Puścił ją i podszedł do biurka. Dopiero teraz mogła odetchnąć głęboko.
Obserwowała, jak otwiera szufladę, wyjmuje jakieś papiery i kładzie je
na blacie.
Umowa przedślubna. Nawet nie była zdziwiona. Przygotował się, by
odciąć jej drogę ucieczki. Uważnie przejrzała dokument. To jedyna pewna
gwarancja, że Cody zostanie oficjalnie uznany jej dzieckiem.
Złość i niechęć w stosunku do Logana zaczęły opadać. Popatrzyła na
niego. Znowu stał się posępny. Jego urok prysnął.
- Tu nie jest powiedziane, kiedy mogę zacząć starania o adopcję -
zauważyła.
- Nie ma takiej potrzeby.
Spochmurniał jeszcze bardziej. Claire intuicyjnie wyczuła, że ta umowa
budziła w nim wewnętrzne opory, dlatego tym bardziej unikał ustalenia
precyzyjnych terminów. O co chodzi?
- Według mnie, jest. Muszę znalezć prawnika, który będzie
reprezentować moje interesy. Poza tym mogą pojawić się jeszcze inne
sprawy, które chciałabym uwzględnić w umowie.
Patrzył na nią z kamienną twarzą.
- W umowie przedślubnej wystarczy tylko jedno zobowiązanie. Prawo do
adopcji Cody'ego. Na zgodzę się na nic więcej.
Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Logan nie pójdzie na żadne
ustępstwa, to jasne, a ona nie zostawi Cody'ego, oboje to wiedzą. Dlatego
jest taki pewny swego. Czy nie pomyślał, czym to się skończy, gdy ona
zdobędzie prawa do dziecka?
A może kryje coś w zanadrzu? Coś, co pozwoli mu nadal trzymać ją w
szachu?
RS
40
Nie przychodziło jej do głowy, jak mógłby ją przekonać. Z pewnością
nie zamierzał nagle przeobrazić się w szlachetnego rycerza.
Poważnie skinęła głową.
- Wygrał pan, panie Pierce. Mam nadzieję, że będzie pan zadowolony z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •