[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nią zamartwiali ale mimo to nie zeszła w dolinę. I miała nadzieję że nikt nie wdrapie się na
górę. Zwłaszcza William. W tej chwili musiała pomyśleć.
Ale był jeden szkopuł nie mogła się do tego zmusić. W głowie słyszała zbyt wiele
głosów Głos Williama przejęty i naglący. Głos Charleya mówiący. A jakie to będzie miało
85
znaczenie za sto lat! Głos Arnolda i głos Terri. Jakże głos Terri huczał w głowie Jackie!
Ale przede wszystkim słyszała swój głos. „On będzie chciał młodszej kobiety.
Zasługuje na lepszy los. Zasługuje na kobietę, która urodzi mu dzieciaków na pęczki."
- Przestań! - krzyknęła, zasłaniając uszy rękoma. Dlaczego nie mogła usłyszeć tego, co
mówiła Terri? Taka była wtedy mądra, taka bardzo mądra. Mówiła same słuszne rzeczy.
Więc dlaczego w nie nie wierzyła?
Było późne popołudnie i Jackie miała zawroty głowy z głodu. Wiedziała że powinna
zejść w dół, ale wciąż tkwiła na miejscu. Nadal nie podjęła decyzji.
Kiedy usłyszała wyraźne odgłosy kogoś wspinającego się na szczyt starym szlakiem
kozic była pewna, że to kroki Williama. Zacisnęła szczęki skrzyżowała ramiona na piersi i
szykowała się do rozmowy. Ciekawe co takiego zamierza wygłosić.
Ku swemu bezbrzeżnemu zdumieniu zobaczyła nie Williama, ale jego łagodną,
pulchną matkę, Nellie, pokonującą z trudem wzniesienie. Na jej ramieniu zwisał wielki,
ciężki kosz piknikowy.
Jackie kilka chwil nie mogła wyjść ze zdumienia. Przez sekundę myślała nawet że ma
halucynacje.
Ale słowa Nellie otrzeźwiły ją.
- To na pewno atak serca - rzekła starsza pani, uśmiechając się słabo. I powoli osunęła
się na ziemię.
12
To nie był atak serca. Nellie po prostu nie nawykła do wspinaczki i wysiłek w
połączeniu z wysokością sprawił, że poczuła się, jakby była w obliczu śmierci. Przez kilka
chwil opieka nad Nellie tak pochłonęła Jackie, że zapomniała o sobie, ale niebawem zasiadły
w cieniu skrzydła samolotu i posilały się, czerpiąc z niebywałego zasobu wiktuałów, jaki
Nellie wtaszczyła na górę.
Jackie cierpliwie czekała na początek kazania, lecz Nellie nie mówiła nic o Williamie
ani w ogóle o nich. Wymieniała uwagi o pogodzie i o tym, że maszyna Jackie wisi prawie na
skraju urwiska, i nie zahaczyła o żaden ważny temat.
Wreszcie Jackie nie mogła znieść oczekiwania na początek kazania.
-Myśli pani, że jestem głupia?
Bezpośredniość Jackie nie wytrąciła Nellie z równowagi.
-Nie, złotko, myślę sobie, że jesteś jedną z najwspanialszych
młodych kobiet, jakie w życiu poznałam.
Jackie za całą odpowiedź parsknęła.
Nellie zdawała się nie zauważać tej reakcji. Zmieniła temat.
-Dlaczego nie wystartujesz w Taggie?
Jackie uśmiechnęła się. Mogła odmówić odpowiedzi Williamowi, ale nie jego matce.
- Nie odpowiada mi rola sławnej postaci i nie znoszę latania według przyrządów A
tak lata się dzisiaj. Do tego nie trzeba talentu, wystarczy skończyć matematykę. Jeszcze kilka
lat i tacy jak William będą lepszym pilotami ode mnie. Ta niewinna próżność wzbudziła
uśmiech Nellie.
-Czemu nie chcesz wyjść za mojego syna?
Zaczęło się, pomyślała Jackie
-Jest wiele przyczyn. Po pierwsze on zasługuje na lepszy los.Dochodzi moja próżność.
Nie podobają mi się plotki i całe to gadanie.
Nellie roześmiała się.
-Doprawdy, wsadziliście kij w mrowisko. Mój biedny mąż nie może przejść ulicą by
ktoś nie opowiedział mu ostatniej plotki o niezamężnej parze przyłapanej w łóżku.
86
Wywołaliście skandal na całe Chandler. Jestem przekonana, że w miasteczku pierwsi
zaczęliście sypiać przed ślubem.
Jackie poczerwieniała ze wstydu i wbiła wzrok w ziemię.
-Wiesz, co teraz mówią? Że może coś było między wami w dzieciństwie.
Jackie zamrugała kilkakrotnie na te słowa.
- Co???
- Tak. Pani Beasley twierdzi, że stosunki łączące przez wszystkie te lata ciebie i mojego
syna nie były normalne.
Jackie chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Wybuchnęła śmiechem.
- Przecież William był dzieckiem! I utrapieniem. Koszmarnym utrapieniem. Robiłam
wszystko, aby się go pozbyć. Trudno wyobrazić sobie coś naturalniejszego
- Nie wiem, czy naprawdę go unikałaś. Zdaje mi się że byliście nierozłączni. Pamiętam,
że nieustannie kładłaś mu do głowy, żeby ci dał spokój, ale kiedy zostawał w domu zawsze
po niego przychodziłaś.
- Nic takiego nie robiłam - odparła z oburzeniem Jackie.
- A kiedy miał grypę? Co wtedy? Zachodziłaś codziennie.
- Martwiłam się o całą pani rodzinę.
-
Tylko William był chory.
Jackie wzięła do ręki patyk i zaczęła rysować kółka na wychniętej ziemi.
- Był tylko dzieckiem Nadal nim jest. Jak zawsze.
- Wcale tak nie uważałaś. Pytałaś go o radę w każdej sprawie. Zawsze lubiłaś przygody
ale zanim na cokolwiek się odważyłaś, pytałaś Williama czy uważa to za właściwe.
- Właśnie że nie pytałam - odezwała się Jackie tonem małej dziewczynki.
Nellie zamilkła na chwilę.
- Czy wiesz że po twoim wyjeździe z Chandler William nie odzywał się przez
miesiąc? Nie przemówił słowa, niewiele jadł. Wieczorami musiałam brać go w ramiona i
kołysać do snu. Bałam się że stracił chęć do życia
- Ja wtedy wcale o nim nie myślałam. - Jackie przetarła dłonią oczy. - A teraz myślę
tylko o nim. Nie wiem, co mam robić. William chce się ze mną ożenić. Ale dzielą nas...
różnice. Ludzie...
- Niech szlag trafi ludzi! - powiedziała Nellie.
Nic nigdy nie zaskoczyło bardziej Jackie, niż to, co usłyszała teraz z ust matki
Williama. Nellie Montgomery była najspokojniejszą najłagodniejszą najłatwiejszą we
współżyciu osobą na świecie. Nic nigdy nie potrafiło wyprowadzić jej z równowagi włącznie
z tuzinem własnych dzieci plączących się pod nogami, nawet gdyby troje z nich broczyło przy
tym krwią. Nellie była wymarzoną towarzyszką na czas niedoli. Potrafiłaby zachować spokój
pod ogniem karabinów.
A teraz klęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •