[ Pobierz całość w formacie PDF ]

komputerowego połączenia. Razem z Caitlin mijali pracownię chemiczną w drodze na
konferencję prasową Seana McArdle.
Naprzeciw czterech komputerowych siedzeń znajdowała się niewielka, ale
niesłychanie kosztowna konsola. Sandy włożył do niej szkolny infozbiór, inicjując opcję
niezależnego korzystania. Potem sięgnął do kieszeni i wyjął z niej drugi infozbiór. Ten był
ozdobiony starą flagą Konfederatów, w gwiazdy i paski.
- Czego się spodziewać po ekipie pod nazwą Ochotnicy z Wirginii? - powiedział
Sandy z szerokim uśmiechem. - Jasne, że wcielili się w rebeliantów!
- Chyba nie puścisz całej bitwy, co Sandy? - spytał Matt, kiedy kolega podszedł do
konsoli, żeby włożyć infozbiór z symulacją. - Sam ostrzał artyleryjski trwał dwie godziny.
Sandy pokręcił głową przecząco. - Nie mamy na to czasu. Symulacja aktywuje się od
momentu, kiedy Konfederaci zaczynają strzelać z karabinów i rozpoczynają ostateczny atak. -
Wskazał na komputerowy fotel. - Podłącz się, jestem już prawie gotowy.
Matt usiadł, Sandy też. - Komputer, załaduj symulację Gettysburg od punktu dwa-
dwa-siedem.
Matt oparł się na fotelu i poczekał, aż receptory dostroją się do jego implantów.
Poczuł lekką dezorientację, ale nie tak wyraźną jak buczenie w mózgu, które zawsze
pojawiało się, kiedy podłączał się do komputera w domu.
To cecha wyjątkowo drogiego systemu, pomyślał. Słyszał, że najlepsze systemy w
ogóle nie powodują sensacji zmysłowych. Po prostu przenosisz się do symulacji.
Zamknął oczy i znalazł się na porośniętym trawą zboczu wzgórza, idealnym na piknik
- gdyby nie fakt, że przeszła po nim nawała ognia artyleryjskiego. Niektóre drzewa miały
połamane gałęzie, inne potrzaskane pnie od pocisków. Przed skalną ścianą stał rząd
starodawnych armat. Broń też była poniszczona. Kilka ciężkich luf armat odpadło od
drewnianych lawet.
Matt przełknął z trudem ślinę na widok nieruchomych, zakrwawionych ciał
kanonierów, leżących obok zniszczonych dział.
O rany, pomyślał, nie opuszczają w tych rekonstrukcjach żadnych szczegółów.
Do tego obrazka nie pasowało tylko jedno: był wciąż tylko obrazkiem, niewiarygodnie
realistycznym, ale zupełnie nieruchomym.
Piechota zastygła schowana w kucki za skalną ścianą. Odziani w niebieskie mundury
żołnierze nawet nie oddychali.
- Powiedz, jak będziesz gotowy. - Matt usłyszał głos Sandy’go.
Matt odwrócił się i poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. Długi, nieregularny
szereg mężczyzn w szarych i brązowawych mundurach, wspinający się po wzgórzu, zastygł w
pół kroku. Przypomniało mu się to, co czytał o bitwie. Linia frontu była długa na półtora
kilometra, a składała się z półtora tysiąca żołnierzy. Teraz po półkilometrowym marszu pod
śmiertelnym ostrzałem było ich już wielokrotnie mniej. Wyglądali ponuro i byli lekko
zgarbieni, jakby szli pod silny wiatr. Większość z nich celowała z karabinów.
- Teraz wiem już, jak się czuje kaczka na strzelnicy - zażartował Matt. - Naprawdę
uważam, że powinniśmy oglądać to zza linii Unionistów. - Pokazał na tysiące karabinów. -
Obawiam się, że za chwilę zrobi się tu piekielnie głośno.
- Rób, jak uważasz - powiedział Sandy, przechodząc pomiędzy linią żołnierzy. -
Gdzieś tutaj powinien być Armistead, bo on dowodzi lewym skrzydłem.
Kiedy dotarli do miejsca, które wyglądało na dobry punkt obserwacyjny, Sandy zatkał
uszy dłońmi i krzyknął: - Wykonać! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •