[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kapłana. Drobne szczegóły, nieuchwytne dla gawiedzi oszołomionej atmosferą
świątyni i dymem kadzidlanej mieszanki odpowiednio dobranych i
spreparowanych ziół, nie uszły wprawnemu oku lorda. Ciemność wciąż okrywała
przyszłość, co nie było pomyślną wróżbą.
Na drodze znów pojawił się łącznik. Pochylony nisko nad grzbietem czarnego
jak smoła kiseta mknął w kierunku dworskiego taboru. Widać było, jak płazem
miecza pogania zwierzę do jeszcze szybszego biegu, choć rumak pędził ostatkiem
sił. Coś musiało się stać, ten pośpiech nie był naturalny. Asti spiął kiseta i skoczył
mu naprzeciw.
Posłaniec zdarł wodze. Wierzchowiec przysiadł na zadzie. Z jego pyska sączyła
się strużka krwawej śliny.
 Są, panie!  wydyszal jezdziec.
 Kto?  Asti podjechał bliżej.
 Duży oddział Minnów, wspomagany ghotami!
 Jaśniej! Ilu?
 Według wstępnego szacunku około czterech tysięcy valów i pięć sotni
ghotów.
 Gdzie?
 Dwa dni jazdy przed czołem armii. Leżą obozem w pobliżu osady Tigge.
 Wiedzą o nas?
 Złapaliśmy Minna. Mówi, że dotarły do nich wieści o wymarszu wojska, lecz
nie wiedzą, jak daleko jesteśmy. Rozesłali czujki, ten schwytany był jedną z nich.
 Wobec tego musimy działać szybko  Asti skinął na dowódcę książęcej
gwardii.  Jedz do księcia. Zdaj mu relację z tego, co słyszałeś, i powiedz, że
obejmuję dowództwo armii.
 Tak, panie  oficer zawrócił kiseta.
 Czy wiadomo, kto dowodzi Minnami?  Asti ponownie zwrócił się do
posłańca.
 Lord Gebron, panie.
 Dobrze. Dołącz do orszaku. Gdy odpoczniesz, wrócisz do pułku. Ostatnie
słowa Asti rzucił już w galopie. Za nim jak cienie skoczyli dwaj adiutanci i po
chwili cała trójka zanurzyła się w pylistym obłoku.
Niski, garbaty oficer w randze pułkownika wyjechał im naprzeciw. Był to
Toemih, dowódca awangardy.
 Witaj, szlachetny Asti. Czy mój wysłannik dotarł do ciebie?
 Tak. Jakie pułki szły za tobą?
 Jako pierwszy lorda Envi, potem czarno-żółty, lekki z Vinv, książęcy Rotha...
 Wystarczy. Wyślij gońców do ich dowódców. Niech podciągną z wojskiem
do straży przedniej. W południe chcę ich mieć na naradzie. To wszystko.
O wyznaczonym czasie zjawili się w komplecie. Patrzył po ich twarzach i nagle
poczuł się stary. Ta starość malowała się w rysach wojowników  jego towarzyszy
broni od czasu, gdy zdołał unieść w ręce miecz. Oto Envi, bohater z pól Cobi, jego
pułk wsławił się osłoną odwrotu spod straconej twierdzy; Oteiron, dowódca
strasznego pułku, którego barwy wywoływały u wrogów trwałąniechęć do czerni i
żółci; pułkownik lekkiej chorągwi z marchii Vinv, Griss, obok barona Envi
najsłynniejszy mistrz wojny podjazdowej, i wreszcie lord Ulloth, chyba najbardziej
palący się do walki, bowiem nad jego rodem, gałęzią czerwonych władców,
zawisła hańba wyklętego Ivirotha. Największym sentymentem Asti darzył
chorągiew Oteirona, w niej bowiem stawiał pierwsze żołnierskie kroki, zanim stał
się godzien zaszczytu wstąpienia w szeregi rodowego pułku. Oteiron był jego
rówieśnikiem. Razem zaczęli służbę, obok siebie toczyli pierwsze bitwy. Potem ich
drogi rozeszły się. Asti z racji urodzenia awansował na oficera pułku z
wizerunkiem Jasti na proporcu, Oteiron pozostał wierny czarno-żółtym barwom.
Ich wzajemny stosunek był zawsze bardzo bliski przyjazni.
Otrząsnął się ze wspomnień. Nie było czasu na sentymenty, należało działać.
 Wiecie, po co was wezwałem  powiedział.  Przedstawię mój plan, a potem
wysłucham waszych opinii.
Czekali, milcząc. Pięciu starców, którym nigdy nie były dane beztroska
młodość i spokojny wiek dojrzały. Obserwował ich jeszcze chwilę i zaczął:
 Cztery pułki Minnów leżą tu  Asti końcem miecza narysował punkt na
piasku.  Spróbujemy wyciągnąć ich z obozu. Jako przynęta pójdzie ze swą
chorągwią lord Griss. Gebron jest łasy na łatwe zwycięstwa, powinien nabrać się
na samotny pułk. Liczę, że rzuci przeciw wam ghoty i ze dwa tysiące valów. Wtedy
Grissowi pomoże Toemih, który uprzednio zajmie pozycje tutaj  kreślił linie na
zaimprowizowanej mapie.  Siły powinny być wyrównane, aby Minnowie z obozu
byli zmuszeni ruszyć w sukurs swym ziomkom. Podkreślam: nie wolno wam
uzyskać dużej przewagi, by nie przyszła im do głowy myśl o wycofaniu się. Czy to
jest zrozumiałe?
Obaj pułkownicy skinęli głowami.
 Gdy Minnowie opuszczą obóz  ciągnął Asti  uderzymy z obu skrzydeł 
szpic miecza kreślił plan.  Lord Ulloth od północy, Envi z południa. Czarno-żółty
przetnie drogę odwrotu do taboru. Atak na tyły będzie ostatnim w kolejności i musi
odbyć się w dokładnie określonym momencie. Dlatego ja pójdę z Oteironem i sam
go poprowadzę. To wszystko. Czekam na pytania.
Odezwał się Envi:
 Co będzie, jeżeli Minnowie zostawią część wojska w obozie? Będziesz ich
miał za plecami.
 Jeśli nawet tak będzie, po waszym uderzeniu odwód albo przyjdzie z pomocą
głównym siłom, albo wycofa się. Nie zaatakujemy, zanim wszystkie siły Minnów
nie będą zaangażowane w walce. Jeśli odwód się wycofa, uderzymy na nich, wam
pozostawiając resztę. Być może wystarczy rzucić przeciw uciekającym tylko część
pułku. Zdecyduję w trakcie bitwy.
 Co z jeńcami?  zapytał Toemih.
Asti zastanowił się. Nie, to zbyt opózni przemarsz armii.
 Brać tylko wyższych oficerów  odpowiedział zimno. Dalszych pytań nie
było.
*
Długi rząd jezdzców wyłonił się z zagajnika. Wyjechali na grzbiet wzgórza i
zatrzymali się. Widocznie zmęczeni drogą zamierzali rozłożyć się tu obozem, bo
niektórzy już zsiadali z wierzchowców i wyciągali z troków sakwy z prowiantem.
Tak to musiał zrozumieć przycupnięty w krzakach brodaty val, bo obserwował
pułk jeszcze przez jakiś czas, po czym ostrożnie opuścił schronienie i, kryjąc się w
trawie, popędził w step.
Rycerze lekkiego pułku z Vinv krzątali się na wzgórzu, pozorując zakładanie
biwaku. Spojrzenia biegły ku zachodowi, skąd spodziewali się nieprzyjaciela. Ich
dowódca nie zsiadł z wierzchowca. Bacznie lustrował okolicę, przyglądał się
wojownikom, pilnując, by w odgrywanej farsie nie posunęli się za daleko. Muszą
być gotowi do natychmiastowego działania, inaczej plan Astiego mógłby zostać
zniweczony.
Ze szczytu sąsiedniego pagórka poderwał się ptak. Skrzecząc przenikliwie
krążył nad wzgórzem, to opadając tuż nad trawę, to znów wzbijając się. Griss z
napięciem popatrzył w jego stronę. Tak, nie mylił się. Ptaka spłoszyło coś, co
pełzło teraz ku nim wśród wysokiego łanu, zakłócając łagodne falowanie traw
nieznaczną kontrfalą. Zmierzył wzrokiem jej długość. Opasywała miejsce ich
postoju szerokim łukiem, którego końce coraz wyrazniej zaginały się ku sobie.
Nadszedł czas. Wykonał nieznaczny ruch dłonią. Na ten sygnał wojownicy,
snujący się dotąd leniwie, powoli skierowali się do swych wierzchowców. Po
chwili stali z jedną nogą w strzemieniu i czekali na znak dowódcy.
Fala rozkołysanych traw zsunęła się w dolinkę między wzgórzami. W
powietrzu zadzwięczał chrapliwy wrzask i nagle step ożył. Półkolem ruszyła na
Iserów lawa czarnych sylwetek. Ghoty, rycząc i wymachując bronią, z olbrzymią
szybkością wspinały się pod górę. Griss uniósł się w siodle. Jego sygnałówka
wydała przenikliwy świst.
W jednej chwili zdawałoby się bezładnie rozrzuceni na wzniesieniu żołnierze
znalezli się na grzbietach rumaków i stanęli w szyku bojowym. Na ten widok ghoty
jakby zawahały się. Ich impet nieco zmalał, a dowódcy sotni poczęli spoglądać za
siebie. Widocznie stwory zdały sobie sprawę, że stanowią zbyt małą siłę przeciw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •