[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po pierwsze, powinienem napisać, że załączam czek,
płatny w moim banku w Londynie, opiewający na sumę
pięciu funtów, które pożyczyłeś mojej córce, a które pokryły
koszty jej podróży na Barbados. Była przejęta tą sprawą i
nalegała, żebym jak najszybciej oddał ci pieniądze, przyznała
bowiem, że uzyskała pożyczkę, nie podając właściwie
prawdziwych powodów, dla których o nią prosiła. Ufa jednak,
że jej wybaczycie.
Po drugie, muszę przyznać się do błędu, jaki popełniłem,
nie słuchając waszych rad w sprawie tej skandalicznej szkoły
madame Dubois. Pan i pani Blair, którzy, jak zapewne
pamiętasz, gorąco polecali mi jej seminarium, zmartwili się
ogromnie, dowiedziawszy się prawdy. Zastanawiają się teraz,
jak mogli dać się do tego stopnia zwieść pozorom.
Choć wiedziałem, że Sophy nie cierpi tej szkoły, co z
punktu widzenia mojej córki wydawało mi się całkiem
naturalne, nie miałem najmniejszego pojęcia, że w
seminarium zle się dzieje. %7łe w domu jest zimno,
271
właścicielka nie dba o uczennice, a dziewczęta nie dojadają.
Oczywiście, w związku z tym nawet nie przyszło mi do
głowy, że Sophy uciekła, a wy nie wiecie, gdzie też się
podziewa.
Wyobrażasz sobie zatem moje zaskoczenie, kiedy się o
wszystkim dowiedziałem. W ubiegły wtorek, niedługo po
tym, jak  Provender stanął na kotwicy w zatoce, siedziałem
sobie pod wieczór na werandzie, przyglądając się
omasztowaniu statku, rysującemu się malowniczo na tle
nieba, gdy nagle zobaczyłem, że drogą zbliża się ku mnie
dwóch nieznajomych białych wędrowców. Jeden z nich był
wysokim, młodym mężczyzną, drugi chłopcem, który
wydawał się niemal tańczyć z radości na widok mego domu.
Zatkało mnie, kiedy chłopiec, który pokonał biegiem kilka
ostatnich jardów, dzielących go od progu, rzucił mi się
nieoczekiwanie na szyję, wołając:  Papo, papo! Nareszcie
wróciłam! . Dopiero po kilku chwilach uspokoiłem się i
zrozumiałem, że ten obdarty urwis to nie kto inny, jak moja
rodzona, ukochana córka.
Hałas usłyszała także jej stara murzyńska niania, którą
Sophy zna od siódmego roku życia, a którą nadal zatrudniam
do rozmaitych prac domowych. Wybiegła na werandę, po
czym nastąpiło niezwykle czułe powitanie.
Tymczasem wysoki młodzieniec, pozostawiony sam sobie
i zupełnie obcy, stał ze swobodną miną z boku i przyglądał się
domowi, plantacji i krajobrazowi, czekając cierpliwie, aż ktoś
wreszcie zwróci na niego uwagę.
To właśnie stara Mamusia pierwsza wskazała mi
młodzieńca ruchem głowy mówiąc:
- Panie, ten człek będzie mężem twojej córki?
- Mężem mojej córki?! - zawołałem zaskoczony.
- Ach, oczywiście, papo! - wykrzyknęła Sophy. - Wzięła
mężczyznę za rękę i podprowadziła go bliżej. - To jest Paddy.
272
- Miło mi cię poznać, panie - powiedział.
Muszę przyznać, że choć podejrzewałem, co się święci,
uśmiechał się czarująco i sprawiał wrażenie bardzo pewnego
siebie.
- Czy jeszcze za wcześnie, by prosić cię o rękę twojej
córki?
- Za wcześnie, panie! Nic o tobie nie wiem. Nie znam
nawet twojego nazwiska.
- Zwę się O'Ryan, panie.
- A jak to się stało, że jesteś z moją córką?
- Panie, na wszystko być czas - przerwała mi stara niania.
- Panienka umyć się teraz, panienko Sophy. Założyć suknię.
Młodym damom nie przystoją spodnie.
- Kiedy w spodniach jest mi bardzo wygodnie. Lubię je -
odparła Sophy.
- Nic nie szkodzi, panienka iść teraz ze mną.
Stara niania ma posłuch u Sophy, toteż już bez zwłoki
oboje pozwolili zaprowadzić się do domu. Ucieszyłem się
nawet, że będę miał trochę czasu, żeby dojść do siebie.
Jeszcze przed chwilą byłem przekonany, że moja córka
przebywa bezpiecznie w seminarium dla dziewcząt w
Londynie, a oto stoi przede mną obszarpana i umorusana,
przebrana za chłopca i w towarzystwie nie znanego mi
zupełnie kandydata do jej ręki! Każdemu na moim miejscu
dałoby to wiele do myślenia.
Tymczasem, kiedy niania zajęła się Sophy i O'Ryanem,
służący przyniósł mi pocztę, która przybyła tym samym
statkiem, co oni. Przeglądam ją i co widzę? Twój list, w
którym zawiadamiasz o zniknięciu Sophy. Ach, kochany
szwagrze, przykro mi niezmiernie, że przysporzyła wam tylu
zmartwień i niepokoju. Obawiam się, że dopóki nie
otrzymacie tego listu, będziecie się nadal zastanawiać, gdzie
może się podziewać moja córka.
273
Wracam jednak do dnia przyjazdu Sophy na Barbados.
Ujrzałem ich oboje ponownie mniej więcej godzinę pózniej,
kiedy doprowadzili się już do porządku: Sophy ubrała się w
białą muślinową suknię, a młodzieniec wykąpał się, ogolił i
włożył moją starą koszulę i spodnie, które kazałem wyrzucić,
ale które najwyrazniej uratowała przed śmietnikiem
Mamusia. Zapytałem, czy są głodni, ale oni chcieli napić się
tylko limonowego soku, Sophy stwierdziła bowiem, że jest
zbyt szczęśliwa i podekscytowana, żeby jeść.
- A zatem macie mi chyba wiele do powiedzenia? -
zapytałem.
- W samej rzeczy - odparła Sophy. - Od czego
powinniśmy zacząć, Paddy? Sam opowiesz ojcu o naszych
przygodach, czy ja mam to zrobić?
Ostatecznie opowiadali na zmianę, ale we wszystkich
ważniejszych punktach opowieści Sophy z wdziękiem
oddawała głos O'Ryanowi.
Jestem pewien, że ciekawi was, jak udało jej się uciec z
tego  więzienia (tak Sophy nazywa swoją szkołę), a że
opiekowaliście się nią bardzo długo, powinniście
niewątpliwie poznać wszystkie szczegóły. Opowiem wam
więc te historię tak, jak oni opowiedzieli ją mnie. Nawiasem
mówiąc, podsunąłem Sophy, żeby sama do was napisała,
prosiła mnie jednak, by jej do tego nie zmuszać. Nie ma
lekkiej ręki do pisania, a przez ostatni tydzień brakowało jej
czasu, odwiedzała bowiem swoich dawnych znajomych i
jezdziła z O'Ryanem po wyspie.
Podobno celowo na dzień ucieczki ze szkoły wybrali tę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •