[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiec przetarł ją rękawicą. Była ósma trzydzieści.  Godzina w sam raz na party. Zrodek
wieczoru - pomyślał. Oparł się o pień sosny i patrzył w dół. Wiatr ustał trochę, mógł więc
ściągnąć golf zakrywający mu twarz i odpiąć skórzaną kurtkę. Ustawił soczewki lornetki
Bushnell Armored i śledził przez nią dolinę. Miasto, zwykłe miasto, nic w nim nie uległo
zmianie. Na rynku grał zespół ubrany w zielono-niebieskie kostiumy. Odgłosy muzyki były z
tej odległości ledwie słyszalne. Dzieci tańczyły w tłumie widzów otaczających kapelę. Na
drugim końcu miasta jechał samochód. Przez chwilę Rourke zastanawiał się, czy aby nie
zwariował. Niebawem jednak doszedł do siebie. On był normalny - ale to, co widział, nie było
normalne. Wziął do ust jedno ze swych ciemnych cygar i przesunął je językiem w lewy kącik
ust. Lornetka zadyndała na pasku. Znalazł zapalniczkę, pstryknął i zanurzył koniec cygara w jej
płomieniu. Zaciągnął się dymem, aż poczuł go w płucach.
Razem z Paulem i Natalią często rozmawiali o tym, że świat zwariował. A poniżej w
dolinie rozciągał się skrawek świata, który pozostał nie zmieniony. Czy to było szaleństwo?
Zamknął oczy, wsłuchując się w muzykę... Miał rozpiętą kurtkę, ale nie zdjąłby jej teraz, nawet
gdyby było gorąco. Skrywała ona dwa nierdzewne Detonics y. Zdecydował się, że wjedzie na
swym Harleyu do miasta. Python i kabura były schowane do pojemnika, a CAR-15 zawinięty w
koc. Tylko bardzo sprytna i ciekawska osoba zdołałaby się domyślić, że jest to pistolet.
Minął małą szkołę. Teraz słyszał muzykę znacznie wyrazniej. Szkoła mogła pomieścić
około trzystu uczniów, ocenił szybko. Ze wzniesienia widział znaczną część doliny, lecz
szczegóły zacierały się. Teraz mógł obejrzeć miasto dokładniej. %7ładnych śladów plądrowania,
bombardowania czy strzelaniny. Nic tutaj nie wskazywało na to, że w ogóle toczyła się wojna.
Noc Wojny jakby nie dotknęła tego miejsca. Poczuł się jak brytyjski bohater Hiltona,
wjeżdżający do Shangri-La i zostawiający za sobą zamieć.
- Burza - szepnął do siebie. Nie było wiadomo, czy miał na myśli żywioł natury, czy też
ten rozpętany przez ludzi...
Zatrzymał swego Harleya przed znakiem  stop . Po przeciwnej stronie skrzyżowania
stał policyjny samochód. John poprawił dłonią włosy. Następnie, ruszając z miejsca, machnął
ręką i kiwnął głową do policjanta. Ten z uwagą popatrzył na przejeżdżającego Rourke a, ale nic
nie powiedział. John żuł niedopałek cygara. Dojechał do końca dzielnicy willowej
wyglądającej jak reklama z prospektu, a potem skręcił w lewo, zwalniając przed znakiem
 uwaga na drogę z pierwszeństwem przejazdu . Jadąc w stronę oświetlonego placu, dostrzegł
po prawej stronie bibliotekę publiczną. Na schodach przed budynkiem siedział miody chłopak
z dziewczyną ubraną w kolorową sukienkę. Rozmawiali. Chłopak spojrzał na Rourke a, który
kiwnął do niego głową. Minął pocztę, przy której ulica prowadząca do rynku skręcała.
Zatrzymał Harleya przy barierce z łańcuchów, nie przestając się dziwić temu, co widział.
Wszystko wyglądało tak jak z góry. Kapela grała, młodzi ludzie tańczyli przytupując, a dzieci
biegały i bawiły się, ciągnąc swoje matki. Na placu było około dwustu osób. Rourke wyłączył
stacyjkę motoru. Zespół grał, a on usiadł i pogrążył się w tym dziwnym nastroju. Słuchał
muzyki granej przez kapelę, ale słyszał zupełnie inną, słyszał piosenkę, którą wraz z żoną
nazywali  ich piosenką. Tańczyli przy niej wiele razy. Patrząc na twarze obcych dzieci,
widział twarze Michaela i Annie. Tym, czego nie mógł powstrzymać, co odczuwał
najdotkliwiej, była tęsknota za światem, który już nie wróci. Sarah patrzyła na niego,
uśmiechała się i wszystko mu wybaczała...
Niebiesko-zielona kapela skończyła grać i w głośnikach dał się słyszeć szum płyty. Gdy
wreszcie ustał zgrzyt igły o plastik, zabrzmiała muzyka country. Przez lukę w tłumie zobaczył
jeszcze więcej dzieci. Dziewczynki były ubrane w zielono-białe bluzki i króciutkie spódniczki,
spod których wystawały halki. Najstarsze z dziewczynek wyglądały na około dwanaście lat, zaś
najmłodsze były mniej więcej w wieku Annie, a więc miały pięć lat. Chłopcy mieli na sobie
zielone spodnie, białe koszule i krawaty. Było ich kilku, stali w szeregu z boku. Zaczęli tań-
czyć. Rourke poczuł jakiś smakowity zapach. Odwrócił się. Po lewej stronie, na skraju placu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •