[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chłopców (i przekazać wiadomość Gondagilowi), kiedy zadzwonił telefon.
Dzwoniono ze stacji, Ram słuchał z niedowierzaniem. Miranda słyszała tylko jego
krótkie komentarze, które jednak oznaczały, i\ chłopcy się znalezli. To oczywiście wielka
radość, ale...
W pewnym momencie Ram powiedział:
 Naprawdę to zrobił? Ale\ to fantastyczne! I zabrali go ze sobą? Tutaj, do naszego
królestwa? Jakie to nieprzemyślane...
Miranda zerwała się na równe nogi
 Kogo?  zapytała teatralnym szeptem.
Ram machnął ręką, \eby się uspokoiła.
 Nie wypuszczajcie go ze stacji  mówił do telefonu.  Chłopców zresztą te\ nie.
Jeśli byli w Górach Czarnych, to są z pewnością oblepieni bakteriami i innym paskudztwem.
Tak, wiewiórkę te\! Te same zabiegi dla wszystkich. Gondola powinna zostać
zdezynfekowana... To ju\ tylko wrak...? Prawie. Rozumiem. Ta wyprawa to prawdziwy
hazard.
Kiedy nareszcie zakończył rozmowę, zwrócił się do zniecierpliwionej Mirandy.
 Tak, to on. Gondagil. No, no, \adnych łez, proszę, masz tu chusteczkę. On uratował
chłopców od straszliwej śmierci, tak przynajmniej opowiada Jori ludziom z kwarantanny. A
teraz Gondagil jest tutaj w...
 IdÄ™ tam natychmiast!
Ram złapał ją za rękę.
 Mowy nie ma! On musi odbyć kwarantannę, tyle chyba rozumiesz, musi tam zostać
co najmniej do jutra. Absolutnie nie mo\esz się z nim spotkać.
 W takim razie rozbiję namiot koło stacji.
 Proszę bardzo  Ram uśmiechnął się z odrobiną szyderstwa.
Z czułą wesołością patrzył, jak dziewczyna wybiega niczym strzała. Z pewnością jest
zadowolona, pomyślał. Jak to dobrze, \e problemy rozwiązały się tak nieoczekiwanie. Teraz
będzie chciała pokazać Gondagilowi, \e bardzo go kocha i \e czeka na niego. Jakby ktoś
mógł mieć co do tego wątpliwości.
Piękna twarz Rama o rysach Lemura spowa\niała. Mnie te\ ul\yło, pomyślał teraz.
Bardzo mi ul\yło. Chłopcy są bezpieczni I... nie byłoby lekko przerywać tych więzi, jakie
powstały między Mirandą a jej dzikim mę\czyzną.
Znowu jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Wrócili \ywi z Gór Czarnych? Nigdy
przedtem nic takiego się nie przytrafiło! No tak, ale to zupełnie wyjątkowa grupa, ci młodzi
szaleńcy. Dzielni, spragnieni \ycia, odwa\ni a\ do głupoty, niekiedy naprawdę człowiekowi
chce się płakać, ale w przyszłości na pewno wyrośnie z nich prawdziwa elita.
Przygotował się do wyjazdu na stację kwarantanny. Było ju\ pózno, od dawna trwał
czas snu, on jednak musiał natychmiast porozmawiać z odnalezionymi uciekinierami,
wydobyć z nich wszystkie informacje, które jeszcze na świe\o tkwią im w pamięci.
To oczywiste, \e będzie z nimi rozmawiać przez kraty. Nie chciał tylko mówić
Mirandzie, \e istnieje taka mo\liwość. śadna dziewczyna nie powinna okazywać zanadto
swoich uczuć, Miranda zaś nigdy nie potrafiła niczego ukryć. Była jak Tsi-Tsungga. Nic
dziwnego, \e siÄ™ tak zaprzyjaznili.
Ale Gondagil jest człowiekiem jak najbardziej odpowiednim dla Mirandy, to Ram
zauwa\ył na samym początku. I Miranda tak\e jest dla niego odpowiednia. Ona potrafi nadać
sens \yciu Gondagila. Na szczęście nie będzie musiał ich rozdzielać.
Spojrzał w górę ku Zwiętemu Słońcu, które jest bóstwem Lemurów, i westchnął z
wdzięcznością.
 Niczego nie rozumiem  rzekła Paula głucho.  Absolutnie niczego!
 Ja te\ nie  odparła Oriana szeptem. Po pompowaniu \ołądka bardzo bolało ją
gardło. Obie panie dopiero co się sobie przedstawiły.
Oriana le\ała na łó\ku w płaszczu kąpielowym z jasnoniebieskiej, delikatnej i
przewiewnej tkaniny froteé, nigdy przedtem takiego materiaÅ‚u nie widziaÅ‚a. Paula chodziÅ‚a
tam i z powrotem po białym, przestronnym pokoju w bardzo podobnym płaszczu
kÄ…pielowym.
 Dopiero co byłam na cyplu nad jakimś jeziorem  mówiła Paula, wymachując
rękami.  Była noc, świecił księ\yc, wokół mnie panowała cisza. I nagle jestem tutaj! A w
ogóle, co to znaczy  tutaj ?
Oriana z rozmarzeniem wpatrywała się w sufit.
 Ja te\ byłam nad jeziorem. Nagle nadszedł mój mą\. Był na mnie wściekły,
poniewa\ ja... A zresztą, niewa\ne. Potem nie pamiętam ju\ absolutnie niczego, dopóki nie
obudziłam się w tym pokoju. Wygląda strasznie obco.  Roześmiała się krótko.  Przyszła mi
do głowy absurdalna idea...
 Czy mogłabym ją usłyszeć?
 Nie, to głupie! A zresztą, po prostu chciałam odebrać sobie \ycie. I teraz
pomyślałam, \e jestem martwa. I trafiłam do nieba. Bo przecie\ jest tu tak cicho, czysto i
pięknie. Ale czy w niebie człowieka mo\e boleć gardło?
Roześmiały się obie, ale był to bardzo niepewny śmiech, sytuacja przedstawiała się
groteskowo.
Rozmawiały ze sobą jeszcze chwilę i ustaliły, \e znajdowały się nad tym samym
jeziorem. Ale co się stało potem i w jaki sposób dostały się tutaj, \adna nie pojmowała.
Chocia\ bardzo się od siebie ró\niły, łatwo nawiązały porozumienie. Trochę
niepohamowana w swoich zachowaniach Paula przejęła maniery i sposób mówienia
wyrafinowanej Oriany, chocia\ od czasu do czasu dawała o sobie znać jej gwałtowna natura.
Oriana powiedziała odrobinę skrępowana:
 Muszę przyznać, \e tam nad jeziorem mogło się stać naprawdę wszystko, a ja i tak
niczego bym nie zauwa\yła. Poniewa\ byłam porządnie pijana. Wypiłam pół butelki koniaku
i zjadłam mnóstwo barbituratów.
 Barbi...?
 Tabletek nasennych. śeby umrzeć. Ale myślę... myślę, \e zrobiono mi... płukanie
\ołądka. Bogu dzięki, \e byłam nieprzytomna! To potwornie upokarzający zabieg. Człowiek
nie ma ochoty o nim mówić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • absolwenci.keep.pl
  •